Między latem 1944 a wiosną 1945 r. Armia Czerwona zajęła ogromne obszary w sercu Europy, a w ślad za nią rozpoczęły się przymusowe wędrówki ludów. Stalin urządzał środek kontynentu wedle założeń sowieckiej polityki, nieliczącej się z sytuacją ukształtowaną w ciągu wieków. Obok milionów Polaków i Niemców również setki tysięcy Ukraińców musiały opuścić swe rodzinne „małe ojczyzny”. Zanim przejdziemy do akcji „Wisła” – w której wyniku Ukraińcy i Rusini zostali przesiedleni ze wschodniej Lubelszczyzny i Podkarpacia na zachodnie Pomorze, Dolny Śląsk, ziemię lubuską oraz Warmię i Mazury – powiedzmy o ich migracji, a także wypędzeniach na wschód, w powojenne granice ZSRS.
Wraz z Sowietami
O przesiedleniach Ukraińców na wschód niemal się nie pamięta, a przecież objęły one o wiele więcej ludzi niż akcja „Wisła”, stanowiąca zresztą w pamięci dotkniętych nimi mieszkańców ciąg dalszy tego samego zjawiska. Przesiedlenia te były wynikiem umów zawartych już 8 września 1944 r. między marionetkowym Polskim Komitetem Wyzwolenia Narodowego a rządami trzech również marionetkowych republik sowieckich – ukraińskiej, białoruskiej i litewskiej. Ze strony komunistycznego PKWN podpisał umowę Edward Osóbka-Morawski, a ze strony ukraińskiej – Nikita Chruszczow. „Porozumienie” wykonywano według tajnej sowieckiej instrukcji przekazanej kilka dni później przez przedstawiciela ZSRS przy PKWN gen. Nikołaja Bułganina, a pełnomocnikiem ds. jej wykonania został Mykoła Pidhornyj (czyli Nikołaj Podgorny, późniejszy przewodniczący Rady Najwyższej ZSRS).
Czytaj też:
Ludobójstwo na Wołyniu
Zgodnie z umową polsko-ukraińską do Polski mieli zostać „repatriowani” (faktycznie: depatriowani, czyli pozbawieni ojczyzny) Polacy i Żydzi z dawnych województw: tarnopolskiego, stanisławowskiego i lwowskiego, natomiast z ziem pozostawionych przy przyszłej PRL (województw: rzeszowskiego, lubelskiego i krakowskiego) – Ukraińcy i Rusini. Obszar „repatriacji” podzielono na 15 rejonów, w których działały komisje pekawuenowsko-sowieckie, przyjmujące i weryfikujące zgłoszenia chętnych do wyjazdu i organizujące transporty. Założenie, że Ukraińcy będą chcieli opuścić rodzinne strony dobrowolnie, sprawdziło się do pewnego stopnia w pierwszej fazie przesiedleń, zwłaszcza wśród naiwnych Rusinów.
Zachętami do wyjazdu miało być zwolnienie od wszelkich podatków oraz anulowanie wszystkich zaległych płatności. Obiecywano ekwiwalenty za pozostawione mienie oraz nadziały do 15 ha ziemi. Poza „marchewką” dla chętnych do wyjazdu był też „kij” dla opornych – wyłączenie ludności ukraińskiej z reformy rolnej, likwidacja szkolnictwa ukraińskiego, delegalizacja Kościołów: greckokatolickiego i polskiego autokefalicznego prawosławnego. Z 500 tys. osób, które – jak szacowano – były uprawnione do wyjazdu, wyjechało do połowy 1945 r. 80 tys. Były to przeważnie rodziny ukraińskie z wiosek spalonych podczas działań wojennych i partyzanckich.
Efekty akcji uznano za niewystarczające. Zrezygnowano z zasady dobrowolności i zastosowano przymus, przy czym wysiedlano nawet rodziny czerwonoarmistów – zgodnie z przedwojennymi prawami zakazującymi obywatelom polskim służby w obcej armii, a także zamieszkiwania na terenach przygranicznych (dotknęło to zwłaszcza Łemków). Wysiedleń dokonywano pod nadzorem trzech dywizji wojska (3., 8. i 9.) oraz UB i MO. Akcja ta zyskiwała jednak w społeczeństwie polskim rosnące poparcie, ponieważ UPA rozpoczęła działania zbrojne, dywersyjne i odwetowe, a pamięć niedawnych zbrodni dokonywanych przez tę organizację przeciwko naszemu narodowi stanowiła niezagojoną ranę. Do końca 1945 r. przesiedlono ponad 80 tys. osób (ponad 20 tys. rodzin).
