Skąd rozpoczęli ekspansję Aryjczycy? Gdyby ich pierwotną siedzibę zlokalizować w jakimś miejscu północnej Europy, znów pojawiłaby się tak nielubiana przez Hitlera kwestia skorup i lepianek. Znacznie wygodniej było przyjąć, że Aryjczycy pochodzą z Atlantydy, mitycznego, zatopionego kontynentu. Nie była to jednak teza wymyślona przez nazistów. Jeszcze przed I wojną propagował ją Guido von List, pisarz austriacki.
Herman Wirth lokalizował Atlantydę na południowy zachód od Islandii (planowano ekspedycję ekipy z Ahnenerbe). Otto Hutch, także z Ahnenerbe, uznał natomiast, że skrawkiem Atlantydy mogą być Wyspy Kanaryjskie. Twierdził, że pierwotni ich mieszkańcy byli nordykami.
Zniknięcie Atlantydy tłumaczono między innymi katastrofą o charakterze kosmicznym: Księżyc zbliżył się za bardzo do Ziemi, co wywołało gigantyczną powódź, z której uratowała się tylko para Atlantów – przodków Aryjczyków. I znów znacznie bardziej atrakcyjny dla nazistów był pogląd okultysty Lanza von Liebenfelsa, że była to kara za grzech przeciw krwi i rasie. Liebenfels był przekonany, że biblijna opowieść o grzechu pierworodnym i wygnaniu z raju dotyczyła Atlantydy.
Czytaj też:
Lwowska noc szaleńców. Kulisy mordu SS na polskich profesorach
„Idea Atlantów jako rasy nadrzędnej, której zdegenerowanymi potomkami byli Aryjczycy, dodawała mocy koncepcji powrotu do dawnej doskonałości, mającego dokonać się za pomocą eugeniki i oczyszczenia rasy” – pisała Rosa Sala Rose.
Ekspedycja do Tybetu
Jedną z ulubionych książek Heinricha Himmlera była relacja Ferdynanda Antoniego Ossendowskiego z jego ucieczki z ogarniętej rewolucją i wojną domową w Rosji. W latach 1920–1921 przemierzył Mongolię, był też w Tybecie. Dowiedział się wówczas o tajemniczym podziemnym państwie Aharty zamieszkiwanym przez potomków ocalałych z zatopionej wyspy na oceanie. Ludzie ci dysponowali ogromną wiedzą i właściwościami magicznymi.
Choć w książce nie pada nazwa „Atlantyda”, Himmlerowi musiało nasunąć się takie skojarzenie. Zestawił je z innymi poglądami, mówiącymi o Tybecie jako o miejscu, gdzie schronili się rozbitkowie z Atlantydy. W 1938 r. pod patronatem Himmlera i częściowo finansowana przez Ahnenerbe wyruszyła do Tybetu ekspedycja Ernsta Schäfera, członka SS, zoologa i himalaisty.
Himmler wierzył, poddając się teoriom profesora Hansa F.K. Günthera, że azjatyckie elity, między innymi bramińscy kapłani i mongolscy wodzowie, japońscy samurajowie, byli potomkami aryjskich najeźdźców z Europy. A sam Schäfer, który już przedtem był w Azji, zasugerował Himmlerowi, że jego obserwacje i odkrycia upoważniają do badań nad aryjskim pochodzeniem niektórych mieszkańców Tybetu. Jednym z celów ekspedycji miało być więc poszukiwanie potomków Aryjczyków. Raczej na ziemi niż pod ziemią, choć z pewnością legenda o podziemnym królestwie miała być badana.
Jednym z uczestników wyprawy był pracujący dla Ahnenerbe Bruno Beger. Jego zadaniem było dokonanie antropologicznych pomiarów Tybetańczyków w nadziei, że odkryte zostanie ich aryjskie pochodzenie. Robił także odlewy ich głów. Beger zamierzał również pozyskać kopie najcenniejszych tybetańskich ksiąg i inskrypcji. Jak pisał Christopher Hale w książce „Krucjata alpinistów. Naziści w Himalajach”, Berger po wykonaniu badań stwierdził, że Tybetańczycy zajmują pozycję pośrednią między mongolską a europejską grupą rasową. Nie wiadomo, czy sam w to wierzył, czy też mówił zgodnie z oczekiwaniami, podobnie jak inni pracujący dla Himmlera naukowcy.
