Chociaż bezpardonowe ataki składały się z kłamstw i insynuacji, to w życiorysie Dąbrowskiego były takie karty, które bardzo ułatwiły oczernianie go. Jan Henryk Dąbrowski, oficer armii saskiej, wahał się, czy wracać do Polski. Miał 37 lat i większość życia spędził w Saksonii, która stała się przybraną ojczyzną. Ożenił się z Niemką, ale pochodzącej z rodziny mającej silne związki z Polską.
Jednak „w domu Dąbrowskich pod wpływem Lilii [żony – przyp. T.S.] panowała atmosfera niemiecka. Dzieci po polsku mówić nie umiały” – stwierdza Jan Pachoński, biograf Jana Henryka. Sam zaś Dąbrowski po ćwierć wieku pobytu za granicą znacznie lepiej mówił po niemiecku niż po polsku. Będą mu to bardzo wytykać jego wrogowie. Negocjacje w sprawie powrotu Dąbrowskiego do kraju i wstąpienia do polskiej armii, w które mocno zaangażował się król Stanisław August, prowadzono w 1792 r., w którym Rzeczpospolita została napadnięta przez Rosję.
Powrót do Polski
Dąbrowski wrócił, by wspomóc ojczyznę w potrzebie. Pięknie to brzmi, ale nie wyczerpuje istoty sprawy. Pewnie nawet nie był to dla Dąbrowskiego główny motyw przeprowadzki z Saksonii do Polski. W 1788 r. zapadła decyzja Sejmu o powiększeniu stanu armii do 100 tys. żołnierzy. I choć zamiar ten nie został zrealizowany, to stan liczebny wojska rósł, potrzebni byli nowi oficerowie i dowódcy. „Żadna armia nie dawała współcześnie takich możliwości zrobienia kariery wojskowej jak polska” – pisał Pachoński, dodając, że Dąbrowskiego prowadziła chęć czynu, zużytkowania swojej wiedzy, a tego nie mógł osiągnąć w Saksonii. Na dodatek zmarł jego protektor hr. Bellegarde, a Dąbrowski zaczął mieć kłopoty finansowe. Król zaś obiecywał, że na wstąpieniu do polskiej armii Jan Henryk nie straci, ale zyska. Do powrotu do kraju namawiała go też siostra. Nie był to więc jedynie poryw serca i patriotyzmu. Nie ma jednak powodu, by uważać Dąbrowskiego za karierowicza i człowieka podążającego za pieniędzmi.
Dąbrowski został wicebrygadierem wielkopolskiej brygady kawalerii narodowej. Żołnierze i oficerowie nie pokochali go – na miłość wojska przyjdzie czas dopiero w Legionach. Teraz jednak raził i drażnił. Mniejsza o kaleczenie języka polskiego. Większe pretensje mieli o to, że wprowadzał obce z gruntu obyczaje: narzucał dyscyplinę, kazał wojsku dużo ćwiczyć i zamiast popijać w dobrej kompanii, siedział nad książkami i mapami.
Akces do targowicy
Dąbrowski nie zdążył wziąć udziału w wojnie przeciw Rosji, która skończyła się, gdy Stanisław August przystąpił do konfederacji targowickiej. Późno, bo późno, ale Dąbrowski zadeklarował lojalność wobec władz targowickich. Otwarcie tłumaczył w pamiętnikach, że – w przeciwieństwie do wielu oficerów – nie mógł sobie pozwolić na niezłożenie przysięgi ze względów materialnych.
„Daleki od sprzeniewierzenia się idei przewodniej całej pracy Sejmu Wielkiego, nie czuł się zgoła związany nową przysięgą i gotów był każdej chwili podjąć na nowo oręż w obronie zwyciężonej sprawy” – pisał historyk Adam Skałkowski.
To jednak spojrzenie hagiograficzne. Skałkowski wiedział, co się niedługo potem wydarzyło, i dlatego mógł tak napisać. Przedtem jednak Dąbrowski zgodził się uczestniczyć w pracach komisji, która miała doprowadzić do redukcji stanu polskiego wojska. Skazywała ona okrojoną Rzeczpospolitą na bezbronność. Sto tysięcy żołnierzy, o których myślano przed kilku laty, wydawało się jakimś marzeniem sennym. Teraz armia miała liczyć kilkanaście tysięcy ludzi. Skałkowski przyznawał, że rola Dąbrowskiego była rolą raczej grabarza niż reformatora polskiej armii i usprawiedliwiając go, niejasno pisał, że jakieś projekty Dąbrowski „kontrabandą” przeforsował.
Czytaj też:
Bitwa pod Maciejowicami - błąd Kościuszki przesądził o upadku powstania
Po buncie brygady Madalińskiego, rozpoczynającym powstanie 1794 r., nakazano Janowi Henrykowi opanowanie sytuacji w brygadzie, co starał się zrobić, przejmując komendę nad niektórymi jej oddziałami. Nic dziwnego, że zapracował na opinię zdrajcy. Potępili go żołnierze jego własnej brygady, skazując, jak pisał Pachoński, na śmierć i infamię.
