Tymoteusz Pawłowski
Oczywiście zamienników można szukać w średniowieczu, jest nim w gruncie rzeczy nawet piwo, a raczej jęczmień, który wykorzystuje się do jego produkcji. Niegdyś produkowane było z pszenicy, jednak w czasach głodu była ona zbyt cenna, zastąpiono ją więc jęczmieniem. Planowe szukanie substytutów zaczęło się jednak wraz z powstaniem nowoczesnych państw, mających administrację wystarczająco silną do wymuszenia na obywatelach swojej woli.
Pierwszymi zatem obowiązkowymi surogatami są kartofle. Pochodzą z Ameryki, w Europie pojawiły się po niemal stu latach od ich odkrycia jako rośliny ozdobne. Dopiero wojny toczone w połowie XVIII w. sprawiły, że ziemniaki stały się podstawowym pożywieniem w naszej części Europy. Nie bez podstaw ich druga polska nazwa brzmi z niemiecka – to król Prus, Fryderyk II, wymuszał na swoich poddanych uprawę tego nielubianego przez ówczesnych rolników warzywa. Kolejnym warzywnym erzacem jest burak cukrowy. Można właściwie się spierać, czy jest to zamiennik czy – całkiem serio – broń. Cukier sprowadzano zza oceanu, gdzie produkowano go z trzciny cukrowej. W początkach XIX w. Brytyjczycy odcięli jego dostawy do Europy, która znalazła się pod panowaniem cesarza Francuzów Napoleona. Napoleon polecił więc uprawiać buraki cukrowe – nie tylko po to, żeby zaspokoić popyt na cukier, lecz także po to, żeby doprowadzić do bankructwa brytyjskie imperium kolonialne.
Substytuty na wojnie
Nowoczesna historia substytutów zaczyna się wraz z I wojną światową. Sytuacja polityczna była podobna do tej z czasów wojen napoleońskich: Brytyjczycy panowali na morzach, a Europa – tym razem podbijana przez Niemców – głodowała. Do jej wykarmienia użyto zatem substancji zastępczych. Do produkcji pieczywa używano mąki ziemniaczanej, produkując fatalny w smaku komiśniak – Kommißbrot. Ziemniaki z kolei – potrzebne do produkcji chleba – zastępowano brukwią, warzywem do tej pory używanym jako roślina pastewna.
Czytaj też:
Polskie Ypres. Niemcy zaatakowali bronią chemiczną niedaleko Warszawy
Zarówno komiśniak, jak i brukiew były znane również w czasach pokoju, jednak używano ich nad wyraz niechętnie. To dość typowe dla zamienników, z reguły są doskonale znane wcześniej, zanim pojawi się potrzeba ich masowego użycia. Tyle tylko, że są niesmaczne, drogie albo mają inne dyskwalifikujące wady. Dyskwalifikujące w czasie pokoju, bo w czasie wojny wszystko się przydaje. Margaryna – niechętnie stosowany tłuszcz roślinny – zyskała w czasie obu wojen światowych sympatię i szacunek swoich użytkowników, regularnie ulepszana stanowi dziś podstawę diety. Podobne były losy sacharyny, chleba z „wypełniaczami” czy jajek w proszku.
Jednak to nie żywienie obywateli było najważniejszym problemem rządzących. Musieli przede wszystkim żywić wojnę. Racje żywnościowe w czasie wojny zmniejszano o dwa–trzy razy i ludzie żyli. To, że później – osłabieni fatalną dietą – umierali milionami na grypę i gruźlicę, nie miało większego znaczenia dla generałów, którzy wszędzie szukali oszczędności. Zastępowanie deficytowych produktów miało olbrzymie znaczenie gospodarcze. Drewna używano przede wszystkim do budowy domów i produkcji przemysłowej. Do produkcji drobnych elementów – czy to dla domu, czy to do wyposażenia wojskowego (chociażby kolby pistoletów) – zaczęto stosować tworzywa sztuczne, początkowo kruchy bakelit, następnie coraz doskonalsze plastiki.
(...)
Jak benzyna syntetyczna zrewolucjonizowała przemysł? Dlaczego do dziś jedna z największych światowych gospodarek korzysta z tego "wojennego" paliwa?
Cały tekst dostępny w majowym numerze "Historii Do Rzeczy"!
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.