W styczniu 1944 r. Armia Czerwona przekroczyła granicę ryską, do 17 września 1939 r. granicę między Rzeczypospolitą a Związkiem Sowieckim. Zanim zbliżyła się do Lwowa, sowieckie bombowce atakowały niejednokrotnie miasto, także podczas świąt Wielkiejnocy. Te naloty oraz zbliżanie się frontu wywoływało u części lwowskich Polaków chęć ucieczki. Pamiętali oni bowiem dobrze sowiecką okupację w latach 1939–1941, terror NKWD, deportacje na Sybir i masowe mordy w lwowskich więzieniach na wieść o rozpoczynającej się wojnie z III Rzeszą. Wpływ na postawy Polaków we Lwowie miały też morderstwa dokonywane przez ukraińskich policjantów.
Lwowska Delegatura Rządu na Kraj apelowała do Polaków, by nie opuszczali miasta. Nie można było dopuścić, by paniczna ewakuacja osłabiła jego polski charakter. W konspiracyjnym piśmie „Kobieta w Walce”, w wydaniu majowym, zauważano, że powodem ucieczki ze Lwowa jest strach, iż miasto nie będzie po wojnie należeć do Polski, ale twierdzono, że jest to brak wiary w Polskę i jej zachodnich aliantów.
Kazimierz Żygulski, członek lwowskiej Delegatury Rządu, wspominał: „Nie miałem złudzeń, że nasza propaganda przekona wszystkich. Wystarczyło przejść przez miasto i zobaczyć setki wyjeżdżających rodzin. […] Odżywały wspomnienia z lat 1939–1941, zmieniał się nawet stosunek do Niemców, którzy teraz już nie tylko nawoływali do wyjazdu na zachód, lecz nawet, mimo potrzeb wojskowych, ułatwiali go, dawali transport, werbowali do pracy w niemieckim przemyśle w głębi Rzeszy” (Kazimierz Żygulski „Jestem z lwowskiego etapu”...).
Ostatnie polskie flagi
Wojska sowieckie podeszły pod Lwów w końcu sierpnia 1944 r. W tym samym czasie lwowski okręg AK rozpoczął akcję „Burza”. Miała być wyrazem tego, że walczący z Niemcami Polacy są gospodarzami ziemi lwowskiej. Nie było jednak najmniejszych szans, by AK samodzielnie odbiła Lwów z niemieckich rąk. Żołnierze konspiracji mogli być tylko wspomagającą Armię Czerwoną siłą na obrzeżach miasta i w samym Lwowie. Jeszcze podczas walk zawiesili flagi: polską, brytyjską, amerykańską i sowiecką na wieży ratusza. Na gmachu politechniki pojawiły się flagi polska i sowiecka.
Jednym z poległych był 20-letni Mieczysław Petrycki, żołnierz AK. Niestety, nie zginął w walce o Lwów polski, lecz sowiecki. Dowództwo Armii Czerwonej, która zdobyła Lwów, rozkazało żołnierzom AK złożyć broń. Polskie flagi zostały zerwane z budynków miasta.
Zaczęła się druga okupacja sowiecka. Polscy mieszkańcy Lwowa nie wiedzieli, że podczas konferencji w Teheranie przyszła granica między Polską a Związkiem Sowieckim miała zostać wytyczona na podstawie tzw. linii Curzona, w jej wariancie pozostawiającym Lwów poza granicami Rzeczypospolitej. A samozwańczy komunistyczny Polski Komitet Wyzwolenia Narodowego podpisał umowę o granicy, naśladującą ustalenia z Teheranu, i o przesiedleniach ludności polskiej i ukraińskiej.
14 sierpnia lwowski działacz komunistyczny Iwan Hruszecki oraz pisarz Mykoła Bażan napisali list do Nikity Chruszczowa, szefa ukraińskiej partii komunistycznej:
„Obecnie większość mieszkańców Lwowa to Polacy. W celu przywrócenia miastu jego ukraińskiego charakteru należy podjąć następujące działania. 1. Przeprowadzić dobrowolne masowe przesiedlenia ludności ukraińskiej z terytorium Polski do obwodu lwowskiego, w tym ukraińskiej ludności miejskiej do Lwowa. 2. Osobom narodowości polskiej zaproponować dobrowolne przesiedlenie z terytorium Ukrainy Radzieckiej na terytorium Polski” (Piotr Mitzner „Oczyścić Lwów”, „Karta” nr 17/1995).
Lwów miał być więc nie tylko sowiecki, lecz także ukraiński. A w sowieckiej nowomowie „dobrowolność” znaczyła przymus. Jesienią 1944 r. we Lwowie mieszkało według danych sowieckich 103 tys. Polaków (67 proc. ludności miasta) i 41 tys. Ukraińców (26 proc.).
Czytaj też:
Lwy z Cmentarza Orląt Lwowskich - sól w oku ukraińskich władz
W dzień zaduszny na Cmentarzu Obrońców Lwowa odbyła się wielka polska manifestacja. Barbara Mękarska tak ją wspominała:
„Każdy mały grób był oczyszczony i ozdobiony kwiatkiem lub gałązką choiny. Przy Grobie Nieznanego Żołnierza pokrytym bukietami kwiatów pełnili straż chłopcy. […] Stos kwiatów rósł z minuty na minutę, w miarę jak nowi ludzie na cmentarz przychodzili. W tym miejscu ustawiliśmy nasze wszystkie świece, których płomień wyglądał jak ogromny znicz. Z tłumu coraz ktoś podchodził do stosu, wyjmował świecę, odpalał i ustawiał obok innych. […] Nagle ktoś zaczął odmawiać głośno »Pod Twoją obronę«. Cały tłum podchwycił. Chwila była osobliwa. Chociaż ściskani sowieckimi obcęgami, w mieście zagarniętym przez wroga, czuliśmy się sami, między swoimi, może już po raz ostatni na tym świętym miejscu” (Barbara Mękarska „Burza nad Lwowem”).
Na cmentarzu pojawiło się kilka tysięcy Polaków. Padały okrzyki „Nie rzucim ziemi, skąd nasz ród!” i „Marsz, marsz Dąbrowski, Lwów będzie polski!”.
Ostatnią wielką manifestacją polskości Lwowa był pogrzeb arcybiskupa lwowskiego Bolesława Twardowskiego, zmarłego 22 listopada 1944 r. Żałobny kondukt, prowadzony przez jego następcę, abp. Eugeniusza Baziaka i 300 księży, podążał z katedry do kościoła Matki Boskiej Ostrobramskiej na Łyczakowie, gdzie arcybiskup miał być pochowany. W jego pożegnaniu uczestniczyło podobno aż 100 tys. Polaków ze Lwowa i z okolicznych polskich wsi.
Zastraszyć Polaków
Znakomita większość Polaków nie zamierzała opuszczać Lwowa. Wierzyli oni, byli przekonani, mieli nadzieję, że po zakończeniu wojny miasto, w którym stanowili bezwzględną większość, znajdzie się w granicach Polski. Zostali jednak poddani brutalnemu naciskowi, by je opuścić. Była to polityka ukraińskich komunistów, która opierała się na wywołaniu u Polaków strachu i niepewności.