Kamikadze Stalina
  • Mikołaj IwanowAutor:Mikołaj Iwanow

Kamikadze Stalina

Dodano: 
Rufina Gaszewa i Natalia Meklin, pilotki Po-2, uhonorowane tytułem Bohatera Związku Sowieckiego.
Rufina Gaszewa i Natalia Meklin, pilotki Po-2, uhonorowane tytułem Bohatera Związku Sowieckiego. Źródło: Fot: Archiwum
Niemieccy żołnierze nazywali te samoloty „czarną śmiercią”, a kobiety-lotników „nocnymi wiedźmami”.

Jedna z bohaterek słynnej książki białoruskiej noblistki z dziedzinу literatury Swietłany Aleksijewicz „Wojna nie ma w sobie nic z kobiety”, była porucznik lotnictwa Aleksandra Papkowa, stwierdza: „Nazywano nas kamikadze, i na pewno byliśmy kamikadze… Dali nam samolot Po-2. Mały, wolny. Latał on jedynie na małych wysokościach, dość często nad samą ziemią. Przed wojną na tych samolotach ćwiczono młodych w klubach lotniczych, ale nikt nawet nie mógł przypuszczać, że będą wykorzystywać je podczas wojny. Samolot ten był o konstrukcji drewnianej, całkiem wykonany z drewna, oklejony materiałem płóciennym. W rzeczywistości – gazą. Wystarczyło jedno trafienie i cały samolot stawał w płomieniach. Spalał się w powietrzu, nawet nie dotykając ziemi, jak zapałka. Jedyna metalowa część – silnik. Tylko pod koniec wojny dostaliśmy spadochrony, zainstalowano również karabiny maszynowe w przedziale nawigatora. Przedtem nie było żadnego uzbrojenia. Pod skrzydłami mieliśmy cztery uchwyty na bomby i tyle”.

Na tych samolotach – jak proroczo mówili pesymiści: jednorazowego użytku – latali również mężczyźni, ale w Armii Czerwonej istniały dwa pułki bombowe, składające się wyłącznie z kobiet: 587. i 588. pułki nocnego lotnictwa bombowego. Pierwszy pułk lotniczy kobiet zorganizowano już w październiku 1941 r. Początkowo wykorzystywano kobiety-lotników również w dzień, ale po ogromnych stratach samolotów zdecydowano się przejść do lotów wyłącznie nocnych. W Armii Czerwonej kobiety służyły również razem z mężczyznami w innych jednostkach lotniczych, ale jedynie w tych dwóch pułkach od dowódców do mechaników samolotowych były same kobiety. Przeważnie ochotniczki. Przeważająca część z nich wykazywała skrajny fanatyzm. Znane są fakty, kiedy kobiety-lotniczki świadomie rezygnowały ze spadochronów na rzecz dodatkowej bomby pod skrzydłami. Zarejestrowano również kilka przypadków świadomego kierowania strąconych maszyn na umocnione pozycje wroga jako swoistych bomb samonaprowadzających.

33 tys. maszyn

Określenie „kamikadze” stosowane wobec lotniczek pilotujących samoloty Po-2 nie było jednak do końca sprawiedliwe, mimo sporych strat sprzętu lotniczego i pilotów. W pewnym sensie samolot Po-2 o przestarzałej konstrukcji był bronią unikatową i dość skuteczną. Jego głównym atutem było zaskoczenie. Niemieckie pozycje ten wymalowany w ciemne kolory samolot atakował w nocy, przeważnie z wyłączonym silnikiem i na malej wysokości. Dlatego prawie zawsze do ostatniego momentu ataku pozostawał niewidoczny dla artylerii przeciwlotniczej Niemców i ich myśliwców. Na dodatek dla myśliwców Luftwaffe atakowanie samolotów lecących nad samą ziemią z prędkością 100–120 km/godz. było sprawą niezwykle trudną. Dla messerschmittów i focke-wulfów obniżenie prędkości do takiego poziomu było niebezpieczne i prawie niemożliwe. Nie przypadkiem niemieccy żołnierze nazywali te samoloty „czarną śmiercią”, a kobiety-lotników „nocnymi wiedźmami”. To ostatnie określenie było związane z tym, że atak kobiecych maszyn następował z wyłączonymi silnikami, a towarzyszył mu cienki odgłos skrzydeł, przypominający odgłos miotły.

