Odsiecz prosto z nieba. Jak lwy walczyli o Kresy
  • Tomasz StańczykAutor:Tomasz Stańczyk

Odsiecz prosto z nieba. Jak lwy walczyli o Kresy

Dodano: 
Gen. Władysław Sikorski w ośrodku szkoleniowym cichociemnych w Audley End dekoruje ppor. Michała Fijałkę ("Kawę") Orderem Virtuti Militari
Gen. Władysław Sikorski w ośrodku szkoleniowym cichociemnych w Audley End dekoruje ppor. Michała Fijałkę ("Kawę") Orderem Virtuti MilitariŹródło:Wikimedia Commons
Cichociemni walczyli na Kresach z dwoma wrogami: Niemcami i Sowietami. I trzecim – Ukraińską Powstańczą Armią, mordującą Polaków na Wołyniu.

W lutym 1941 r. w okupowanej Polsce pojawili się pierwsi zrzutkowie – cichociemni. Wielu weszło w skład „Wachlarza”. Na wypadek ogólnokrajowego powstania „Wachlarz” miał stworzyć, poprzez przerywanie szlaków kolejowych, barierę odgradzającą cofające się wojska niemieckie. Doraźnie jednak „Wachlarz” został wykorzystany do dywersji na zapleczu frontu wschodniego. Polski rząd w Londynie mógł wykazać, że jego siły zbrojne wspierają członka koalicji antyhitlerowskiej – Związek Sowiecki.

„Wachlarz” poniósł ogromne straty. Pod koniec 1942 r. Niemcy rozbili IV odcinek „Wachlarza”, aresztując także jego członków – cichociemnych Tadeusza Sokołowskiego „Tropa”, Jerzego Sokołowskiego „Mirę”, Bohdana Piątkowskiego „Maka”, Wacława Zaorskiego „Rybę”,Kazimierza Smólskiego „Sosnę”. „Mira” zdołał uciec konwojującemu go Niemcowi. „Ryba” popełnił samobójstwo, połykając cyjankali. Pozostali trafili do więzienia w Mińsku.

Zmontowana została ekipa mająca ich odbić. Żeby zwiększyć szanse powodzenia, nawiązano kontakt z partyzantami sowieckimi, których towarzysze byli także w więzieniu. Sowieci okazali się zdrajcami. Niemcy otoczyli dom, w którym byli polscy żołnierze. W walce poległo trzech Polaków. „Mirze” udało się wyrwać z obławy. Ucieczki z więzienia próbował trzykrotnie „Mak”. Ostatnim razem został postrzelony i zmarł z ran. Cichociemny Tadeusz Sokołowski został rozstrzelany przez Niemców, Kazimierz Smólski wysłany do obozu koncentracyjnego, przeżył…

Mińska tragedia wydarzyła się krótko po ogromnym sukcesie: uwolnieniu członków III odcinka „Wachlarza” z więzienia w Pińsku w styczniu 1943 r. Także w tym przypadku aresztowano dowódcę odcinka, Alfreda Paczkowskiego „Wanię”. Dowództwo objął cichociemny por. Jan Piwnik „Ponury”, mając m.in. do pomocy cichociemnego Jana Rogowskiego „Czarkę”. W akcji wziął udział także cichociemny Wacław Kopisto „Kra”.

„Kra” na Wołyniu

„Kra” został rok później szefem Kedywu Inspektoratu Rejonu Łuck AK. Na Wołyniu trwały już mordy ludności polskiej dokonywane przez Ukraińską Powstańczą Armię. Kopisto zamieszkał w Antonówce, gdzie mieściła się baza samoobrony. Brał udział w odparciu ataku banderowców. 27 lipca samoobronna (i partyzanci) stoczyli dramatyczny bój. Jednym z oddziałów dowodził „Kra”. Polacy przeszli do kontrataku, jednak, jak relacjonował „Kra”: „ledwie rozpoczęliśmy akcję, zostaliśmy silnie ostrzelani przez banderowców. Wkrótce moi sąsiedzi zostali poważnie zranieni. […] W tej sytuacji wstrzymałem natarcie, rozkazując partyzantom kryć się w zbożu, a łącznika wysłałem na rozeznanie do sekcji erkaemu. Okazało się, że zarówno celowniczy Swatowski, jak i amunicyjny Gołębiowski zostali zabici. W związku z tym poleciłem Małosze (komendant samoobrony – przyp. T.S.) przez gońca wstrzymać natarcie i wycofać się w kierunku mleczarni z erkaemem. […] Po osiągnięciu rejonu mleczarni zorganizowaliśmy tam obronę dającą nam ochronę przed atakującymi Ukraińcami. Pod wieczór banderowcy zaprzestali ataków i wycofali się”

(za K.A. Tochman, „Major Wacław Kopisto. Cichociemny, oficer AK, sybirak”).

