Zamach na namiestnika Potockiego. Morderca w zaskakujący sposób uniknął kary
  • Tomasz StańczykAutor:Tomasz Stańczyk

Zamach na namiestnika Potockiego. Morderca w zaskakujący sposób uniknął kary

Dodano: 

Siczyński miał zawołać: „Nic mu woda nie pomoże”. Na pytanie jednego z urzędników, czy ma zawołać lekarza, Potocki odpowiedział: „On prawdopodobnie będzie mniej potrzebny niż ksiądz. Proszę poprosić moją żonę”. Zanim pojawili się lekarze i ksiądz, Potocki podyktował swoją ostatnią wolę. Powiedział też, by zatelegrafować do cesarza, że był jego wiernym sługą. Po czym spowiadał się przez kilka minut. Do żony powiedział: „Tyś była moim szczęściem, światłem i słońcem przez całe życie”. Po strzałach Siczyńskiego – jedna z kul przeszyła mózg – Andrzej Potocki żył jeszcze przez ponad godzinę.

Siczyński nie zamierzał uciekać. Wyprowadzany z gabinetu namiestnika powiedział do ukraińskich chłopów czekających na audiencję: „To za wybory, za Kahańca i za waszu krywdu”. Marko Kahaniec został zabity przez żandarma podczas kampanii wyborczej, gdy usiłował wyrwać mu karabin.

Nienawiść silniejsza

Zabójstwo Andrzeja Potockiego wywołało dwojakie reakcje ze strony ukraińskich elit. Były i potępienie zbrodni, i jej gloryfikacja. Profesor Stanisław Tarnowski, lider konserwatystów krakowskich, we wspomnieniu pośmiertnym o Potockim pisał, że choć Rusin zabił Potockiego, to nikt nie myśli, żeby całą Ruś winić za tę zbrodnię. Przypominał potępienie mordu przez metropolitę Szeptyckiego i inne głosy „uczciwe i dobre”, lecz stwierdzał, że liczniejsze były głosy nienawiści.

„Wiemy, że są Rusini, których patriotyzmem jest nienawiść, ideałem humańszczyzna; czytamy i słyszymy te wrzaski dzikiej radości nad ciałem zabitego, okrzyki na cześć zabójcy, te groźby nowych mordów, ten chór kłamstw i potwarzy”.

Czytaj też:
Wojna o Morskie Oko

Głowa Kościoła greckokatolickiego, metropolita Andrzej Szeptycki – wnuk Aleksandra Fredry – w zdecydowany sposób potępiła zamach. W kazaniu wygłoszonym w Wielki Piątek duchowny mówił, że zabójca Potockiego podeptał przykazanie „Nie zabijaj”. Szeptycki mówił: „Zbrodnią nie służy się narodowi. Zbrodnia popełniona w imię patriotyzmu jest zbrodnią nie tylko wobec Boga, lecz także wobec społeczeństwa własnego”. Metropolita podkreślał, że sprawie narodowej nie wolno służyć zakrwawionymi rękami: „Nie! Nie! Na Boga nie!”.

Jego stanowcze słowa wywołały gniew, wręcz wściekłość ukraińskich nacjonalistów. Stanisław Stępień w artykule przedstawiającym stanowisko metropolity wobec terroru politycznego pisał, że Szeptycki został zaatakowany przez jednego z liderów Ukraińskiej Partii Radykalnej, Kyryła Trylowskiego. „Szeptycki był dla Trylowśkiego polskim szlachcicem, który podstępem wdarł się na świętojurski tron katedralny, by jak Konrad Wallenrod rozsadzić naród ukraiński od wewnątrz”.