Obrońca Józef Wybicki
Dąbrowski zorientował się jednak szybko, że zaczyna się zryw narodowy, i przyłączył się do niego. Opanował rosyjski tabor wojskowy wiozący pieniądze, wziął jeńców. Niewiele mu to jednak pomogło. Sytuacja Dąbrowskiego wyglądała ponuro, jeśli nie groźnie. Miał stanąć przed sądem wojennym powstańczych władz. A i samosąd warszawskiej ulicy nie był wykluczony. W stolicy lud przecież wieszał zdrajców.
Józef Wybicki znany jest jako autor słów „Mazurka Dąbrowskiego”. Najprawdopodobniej jednak nie miałby o kim pisać, gdyby w krytycznej chwili go nie obronił: „Dąbrowski oddany został pod sąd departamentu wojskowego. Lud uprzedzony otaczał go nienawiścią; jak zwykle w rewolucji, do której gmin ciemny należy, dosyć aby jeden intrygant krzyknął: »Zdrada!« – już tłuszcza wyrok pisze. Skoro Dąbrowski stanął w naszym departamencie, przemówiłem śmiało do tłumu, że chcąc pokonać nieprzyjaciela, trzeba nam szanować wojskowych i że na jednostronne zaskarżenie oficerów z talentami i charakterem nie można nagle potępiać [...]. Na całą noc zaprzątnąłem się szczerze tą sprawą i znalazłszy ją jak najlepszą na stronę Dąbrowskiego, wygotowałem stosowną rezolucję, która go niewinnym i wielce użytecznym do służby krajowej ogłosiła [...]. Tak szczęśliwym zdarzeniem przyłożyłem się do ocalenia sławy, a może i życia męża, który tylu pomyślności dla sławy i dobra kraju stał się z czasem początkiem”.
Wybicki, broniąc Dąbrowskiego, kładł nacisk na to, że Madaliński, jego dowódca, nie powiadomił go wcale o zamierzonym buncie. Sugerował, że gdyby Jan Henryk wiedział o nim, przyłączyłby się do swojej zrewoltowanej brygady. Może istotnie i tak by było, ale trudno stawiać zarzuty Madalińskiemu, który miał powody nie ufać swemu podwładnemu zaangażowanemu w działania władz targowickich. Madaliński pisał wprost o Dąbrowskim: „Nasamprzód, co do imci Pana Dąbrowskiego, tego ja znam ze służby wojskowej wiadomym, tak nigdy inaczej jak tylko mniej dbałym o los ojczyzny, a najprzychylniejszy obcym”. To już jednak była kalumnia.
Czytaj też:
Polski ulubieniec Napoleona. Tylko on mógł sobie na to pozwolić w obecności cesarza
Na szczęście pozostała bez wpływu na Kościuszkę, który mianował Jana Henryka generałem majorem i zgodził się, by sformował własną brygadę kawalerii narodowej. I to właśnie Dąbrowski otrzymał od Naczelnika obrączkę „Ojczyzna obrońcy swemu” z numerem 1.
A Madaliński przekonał się w końcu, że Dąbrowski jednak jest dbały o los ojczyzny. Co więcej, podczas działań powstańczych w Wielkopolsce Madaliński poddał się pod komendę młodszego stopniem Dąbrowskiego, swego dawnego podwładnego. Była w tym wielka zasługa Wybickiego, który – jak pisał Jan Pachoński – wyreżyserował pojednawcze spotkanie obu generałów i żalił się później w pamiętnikach, że Dąbrowski nic nie wspominał o tym.
Chwalony przez Suworowa
W przeciwieństwie do Dąbrowskiego Madaliński nie dotrwał do końca powstania. Opuścił swoją brygadę. Natomiast swój chlubny udział w insurekcji kościuszkowskiej zakończył Jan Henryk podpisaniem zobowiązania, że nie będzie walczył z Rosjanami. „Najprawdopodobniej przyczyniła się do tego katastrofalna sytuacja materialna jego rodziny” – pisał Gabriel Zych, biograf generała. Dodawał, że wolność, jaką sobie podpisaniem podsuniętego przez Suworowa rewersu zapewnił, przydatna była nie tylko dla niego osobiście, lecz także dla sprawy polskiej. To się miało jednak dopiero okazać.
Oczywiście fakt podpisana lojalki – podpisał ją także Kościuszko, gdy wypuszczał go z więzienia Paweł I – był później wykorzystywany przez wrogów Dąbrowskiego. Podobnie jak względy, które mu, jako walecznemu i odnoszącemu sukcesy dowódcy powstańczemu, okazywał Suworow. Nie pozwalał jednak Dąbrowskiemu opuścić kraju i kazał go inwigilować. Rosyjski dowódca, honorując go, chciał zagrać na nosie Niemcom.
„Wódz rosyjski wychwalał przed nimi z upartą dokuczliwością »wysoce interesującego człowieka generała polskiego Dąbrowskiego, który tak dał się wam we znaki« – lub innym razem wręcz »który was bił i zwyciężał zawsze«” – pisał Wacław Berent w „Nurcie”.