Kolejne wysiedlenia – w pierwszej połowie 1946 r., dokonywane nadal na podstawie przedłużanej umowy z Sowietami z 1944 r. – miały już przebieg dramatyczny. Zastępca szefa Sztabu Generalnego gen. Stefan Mossor wydał rozkaz utworzenia – jak na wojnie – Grupy Operacyjnej „Rzeszów” pod dowództwem gen. Jana Rotkiewicza, do której poza wymienionymi dywizjami dołączono dodatkowe pułki WP, a także wszystkie siły WOP, KBW, UB i MO. Wojsko przeprowadziło pacyfikacje kilku wsi (m.in. Terki i Zawadki Mochorowskiej), podczas których zginęły dziesiątki mieszkańców. Aresztowano członków greckokatolickiej kapituły przemyskiej wraz z bp. Hryhorijem Łakotą. I tak w pierwszej połowie 1946 r. wysiedlono ponad ćwierć miliona osób; niemal 50 tys. rodzin.
Oblicza się, że zanim rozpoczęto akcję „Wisła”, tereny pod jurysdykcją państwa polskiego opuściło blisko 480 tys. Ukraińców – zdecydowana większość z nich pod przymusem. Zauważmy też jednak, że w tym samym czasie z terenów II RP zaanektowanych do Ukraińskiej SRS wysiedlono niemal dwukrotnie więcej Polaków, dla których Małopolska Wschodnia i Wołyń były najbliższą ojczyzną. A pamiętajmy, że liczni Polacy uciekli stamtąd wcześniej do centralnej Polski w obawie przed rzeziami UPA, nadchodzącą Armią Czerwoną i następną okupacją sowiecką.
Akcja im. generała Ś.
Oto relacja Jewhena Czubyńskiego, mającego sześć lat, gdy na przełomie kwietnia i maja 1947 r. wysiedlano jego rodzinną wioskę Hroszówkę w powiecie brzozowskim (relacja spisana po ukraińsku, a zamieszczona przez Bogdana Huka w opracowaniu „1947”):
„Najstraszniejszym dniem dla naszej wsi był 27 kwietnia 1947 roku. Wczesnym rankiem przyjechało dużo polskiego wojska, okrążyli oni wieś tak szczelnie, że nawet kot czy pies nie zdołały uciec. Żołnierze weszli do każdego domu i powiedzieli: »Macie trzy godziny na spakowanie się, wysiedlamy was wszystkich«. Ludzie brali ze sobą, co kto miał, ale było tego niewiele, bo konie, krowy, lepsza odzież zostały już zrabowane przez Polaków. Ludzie szli jedynie z tłumoczkiem w rękach albo na plecach. Zapędzili nas do punktu zbiorczego we wsi Wara. Tego dnia wysiedlili także Jabłonicę. Przez kilka dni trzymali nas wszystkich w stodole. Ci, którzy nie mieli co jeść, dostawali pożywienie od wojska, które zarazem pilnowało nas ze wszystkich stron. Żołnierze powiedzieli, że jeśli ktoś będzie uciekać, będą do niego strzelać. Były z nami także polskie rodziny z naszej wsi, chociaż wojsko chciało ich zostawić, dlatego że byli Polakami. Ale oni powiedzieli nie, bo jak jedzie cała wieś, to oni też pojadą… Śmiesznie było z tymi wywiezionymi wraz z nami Polakami, bo nikt nie wierzył, że są oni Polakami, tym bardziej że nie potrafili nawet mówić dobrze po polsku”.
28 kwietnia 1947 r. Zgodnie z decyzją Biura Politycznego KC PPR – i planem akcji sporządzonym na rozkaz ministra obrony narodowej marsz. Michała Roli-Żymierskiego przez gen. Mossora – rozpoczęła się akcja „Wisła”. Na dowódcę wyznaczono właśnie gen. Mossora, na zastępcę ds. bezpieczeństwa – Grzegorza Korczyńskiego, a na zastępcę ds. KBW – płk. Juliusza Hibnera. Operacja polegała na przymusowym wysiedleniu wszystkich Ukraińców i Rusinów, jacy pozostali na tzw. Zakerzoniu. Tak w OUN i UPA nazywano tereny leżące na zachód od domniemanej linii Curzona, mającej ograniczać od wschodu terytoria polskie po I wojnie światowej. Wedle nacjonalistów ukraińskich po II wojnie owa linia miała biec wzdłuż Dunajca i Sanu, a dalej na północ pozostawić po stronie ukraińskiej również Chełmszczyznę i Zamojszczyznę.
Co ciekawe, roszczenia do tych ziem wysuwali jeszcze w 1944 r. również dostojnicy sowieccy pochodzenia ukraińskiego z Nikitą Chruszczowem i Ołeksandrem Kornijczukiem na czele (dramatopisarz i minister USRS, mąż Wandy Wasilewskiej). Wyglądałoby więc na to, że polscy komuniści – usuwając żywioł ukraiński z tych terenów – chcieli wytrącić z ręki argument zarówno nacjonalistycznym, jak i bolszewickim rewizjonistom z Ukrainy. Czy jednak Stalin byłby gotów jeszcze bardziej – zwłaszcza po zabraniu nam Lwowa i Borysławia – dotknąć Polaków.