Julian Romańczuk i Mykoła Wasylko, członkowie prezydium Klubu Ukraińskiego w austriackim parlamencie, w liście opublikowanym w „Neue Freie Presse” potępili czyn Siczyńskiego. Romańczuk tłumaczył się, że nie było to stanowisko Klubu Ukraińskiego, jak podpisała ich list gazeta, a w pogrzebie namiestnika Potockiego wziął udział jako osoba prywatna. Podczas zebrania Ukraińców mieszkających w Wiedniu doszło do polemiki między posłami Wasylkiem i Trylowskim. Wasylko mówił, że ci, którzy stoją na czele narodu, nie mogą nie potępić czynu, który może wykreślić Ukraińców z listy narodów cywilizowanych, dlatego potrzebna była deklaracja, że niecały naród się solidaryzuje z zabójcą. Trylowski zarzucił Wasylce, że jego zachowanie jest niegodne Ukraińca. Wołano: „Cześć Siczyńskiemu!”, jednak rezolucji wyrażającej podziw i wdzięczność dla Siczyńskiego, pod wpływem argumentacji Wasylki, nie uchwalono.

Ukraiński poseł do austriackiego parlamentu, Wiaczesław Budzynowski, relacjonował austriackim gazetom, że na wieść o zabójstwie Potockiego wśród ukraińskich posłów zapanowała żywa radość, padali sobie w objęcia i całowali się. Budzynowski zapisał się rok wcześniej wystąpieniem w parlamencie, podczas którego mówił do polskich posłów: „W kraju naszym przed Sanem nie będziemy was absolutnie cierpieć, lecz wybierzemy dla was prawdziwie złoty środek; zaprowadzimy was nad San i tam poprzywiązujemy wam kamienie do szyi i wprost do wody”. Eugeniusz Lewicki, poseł do parlamentu austriackiego, pocieszał swoją żonę Ołenę, siostrę mordercy: „Ogólne zadowolenie narodowe niech będzie dla ciebie pociechą”. Delegacja studentów ukraińskich wyraziła jej podziw dla jednego z pierwszych bohaterów ukraińskich. Ołena Lewicka odpowiedziała, że jest dumna z brata. Po zabójstwie Potockiego imię Mirosław było bardzo często nadawane ukraińskim dzieciom.

Pierwszy proces Mirosława Siczyńskiego odbył się pod koniec czerwca 1908 r. Obrońca Kost’ Lewicki mówił, że jego klient miał wielkie poczucie krzywdy, jaka spotyka Ukraińców: „A kogóż miał winić Siczyński za to wszystko? Czy żandarma, czy starostę? Chyba tylko szefa kraju, który musiał być za to odpowiedzialnym”. Siczyński i jego obrona powoływali się na śmierć Kahańca i kilku innych chłopów ukraińskich podczas wyborów jako wydarzenia, które doprowadziły do zamachu na namiestnika Andrzeja Potockiego.

Jednak Czesław Partacz, we wspominanej książce „Od Badeniego do Potockiego”, twierdzi, że Potocki nie zginął z powodu napiętych stosunków polsko-ukraińskich, lecz był ofiarą walk dwóch partii: narodowodemokratycznej i moskalofilskiej. „Moralnie i propagandowo zabili go narodowcy za to, że nie chciał prześladować moskalofilów. Rządy Potockiego były dla Ukraińców pomyślne i życzliwe poza chwilowym poparciem starorusinów”.

Chciał zabić

Siczyński został skazany na karę śmieci. Kasacja wyroku doprowadziła do drugiego procesu, w kwietniu 1909 r. Obrona argumentowała, że Siczyński jest być może niezrównoważony psychicznie. Była to próba uratowania go przed karą śmierci, lecz jednocześnie odzierała zamachowca z mitu ukraińskiego bohatera. Psychiatrzy orzekli jednak, że Siczyński zabijając Potockiego, był przy zdrowych zmysłach. Polemikę na sali sądowej wywołało zachowanie się mordercy zaraz po oddaniu strzałów do Potockiego. Komisarz policji Bihun zeznał, że Siczyński oświadczył, iż byłaby wielka szkoda, gdyby namiestnik przeżył. „Zastriływyjem toho łotra, tylko zdaje sia ne na smert’, czoho bułaby wełyka szkoda, za wybory i za krywdu naszu”. Na sali sądowej Siczyński zaprzeczył, że tak powiedział. Wprawdzie z czynu był zadowolony, ale żal mu, że tak to tragicznie – śmiercią Potockiego – się skończyło. Jednak inny świadek zeznawał, że zamachowiec zaraz po oddaniu strzałów do Potockiego mówił: „Byłbym go zabił na ulicy lub gdzie indziej, bo mu się to dawno należało”. Po wielu latach Siczyński mówił Aleksandrowi Jancie-Połczyńskiemu, że szedł do pałacu namiestnika, by zabić Potockiego.

