PIOTR WŁOCZYK: W październiku 1934 r. chińscy komuniści rozpoczęli swój Długi Marsz, uchodząc ze wschodnich prowincji Jiangxi i Fujian przed armią nacjonalistów. Dla dzisiejszej chińskiej propagandy ta licząca ponad 10 tys. km wyprawa to niezwykle heroiczny rozdział. Jak było w rzeczywistości?
PROF. JAKUB POLIT: Długi Marsz przeszedł w Chinach do legendy i ukształtował wierzenia samych komunistów, stając się kluczowym elementem mitologii partii komunistycznej. Było to bez wątpienia wydarzenie istotne, ponieważ marsz ten ocalił chiński komunizm przed unicestwieniem. Natomiast w rzeczywistości ów marsz to nic innego jak wielka ucieczka, i to ucieczka w kompletnie nieznaną przyszłość. Początkowo jedynym celem była ewakuacja przed armią Czang Kaj-szeka, która zniszczyła quasi-państwo komunistyczne w prowincjach Jiangxi i Fujian. Komuniści zatoczyli ogromne koło i wiedzieli tylko, że muszą uciec w pobliże granicy sowieckiej (zagranicę sowiecką uznawano granicę Mongolii Zewnętrznej). Pod tym względem marsz się udał, choć z ok. 100 tys. ludzi, którzy wyruszyli, na miejsce dotarł zaledwie co dziesiąty. W zasadzie wyłącznie przywódcy ukończyli marsz, bo te kilka tysięcy osób, z którymi zawędrowali do prowincji Shaanxi, raczej nie maszerowało z nimi od samego początku.
Co się stało z resztą uczestników marszu? Wybili ich żołnierze Czang Kaj-szeka?
Niekoniecznie. Komuniści w wielu miejscach w centralnych Chinach byli bardzo niechętnie przyjmowani. Przykładowo, gdy wojsko Mao zahaczyło o granicę Tybetu, królowa jednego z tamtejszych plemion powiedziała, że osobiście ugotuje żywcem każdego, kto pomoże komunistom... Inna rzecz, że bardzo wielu żołnierzy zdezerterowało po drodze.
Wygląda na to, że w tamtym okresie bardzo niewiele brakowało, by nacjonaliści kompletnie wytępili komunistów...
Tuż po zakończeniu Długiego Marszu wojska Czang Kaj-szeka miały okazję zupełnie rozbić siły Mao, otaczając je w ich ostatnim refugium. Bardzo niewiele brakowało, by „kaganek” chińskiego komunizmu został zdmuchnięty. Kariera chińskich komunistów mogła się wówczas skończyć w sposób podobny do tego, co spotkało greckich komunistów, którzy szukali ratunku m.in. w Polsce. Uratowało ich niezwykłe wydarzenie, znane w historiografii chińskiej jako „incydent z Xi’an”.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.