Redens stał się gorliwym wykonawcą wielkiej czystki w latach 30. „Sam wyznaczał, kto będzie zabijać oskarżonych. Czasami zabierał listę skazanych do domu i przy filiżance herbaty planował działania w Butowie na kolejny dzień, ustalając, w jakiej kolejności skazani zostaną rozstrzelani” – pisał Jörg Baberowski w biografii „Stalin”.
Tak jak wielu funkcjonariuszy NKWD także Redens sam padł ofiarą tej instytucji. I nie pomogło mu to, że był mężem siostry Nadieżdy Aliłujewej, żony Stalina.
Do końca Redensa przyczyniło się także to, że szef NKWD, Jeżow, zaproponował go na swego zastępcę. Liczył naiwnie na to, że Stalin dobrze przyjmie propozycję obsadzenia stanowiska kimś związanym z nim więzami rodzinnymi. Tymczasem los Jeżowa był przesądzony, a próbując się ratować, pociągnął za sobą Redensa. Jeszcze jedna okoliczność spowodowała, że Redens stał się ofiarą instytucji, w której pracował – był Polakiem. A od sierpnia 1937 r. NKWD prowadziło operację polską, uznając Polaków za wrogów ludu, szpiegów, kontrrewolucjonistów.
Beria, obejmując stanowisko szefa NKWD, nie zapomniał o Redensie. Aresztowano go w listopadzie 1938 r. Oskarżony został o to, że jest polskim szpiegiem i członkiem organizacji spiskowo-terrorystycznej działającej wewnątrz NKWD, kierowanej przez Jeżowa. Redens przez 4,5 miesiąca do niczego się nie przyznawał. W końcu musiał to uczynić. Zeznawał, że gdy był szefem OGPU w Moskwie, oficerowie w kilka godzin rozpatrywali kilkaset spraw, decydując o wysokości kary. W 95 proc. była to kara śmierci. „Potem spisywano protokół i dawano do podpisu Jeżowowi. Jeżow, jak niejednokrotnie sam widywałem, nawet ich nie czytał, otwierał na ostatniej stronie i ze śmiechem pytał Cesarskiego, ilu tu Polaczków... Podpisywał”. W okręgu moskiewskim aresztowano 2,5 tys.–2,7 tys. Polaków. Znakomita większość z nich została zabita. („Rozstrzelać Polaków. Ludobójstwo Polaków w Związku Sowieckim w latach 1937–1938. Dokumenty z Centrali”, oprac. Tomasz Sommer).
Czytaj też:
Męczeństwo księży w Sowietach - piekielny plan bolszewików
Redensa oskarżono także o to, że przeprowadzał masowe aresztowania niczemu niewinnych ludzi, z których wielu zostało rozstrzelanych. Była to oczywiście prawda. Diaboliczność tego oskarżenia polegała na tym, że Redens działał na polecenie Stalina. Podczas przesłuchań w NKWD Redens musiał w końcu nie tylko przyznać się do tego, że był polskim szpiegiem, lecz także oskarżyć o szpiegostwo Polaka, który bardzo wysoko doszedł w sowieckiej hierarchii – Stanisława Kosiora. W latach 1928–1938 Kosior był szefem partii bolszewickiej na sowieckiej Ukrainie, a więc w czasie kolektywizacji, walki z kułakami, oznaczającej deportacje i aresztowania, oraz wielkiego głodu. Próbował wykazywać, że ustalona przez Biuro Polityczne wysokość obowiązkowych dostaw zboża jest nadmierna i nierealna, jednak ostatecznie firmował brutalną politykę prowadzącą do tragedii wielkiego głodu.
Kosior został skazany na śmierć. Wyrok wykonał Wasilij Błochin, późniejszy kat polskich policjantów i żołnierzy więzionych w obozie w Ostaszkowie. Stanisław Kosior został zrehabilitowany w 1956 r. w Związku Sowieckim, natomiast w 2009 r. prokuratura Ukrainy uznała go – obok m.in. Stalina – za jednego ze współwinnych zbrodni ludobójstwa. Za taką bowiem uznano spowodowanie klęski głodu, która pochłonęła miliony ofiar, w tym także Polaków mieszkających na sowieckiej Ukrainie.