Czytaj też:
Rebelia '39. Kresy w ogniu

Podczas procesu powiedział o namiestniku: „Wiedziałem, że śmierć jego nie przyniesie realnych korzyści dla nas, i poniekąd żałowałem śmierci człowieka. Ale ostatecznie, gdy zauważyłem, że strona przeciwna nie waha się przelewać krwi od 40 lat, śmierci tej przestałem żałować. Polityka Potockiego zabijała mój naród i szkodziła polskiemu”. Twierdził, że większość Ukraińców nie uważa go za złoczyńcę. Usprawiedliwiając swój czyn, powoływał się na książkę Romana Dmowskiego „Myśli nowoczesnego Polaka”, wydaną kilka lat wcześniej we Lwowie, w której miał wyczytać pochwałę terroru jako czynu usprawiedliwionego dobrem narodu.

W drugim procesie ława przysięgłych uznała, że Siczyński jest winny zamordowania Potockiego, ale jednocześnie zwróciła się z wnioskiem do trybunału orzekającego, by polecił obwinionego łasce cesarza Franciszka Józefa I. „Kurier Lwowski” relacjonując zakończenie procesu, pisał: „Śmierci Siczyńskiego nie chce nikt ze społeczeństwa polskiego […]. Przeświadczeni też jesteśmy, że nasza reprezentacja parlamentarna – o ile to w jej mocy leży – poprze swoim wpływem opinię społeczeństwa naszego, której wyrazem jest jednomyślne wołanie sędziów przysięgłych o ułaskawienie”. Wyrok trybunału, który skazał Siczyńskiego na śmierć, uznała gazeta za „formalność jurydyczną”. Franciszek Józef zamienił karę śmieci na 20 lat więzienia. O łaskę dla Siczyńskiego prosiła żona zamordowanego namiestnika, Krystyna Potocka. Skłonił ją do tego Michał Bobrzyński, następca Potockiego, gdyż nie chciał zaognić stosunków polsko-ukraińskich. Syn namiestnika Andrzeja Potockiego i Krystyny Potockiej – Andrzej Potocki – został zamordowany we wrześniu 1939 r. przez Ukraińców koło miejscowości Wielkie Oczy.

Mirosław Siczyński zbiegł przy pomocy ukraińskich dozorców z więzienia w Stanisławowie w 1911 r. Współorganizatorem ucieczki był Dmytro Witowski, późniejszy oficer Ukraińskich Strzelców Siczowych, biorący w listopadzie 1918 r. udział w walkach o Lwów. Siczyński po kilku latach zamieszkał w Stanach Zjednoczonych, gdzie zmarł w 1979 r. Odwiedzał sowiecką Ukrainę, co dało powód do przypuszczeń, że być może był związany ze służbami specjalnymi Kremla.

Cztery lata temu rada obwodu lwowskiego podjęła uchwałę upamiętniającą bohaterski czyn Siczyńskiego. Na murze pałacu, w którym doszło do zabójstwa Potockiego, została odsłonięta tablica pamiątkowa, że w tym miejscu Mirosław Siczyński ukarał śmiercią namiestnika Galicji za „krwawy terror wobec Ukraińców” i fałszowanie wyborów.

Artykuł został opublikowany w 12/2017 wydaniu miesięcznika Historia Do Rzeczy.