Tomasz Stańczyk: Czy bitwa pod Hodowem, stoczona z Tatarami 11 czerwca 1694 r., miała na tyle małe znaczenie, że nie wzbudzała zainteresowania historyków i dziś mało kto o niej wie?
Dr Radosław Sikora: W epoce, w której do niej doszło, była to głośna bitwa. Dobitnie świadczy o tym pomnik wystawiony w Hodowie przez Jana III, a przecież nie każdą bitwę upamiętniano w ten sposób. Przeciwnie, to był wyjątek. Później jednak, z trudnych do wytłumaczenia przyczyn, bitwa poszła w zapomnienie. W XIX w. opisywano czasami pomnik w Hodowie, historycy wspominali o bitwie, którą tam stoczono. Nigdy jednak nie przebiła się do głównego nurtu historiografii. Po II wojnie światowej nie wymieniano jej w żadnym leksykonie bitew ani w opracowaniach zbiorowych. Mogę powiedzieć, że to ja ją odkryłem na nowo i przyczyniłem się do przywrócenia pamięci o tym zwycięstwie. W 320. rocznicę bitwy, udało się przy współpracy z wieloma ludźmi i instytucjami odrestaurować pomnik w Hodowie. Mam nadzieję, że bitwa na trwałe zagości w naszej świadomości historycznej.
Jak doszło do bitwy pod Hodowem?
Był to ważny epizod wojny polsko-tureckiej, w której mieliśmy przeciw sobie także Tatarów. Oddziały koronne weszły w kontakt z Tatarami koło wsi Hodów, niedaleko Pomorzan, około 80 km od Lwowa. Spodziewano się pojedynczego czambułu tatarskiego plądrującego okolicę. Gdy się okazało, że jest to wielka armia, Polacy wycofali się do najbliższej wsi, którą był Hodów.
Jak wyglądał stosunek sił?
Polaków było około 400 – husarzy i pancernych, z Okopów Świętej Trójcy i Szańca Panny Marii, blokujących znajdującą się w rękach tureckich twierdzę w Kamieńcu Podolskim. Jednym z dowódców wojsk polskich pod Hodowem był Konstanty Zahorowski. Jego matka dzierżawiła tę wieś od Jana III Sobieskiego i zapewne wpłynęło to na determinację dowódcy w prowadzeniu walki. Oprócz jednej–dwóch chorągwi husarskich w Hodowie znalazło się pięć–sześć chorągwi pancernych. Łącznie było siedem chorągwi kawalerii koronnej. Liczebność wojsk tatarskich szacowana jest na około 40 tys.
400 Polaków przeciw stukrotnie liczniejszemu przeciwnikowi. Czy nie zawyżano liczby Tatarów, by tym samym podkreślić niezwykłość polskiego zwycięstwa?
Uważam, że Tatarów mogło być rzeczywiście około 40 tys. Trzeba jednak wiedzieć, że ówczesne armie składały się z wojowników/żołnierzy oraz znacznie liczniejszej części wspierającej ich. W XVII-wiecznej polskiej terminologii ten drugi komponent nazywano luźną czeladzią. Byli to ci, którzy zdobywali żywność, pomagali walczącym, podając broń, podprowadzając zapasowe konie. Stąd ta wielka liczba 40 tys. Tatarów. Wśród nich wojowników mogło być około 10–15 tys.
I tak jednak Tatarzy dysponowali ogromną przewagą.
To prawda, nie byli jednak w stanie w pełni jej wykorzystać. Nie walczono w otwartym polu. Tatarzy nie mogli uderzyć masą 40 tys. ani nawet tymi kilkunastoma tysiącami wojowników naraz. Polacy zamknęli się w Hodowie, za sobą mieli staw, co dodatkowo znacznie skracało linię obrony. Na ograniczonym odcinku Tatarzy nie mogli wprowadzić wielkiej liczby ludzi do walki. Jednak ich przewaga polegała na tym, że dzięki dużym rezerwom, rannych i wyczerpanych mogli zastępować w trakcie bitwy nowi żołnierze. Po stronie polskiej nie było takiej możliwości. Husarze i pancerni walczyli bez przerwy, przez pięć–sześć godzin, pozbawieni byli też wsparcia luźnej czeladzi, której w Hodowie nie było. A przynajmniej nic nie wskazuje na to, żeby była.