„Polscy szpiedzy” z POW
Niektórzy Polacy i polscy Żydzi zajmowali eksponowane stanowiska w sowieckim państwie. Romuald Muklewicz był dowódcą marynarki wojennej (1926–1931), później szefem Głównego Zarządu Budowy Okrętów, Roman Łągwa – szefem Zarządu Łączności Armii Czerwonej (1935–1937), Józef Unszlicht był zastępcą Dzierżyńskiego, zastępcą ludowego komisarza spraw wojskowych, szefem Głównego Zarządu Lotnictwa Cywilnego, Stanisław Messing – zastępcą szefa OGPU.
Stali się ofiarami operacji polskiej NKWD. Przypisano im rolę polskich szpiegów i członków rzekomo działającej w Związku Sowieckim Polskiej Organizacji Wojskowej. Według oskarżycieli z NKWD Józef Piłsudski polecił im „wkręcić się” do bolszewickich, a potem sowieckich organów władzy.
Jednym z trzech szefów „centrum POW” miał być Józef Unszlicht, który – jako zastępca Dzierżyńskiego – zapisał się rozprawą z rosyjską inteligencją w 1922 r., w wyniku której część jej wybitnych przedstawicieli zmuszono do emigracji. Nie był to jeszcze czas totalnej eksterminacji. To także Unszlicht zwracał uwagę Leninowi na precjoza i inne skarby zgromadzone w cerkwiach: sprzęty liturgiczne i przedmioty kultu. Wśród nich wiele było dzieł sztuki. Cerkwie ograbiono pod pretekstem przeznaczenia kosztowności na walkę z głodem. Jednak tylko niewielką część przeznaczono na rzecz głodujących. Unszlicht był też zaangażowany w stworzenie sowieckiej propagandy dezinformacyjnej. Przyłożył rękę do likwidacji starych działaczy bolszewickich: Zinowjewa i Kamieniewa, podpisując postanowienie Prezydium CKW ZSRS odrzucające podania o łaskę.
Na Unszlichta, w 1920 r. współorganizatora polskiej Armii Czerwonej, zrzucono winę za niepowodzenie bolszewickich wojsk pod Warszawą. Rzekomo przekazał Polakom plany natarcia. To ludzie Unszlichta mieli planować prowokacyjny zamach na francuskiego marszałka Focha podczas jego wizyty w Warszawie w 1923 r., a sam Unszlicht dogadał się z Tuchaczewskim, by ten przekazywał tajne materiały polskiemu wywiadowi. Unszlicht nie przyznał się do stawianych mu absurdalnych zarzutów, co wobec metod śledztwa wymagało nie lada odwagi. Popsuł tym samym plan urządzenia procesu pokazowego. Oczywiście jednak i tak został rozstrzelany.
Ten zaprzysięgły bolszewik miał brata Juliana, który podobnie jak on działał w Socjaldemokracji Królestwa Polskiego i Litwy – partii, z której wywodzili się niemal wszyscy Polacy i polscy Żydzi zajmujący bardziej lub mniej ważne stanowiska w Związku Sowieckim. Jednak Julian później przeszedł na katolicyzm i został księdzem. Był polskim patriotą, bo takie wychowanie odebrał w żydowskiej rodzinie, w której pamiętano o Maksymilianie Unszlichcie zesłanym na Sybir za udział w demonstracjach przed powstaniem styczniowym. Ksiądz Unszlicht został odznaczony Krzyżem Niepodległości. Józef Unszlicht, mimo atmosfery domu rodzinnego, wybrał inną drogę, uhonorowaną orderem Czerwonego Sztandaru i zakończoną w Kommunarce – miejscu egzekucji dokonywanych przez NKWD.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.