Później „Kra” wyjechał do silnej bazy samoobrony w Przebrażu, gdzie służył swoim doświadczeniem i szkolił oddział partyzancki „Drzazgi” walczący w obronie tej polskiej wsi, w zakresie dywersji.

Rys. Krzysztof Wyrzykowski

Inny cichociemny, Władysław Kochański „Bomba”, zapisał się wspaniale, dowodząc obroną Huty Stepańskiej na Wołyniu (pisał o nim Piotr Zychowicz w nr. 7/2019 „Historii do Rzeczy”).

Misja „Kotwicza”

W 1944 r. cichociemny Maciej Kalenkiewicz „Kotwicz” – pomysłodawca przerzucania drogą powietrzną do Polski oficerów – został skierowany przez Komendę Główną AK do okręgu nowogródzkiego. Dowództwo AK było zaniepokojone tym, że niektórzy dowódcy oddziałów zawierają lokalne porozumienia z Niemcami o nieagresji i biorą od nich broń. Z punktu widzenia Komendy Głównej i władz polskich w Londynie było to niedopuszczalne. Byliśmy wszak członkiem antyhitlerowskiej koalicji, a propagandzie sowieckiej niczego nie było bardziej trzeba niż skompromitowania Polaków przez wykazanie, że AK wchodzi w porozumienie z Niemcami. Z perspektywy Nowogródczyzny sprawa wyglądała inaczej. Partyzantka sowiecka zaciekle zwalczała oddziały AK, dopuszczając się skrytobójstw, morderstw, rozbrajając Polaków. Niektórzy dowódcy zagrożeni likwidacją ich oddziałów przez Sowietów szli na porozumienie o wzajemnym „niezaczepianiu się” z Niemcami.

Jednym z nich był Józef Świda „Lech”. Za takie porozumienie został skazany na śmierć przez sąd polowy. Maciej Kalenkiewicz, pełnomocnik Komedy Głównej, zawiesił wykonanie wyroku śmierci do zakończenia wojny z prawem rehabilitacji na polu walki. Nie był z tego zadowolony szef okręgu nowogródzkiego Janusz Prawdzic-Szlaski. Gdyby Świdę rozstrzelano, nikt nie dowiedziałby się, że – jak twierdził Świda-Szlaski – zgodził się na jego porozumienie z Niemcami. Potem jednak Szlaski, widząc, jakie jest stanowisko Komendy Głównej AK, wyparł się tego. Zarzucano Kalenkiewiczowi, że uratował „Lecha” od rozstrzelania, gdyż był z nim spokrewniony. Jednak jeśli zna się osobowość i charakter „Kotwicza”, znakomicie przedstawionego w książce Jana Erdmana, wydaje się to wykluczone.

Złudzenia „Ponurego”

Cichociemny Jan Piwnik „Ponury” był jednym z sędziów w sprawie Józefa Świdy. Na Kresach Wschodnich znalazł się po tym, jak został pozbawiony – na skutek konfliktów z komendantem okręgu – dowództwa dużego i sprawnego oddziału na Kielecczyźnie. „Ponury” zarzucał komendantowi, że nie udziela partyzantom wsparcia, i wyrażał swoją dezaprobatę nader ostro i gwałtownie.

Czytaj też:
Komandosi spod Monte Cassino

Biograf „Ponurego” Cezary Chlebowski pisał („Pozdrówcie Góry Świętokrzyskie”): „ Skazany na bezczynność, spalał się nerwowo. Wtedy wyciągnęli ku »Ponuremu« pomocną dłoń koledzy-cichociemni. Uwolniony przez »Ponurego« przed rokiem kpt. »Wania« był teraz szefem Kedywu obszaru białostockiego, obejmującego okręgi białostocki, nowogródzki i poleski. Padła propozycja:

  • Chcesz iść na Nowogródczyznę?
  • Wszystko jedno, gdzie, byle bić Niemców i skończyć z tą potworną biernością – odpowiedział bez namysłu »Ponury«”.

Pierwsza akcja oddziału dowodzonego przez Jana Piwnika zakończyła się klęską. Piwnik chciał zniszczyć posterunek niemieckiej żandarmerii w Szczuczynie. Był 29 kwietnia 1944 r. Część żołnierzy przedostała się skrycie do budynku internatu w miasteczku i miała zaatakować, gdy żandarmi będą udawali się bez broni na posiłek. Niestety, „miejscowy ogrodnik wraz z agronomem i komisarzem niemieckim – relacjonował Chlebowski – sprawdzając stan orki na przylegającym do internatu polu, świeżo wczoraj zaoranym, dostrzegają liczne ślady stóp. Komisarz natychmiast powiadamia żandarmów”. Żołnierze „Ponurego” ratowali się ucieczką z internatu pod gradem kul. Większość zginęła lub dostała się do niewoli i została rozstrzelana.

Artykuł został opublikowany w 8/2019 wydaniu miesięcznika Historia Do Rzeczy.