Marzenie, które skończyło się śmiercią 20 mln ludzi

Marzenie, które skończyło się śmiercią 20 mln ludzi

Dodano: 

Xianfeng zmarł niespełna rok później, w wieku zaledwie 30 lat. Dawno już stracił jakiekolwiek zainteresowanie rządzeniem i wycofał się w zacisze haremu. Jego zmęczony rozpustą organizm w końcu nie wytrzymał i monarcha odszedł z tego świata. Ledwie wydał z siebie ostatnie tchnienie, a już kliki dworskie rzuciły się sobie do gardeł w walce o władzę. Zwyciężyła główna konkubina Xianfenga i matka jego następcy – pięcioletniego wtedy Tongzhi – Cixi, która jako złowroga Cesarzowa Wdowa miała jeszcze przez 47 lat straszyć Chińczyków swą rozpustą i okrucieństwem.

Niebiańskie Królestwo Wielkiego Pokoju

Tymczasem tajpingowie przystąpili do wprowadzania na opanowanych przez siebie ziemiach nowych porządków. Zakazano palenia opium, kobiety zyskały równouprawnienie. Zwalczano alkohol, niewolnictwo i prostytucję. Masowo drukowano Biblię. Zmiany te budziły z początku szczery podziw odwiedzających Niebiańskie Królestwo Wielkiego Pokoju Europejczyków, zwłaszcza że nowo powstałe państwo odrzuciło konfucjańską fikcję głoszącą wyższość Chińczyków nad innymi narodami. Tajpingowie uważali, że wszyscy ludzie niezależnie od koloru skóry oraz miejsca pochodzenia są dziećmi Boga i są równi.

Jednym z powodów odwracania się ludzi Zachodu od tajpingów był używany przez Honga Xiuquana tytuł,Brata Chrystusa. Co to dokładnie miało znaczyć, do dziś pozostaje tajemnicą, ale wydaje się, że rację miał słynny brytyjski sinolog C.P. Fitzgerald, który porównał,,Brata Chrystusa” z używanym przez chińskich cesarzy tytułem,,Syn Niebios” i doszedł do wniosku, że miał on znaczenie czysto symboliczne.

W samym Niebiańskim Królestwie zaś pierwotny egalitaryzm ruchu gdzieś zanikł. Ci spośród tajpingów, którzy jako pierwsi podążyli za Hongiem, zaczęli nosić tytuł,,starszych braci” i stali się arystokracją nowego państwa. Zarówno sam Hong, jak i pozostali królowie żyli teraz w luksusie. Religijny przywódca tajpingów rzadko kiedy wychodził ze swego haremu, spędzając całe dnie na słuchaniu muzyki organowej. Cala realna władza znalazła się w rękach Yanga.

Do nieszczęścia doszło we wrześniu 1856 r., kiedy to Północny Król Wei, nie mogąc już znieść szarogęszenia się byłego węglarza, dokonał zamachu stanu. Yang został zabity, a ludzie Weia dokonali krwawej czystki, mordując zarówno rodzinę obalonego dygnitarza, jak i wszystkich jego zwolenników. Kiedy wieść o masakrze dotarła do uszu Pomocniczego Króla, ruszył on na stolicę, by pomścić śmierć krewnych. W czasie gdy wojska Shi Dakaia maszerowały w kierunku Nankinu, w samym mieście doszło do kolejnego zamachu stanu, w wyniku którego Wei jak najdosłowniej stracił głowę. Działający na polecenie Niebiańskiego Króla spiskowcy wręczyli ją potem Pomocniczemu Królowi, którego bez walk wpuszczono do stolicy.

Czytaj też:
Apokalipsa w Nankinie. Japończycy zakopywali tam ludzi żywcem

Najpotężniejszym człowiekiem Niebiańskiego Królestwa był teraz Shi Dakai, ale starsi bracia Honga Xiuquana rychło zaczęli spiskować przeciwko niemu. Nauczony tragicznym przykładem swoich poprzedników Dakai w czerwcu 1857 r. opuścił Nankin. Przez następne pięć lat Shi Dakai na czele swej 100-tysięcznej armii przedzierał się w ciężkich bojach przez kolejne prowincje południowych Chin, kierując się ku Syczuanowi, gdzie zamierzał stworzyć własne państwo. Kiedy jednak dotarł do celu swej podróży, jego wojska były już tak przetrzebione, że wkroczywszy do Syczuanu, szybko uległy oddziałom cesarskim. Pomocniczy Król został pojmany i jako trofeum powieziony do stolicy prowincji, gdzie stracono go po okrutnych mękach.

Konfucjańska kontrrewolucja

Największa siła tajpingów – czyli ich religijny fanatyzm –okazała się też ich największą słabością. Wieśniacy, wcześniej popierający wyznawców Honga całym sercem, teraz zaczęli się od nich odwracać, oburzeni niszczeniem lokalnych świątyń. O ile miasta wciąż były rządzone przez tajpingów, o tyle prowincja powoli, acz nieubłaganie ponownie zaczęła wpadać w ręce gentry (konfucjańskiej szlachty urzędniczej), której przedstawiciele przetrwali rzezie szalejącej w południowych Chinach wojny i teraz wracali do swoich majątków.