Aby pozyskać przychylność Tybetańczyków, członkowie ekspedycji przekonywali, że łączy ich swastyka. Nie wiadomo, czy Hitler osaczony w 1945 r. w berlińskim bunkrze zastanawiał się, czy to właśnie wybór swastyki jako symbolu NDSAP, a później III Rzeszy, nie spowodował katastrofy. Wprawdzie „svastika”, słowo sanskryckie, oznacza wielkie szczęście, ale – jak pisze autorka „Krytycznego słowika mitów i symboli nazizmu” – są dwie swastyki. Prawoskrętna oznacza szczęście. Lewoskrętna – upadek i śmierć. Swastyka III Rzeszy była lewoskrętna.
Czytaj też:
Krwawa jatka wśród nazistów. Czy Hitler rzeczywiście własnoręcznie zabił przyjaciela?
To wprawdzie Hitler wybrał swastykę na znak NSDAP, ale jej odkrywcą dla Niemców był Heinrich Schliemann, który odkopał Troję i znalazł tam wiele naczyń ze swastyką. Dało mu to powód do tezy, że skoro znak ten znajdowano w wykopaliskach w Niemczech, natrafił w Troi na symbol niemieckich przodków.
Dwaj Henrykowie
Hitler jako nastolatek obejrzał operę Wagnera „Cola di Rienzi” i zapragnął być jak tytułowy bohater: średniowieczny trybun ludowy marzący o odtworzeniu potęgi starożytnego Rzymu.
Himmler zafascynowany był natomiast postacią księcia Saksonii i króla Niemiec Henryka I Ptasznika, walczącego ze Słowianami i Węgrami, zresztą jednego z bohaterów innej ulubionej opery Hitlera „Lohengrin”. Mówiono, może złośliwie, że Himmler uważał się za jego reinkarnację, co Rose Sala Rose uważa za prawdopodobne, bowiem kult przodków i wiara w reinkarnację stanowiły istotę religii aryjskiej i germańskiej. Z pewnością Reichsführer-SS uważał się za duchowego spadkobiercę króla.
Himmler zarządził poszukiwania szczątków Henryka I Ptasznika, co przyniosło rezultat, jakiego oczekiwał. Chociaż najprawdopodobniej odkryte kości wcale nie należały do króla. Wątpliwe, czy ich odkrywcy podzielili się z Himmlerem swoimi wątpliwościami. A nawet gdyby tak było, zdecydowałby on zapewne o ich autentyczności. Potrzebny był mit. Szczątki pochowano w 1937 r. w katedrze w Quedlinburgu.
Dekoracje apartamentów Himmlera na zamku w Wewelsburgu były związane właśnie z postacią Henryka I Ptasznika. Zamek ten został zakupiony dla SS. Jak pisze biograf Himmlera Peter Padfield, „Wewelsburg miał stać się tym, czym Camelot był dla króla Artura i rycerzy okrągłego stołu, Monsalvat dla Percivala i rycerzy Świętego Graala, czyli mistyczną siedzibą ukrytą przed wzrokiem niewtajemniczonych, otoczonym wieżami sanktuarium wyższych klas rycerstwa SS”. Można dodać: i tym, czym Malbork dla Krzyżaków.
Czytaj też:
Niemieckie gwałty na Polkach
Dla sali biesiadnej zaprojektowano dębowy stół – dąb odgrywał ważną rolę w kulturze germańskiej – na 12 miejsc, dla najwyższych dostojników SS. Było na zamku pomieszczenie, w którym miano oddawać hołd poległym „rycerzom SS”. Ceremoniały, jakie miały się odbywać – a także pierścień SS ze swastyką i podwójnymi runami – opracował Karl Maria Wiligut, który przekonał Himmlera, że ma dar posiadania pamięci swych germańskich przodków-mędrców. Wiligut wstąpił do SS i awansował aż do stopnia Brigadeführera.
Inne z zamkowych pomieszczeń nazwano Salą Graala. Graal uważany był za kielich, z którego pił Chrystus podczas ostatniej wieczerzy, bądź naczynie, do którego zebrano jego krew. Tego nie mógł oczywiście zaakceptować Himmler, zdeklarowany wróg chrześcijaństwa i zwolennik powrotu do pogańskiej religii. Dlatego też Graala symbolizował podświetlony górski kryształ. Graal miał być, według badaczy związanych z Himmlerem, magicznym kamieniem z korony boga słońca bądź z korony Lucyfera. Za tą ostatnią koncepcją opowiadał się mediewista i członek SS Otto Rahn, uważając, że Lucyfer nie był uosobieniem zła, lecz – zgodnie z łacińskim znaczeniem – „niosącym światło”.
O pasjach Himmlera, ekspedycjach i teoriach naukowców z Ahnenerbe można by czytać z uśmiechem, gdyby nie to, że służyły one zbrodniczym celom.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.