Polikarpov-2

Ten niezwykły samolot został skonstruowany w Związku Sowieckim jeszcze w połowie lat 20. jako samolot do wstępnego szkolenia lotników. Konstrukcja owego dwupłatowca okazała się na tyle udana, że był on produkowany aż do 1953 r. Powstało kilka jego modyfikacji. Jako maszyna szkoleniowa był wyjątkowo bezpieczny. Znane są liczne przypadki, kiedy podczas wojny po zastrzeleniu głównego pilota drugi bez problemu lądował. Nawet w razie śmierci obu pilotów samolot spokojnie kontynuował lot i nawet lądował jako szybowiec. W ciągu prawie 30 lat produkcji wypuszczono ponad 33 tys. tych maszyn. Niektóre samoloty tego typu, popularnie nazywane „kukuruźnikami”, wykorzystywano w rolnictwie do połowy lat 80.

Po rozpoczęciu wojny z Niemcami produkcja Po-2 w wersji lekkiego bombowca uległa gwałtownemu przyspieszeniu mimo okupacji znacznej części kraju i ewakuacji licznych zakładów produkujących samoloty dla wojska. Przyczyną były niezwykle tania produkcja i jej prostota. Samolot otrzymał nieco mocniejszy silnik, który pozwalał na zwiększenie ładowności bombowej do 300 kg. Zwiększono nieco przewidywalną długość lotu do 350–400 km. Do startu i lądowania samolot ten potrzebował jedynie placu długości o 100–120 m.

Była to bardzo cenna i efektywna maszyna do obsługiwania partyzantów sowieckich. Armia Krajowa zetknęła się z tymi samolotami na szerszą skalę podczas Powstania Warszawskiego, kiedy po 13 września wykorzystywano je do zrzucania pomocy dla powstańców. Latały one przeważnie w nocy i zrzucały broń, leki i produkty żywnościowe dla walczącej polskiej stolicy z małej wysokości, ale bez spadochronów. W związku z tym liczne dostawy broni trafiały w ręce powstańców uszkodzone i nienadające się do użycia.

Czytaj też:
Sowieci nie wchodzą. Dzięki tym planom Polacy mieli szansę na zwycięstwo

Niemiecki generał lotnictwa i powojenny historyk lotnictwa Walter Szwabedissen tak opisywał bojowe charakterystyki Po-2: „Brudna szaro-zielona barwa ochronna tych samolotów doskonale maskowała te maszyny w powietrzu, zwłaszcza w warunkach ograniczonej widoczności i w obłokach. Natomiast w warunkach dobrej widoczności piloci rosyjscy próbowali ukrywać swe maszyny, lecąc nisko nad ziemią, prawie dotykając wierzchołków drzew. Piloci rosyjscy dość umiejętnie wykorzystywali naziemne punkty orientacyjne dla ustalenia kursu. Skuteczną bronią na takich samolotach był również karabin maszynowy zainstalowany w tylnej kabinie drugiego pilota. Po wykryciu przez niemieckie myśliwce piloci rosyjscy schodzili ostro w dół do samej ziemi, tak aby pozostać niewidocznymi na tle lasu lub wsi. Niemieccy lotnicy mogli strącić takie samoloty jedynie z zaskoczenia lub obniżając prędkość swych maszyn do bardzo niebezpiecznego poziomu”.

Artykuł został opublikowany w 10/2019 wydaniu miesięcznika Historia Do Rzeczy.