Wielkie chłopskie rebelie nie były w Chinach niczym nowym. Niejedna dynastia upadła obalona przez zbuntowanych chłopów i niejedna wywodziła się od przywódców takiego buntu. Z reguły bywało tak, że urzędnicy i właściciele ziemscy, widząc sukcesy rewolty, spieszyli pod jej sztandary, mając nadzieję zająć w nowym reżimie intratną pozycję. Tajpingowie jednak zamiast przyjmować przedstawicieli gentry z otwartymi ramionami, zabijali ich, a odebraną gentry ziemię rozdawali chłopom. W tej sytuacji urzędnicy i właściciele ziemscy zdecydowali się postawić na znienawidzoną dotychczas dynastię Qing, zdając sobie zarazem sprawę, że sam zdemoralizowany rząd nie będzie w stanie przywrócić porządku w cesarstwie.

Potężny urzędnik Zeng Guofan zorganizował własne, mające milicyjny charakter wojsko – tzw. Armię Hunanu. Były to oddziały szczególnego rodzaju. Ich dowódcami byli bowiem wyłącznie osobiści znajomi wodza naczelnego, oficerami zaś zostawali ich koledzy. Szeregowi żołnierze pochodzili ze wsi podległych władzy oficerów. W ten sposób powstało coś, co złośliwie można by nazwać,,armią kolesiów”, która jednak okazała się zadziwiająco skuteczna. Przez wiele lat żołnierze Zenga posuwali się powoli naprzód, spychając tajpingów do kontrofensywy. Sekundowała im tzw. Zawsze Zwycięska Armia, tzn. oddziały najmitów dowodzonych najpierw przez amerykańskiego awanturnika Fredericka Warda, a następnie urlopowanego brytyjskiego kapitana Charlesa Gordona. Wsparcia chwiejącemu się mandżurskiemu reżimowi udzieliły też zachodnie potęgi, dostarczając nowoczesną broń, instruktorów wojskowych czy nawet wspierając je w polu, jak to miało miejsce w trakcie bitwy o Szanghaj w 1862 r., gdy wojującym z siłami Niebiańskiego Królestwa lojalistom pospieszyły na pomoc wojska brytyjskie i francuskie.

Czytaj też:
Zabić zamorskie diabły! Hordy fanatyków chciały utopić białych w ich krwi

Dwa lata później siły wyznawców Honga były już w rozsypce, a wojska Zenga Guofana zbliżały się do Nankinu. Przerażeni mieszkańcy tysiącami uciekali ze stolicy Niebiańskiego Królestwa, gdyż dla nikogo nie było tajemnicą, że ze zdobywanych przez okrutnego urzędnika miast i wiosek pozostawały wyłącznie zgliszcza. Część doradców Niebiańskiego Króla doradzała mu, by również opuścił miasto. Hong jednak odmówił, postanowiwszy wytrwać na stanowisku z resztkami wojsk Niebiańskiego Królestwa.

Upadek

W maju 1864 r. rozpoczęło się oblężenie, które trwać miało do 19 lipca. Pogrążony w rozpaczy Hong Xiuquan popełnił samobójstwo, a nowym Niebiańskim Królem został jego nastoletni syn – Hong Tianguifu. Wyznawcy Honga postanowili zginąć pod gruzami swego marzenia o lepszym świecie i stawili heroiczny opór. Nankin zapełnił się zmasakrowanymi trupami obrońców i zwykłych mieszkańców, których żołnierze lojalistów bez litości wyrżnęli.

Ostatniemu władcy tajpingów udało się zbiec wraz z kilkoma najwierniejszymi współpracownikami swego ojca. Planowali dalszą walkę, lecz wkrótce zostali złapani i zgładzeni po poddaniu upokarzającym mękom, za pomocą których oprawcy zmusili nieszczęsnych niedobitków do spisania miażdżącej samokrytyki.

Powstanie tajpingów było największą wojną domową w dziejach ludzkości. Szacuje się, że kosztowało życie 20 mln ludzi. Liczba ta jest tym bardziej szokująca, jeśli uświadomimy sobie, że wojownicy obydwu stron walczyli głównie przy pomocy broni białej. Choć wojna o Niebiańskie Królestwo Wielkiego Pokoju toczyła się w połowie XIX w., nie różniła się niczym od wojen średniowiecznych.

Wojna ta zmieniła oblicze świata: Chińczycy ze zrujnowanego południa zaczęli masowo emigrować do Ameryki Północnej. Tak liczne dzisiaj w USA i Kanadzie Chinatowns zawdzięczmy poniekąd bojownikom Honga.

Niebiańskie Królestwo Wielkiego Pokoju stało się legendą inspirującą kolejne pokolenia walczących o sprawiedliwość. Dwa lata po stłumieniu powstania pewnej mieszkającej w południowych Chinach parze urodził syn. Wyrastał w atmosferze wspomnień o tajpingach i ich przywódcy. Nazywał się Sun Jat-sen i pisane mu było doprowadzić do upadku Mandżurów. Jednak to już zupełnie inna historia.

Artykuł został opublikowany w 7/2014 wydaniu miesięcznika Historia Do Rzeczy.