Bitwa w Lesie Stockim, która rozegrała się 24 maja 1945 roku uważana jest za jedną z największych, a może nawet największą bitwę, jaką polska partyzantka AK-DSZ (Armia Krajowa-Delegatura Sił Zbrojnych na Kraj) stoczyła z siłami komunistycznymi już po zakończeniu II wojny światowej.
„Orlik”
Marian Bernaciak urodził się w 1917 roku. W czasie wojny obronnej 1939 roku, broniąc Włodzimierza Wołyńskiego, dostał się do sowieckiej niewoli, z której udało mu się zbiec. Działał w ZWZ-AK, od 1943 roku dowodził oddziałem partyzanckim. Po zajęciu Polski przez Armię Czerwoną podporządkował swój oddział Delegaturze Sił Zbrojnych na Kraj i WiN (Zrzeszeniu Wolność i Niezawisłość). Dowodził jednym z największych zgrupowań partyzanckich na Lubelszczyźnie – jako szef struktur konspiracyjnych Inspektoratu Puławskiego AK-WiN. Zginął z powodu odniesionych ran w czasie walk z NKWD i milicją, 24 czerwca 1946 roku.
Bernaciak był nietuzinkową postacią. Całe swoje dorosłe życie poświęcił Polsce, a rodziny nigdy nie założył. Nie zdążył. Jednak w czasie swego zaledwie 29-letniego życia dokonał wielu ważnych i bohaterskich czynów. Jednym z nich było dowodzenie w czasie bitwy w Lesie Stockim. Zanim do niej doszło Bernaciak – znany już komunistycznym służbom – dokonał brawurowego odbicia ponad 100 więźniów z więzienia w Puławach. Akcja miała miejsce w kwietniu 1945 roku.
Po tych wydarzeniach UB oraz milicja zintensyfikowały poszukiwania Bernaciaka. Rozsiani po okolicy konfidenci namierzyli w końcu oddział Mariana Bernaciaka. Obławę zaczęło szykować kilkuset funkcjonariuszy NKWD, UB i MO.
Bitwa w Lesie Stockim
Po stronie komunistów główne siły stanowił 198 Samodzielny Batalion Strzelców Zmotoryzowanych NKWD. Do akcji przeciwko Bernaciakowi i jego ludziom rzucono kilkuset funkcjonariuszy NKWD i UB, jeden lub dwa transportery opancerzone i trzy samochody pancerne. W literaturze pojawiają się duże rozbieżności co do liczby funkcjonariuszy. Różni autorzy szacują ich liczbę od 200 do 700.
Po stronie polskiej do walki stanęło około 200 żołnierzy. Mieli oni do dyspozycji broń powtarzalną automatyczną i ręczną (głównie niemiecką i sowiecką) oraz granaty ręczne Gammon.
24 maja 1945 roku grupa operacyjna NKWD uderzyła na kwaterujących w zabudowaniach wsi Las Stocki partyzantów pod dowództwem Bernaciaka. „Szli szeroką ławą. Lewe rękawy kurtek mundurowych mieli podwinięte powyżej łokci, co stanowiło znak rozpoznawczy zabezpieczający przed otwarciem ognia do swoich (…). Posuwali się bez zachowania szczególnej ostrożności, byli pewni siebie, przekonani, że przewaga, jaką mają, z góry przesądza wynik starcia” – wspominał Jerzy Ślaski w „Żołnierzach Wyklętych”.
Miejsce bitwy dla komunistów nie było korzystne, trudno powiedzieć dlaczego więc zdecydowali się na atak. Być może wyszli z założenia, że polscy partyzanci nie przedstawiają żadnej wartości bojowej i bardzo szybko uda się ich pokonać.
Tymczasem Polacy wykorzystując wiejskie zabudowania, skryli się przed wrogiem i nie dali wyprzeć się ze wsi. „Skrócenie dystansu walki zostało pierwszorzędnie wykorzystane przez żołnierzy podziemia. Dokonując kontruderzenia, rozczłonkowali oni wrogie ugrupowanie. Poszczególne grupy NKWD–UB zostały zmuszone do przejścia do obrony okrężnej. Raz za razem od uderzeń partyzanckich gammonów i broni maszynowej były niszczone transportery opancerzone oraz samochody pancerne”. (Marcin Paluch, „Las Stocki. Największa bitwa żołnierzy wyklętych”)
W każdym miejscu wsi zwycięstwo przechylało się na stronę partyzantów. Do nietypowej sytuacji doszło np. w przypadku grupy Henryka Deresiewicza, która, jak pisze dr Marcin Paluch „w zgiełku bitewnym praktycznie weszła na polskich partyzantów. Nastąpiła chwila konsternacji, obie strony nie otwierały ognia, obawiając się postrzelenia własnych żołnierzy. Na okrzyk Wacława Kuchnio »Spokojnego«: »Hasło!«, komuniści odpowiedzieli: »Leningrad«. Reakcja partyzantów była natychmiastowa. Cała grupa UB została dosłownie rozniesiona seriami z broni maszynowej”.
Wieczorem tego samego dnia siły NKWD i UB zostały całkowicie rozbite. Przez zupełnym unicestwieniem uchroniły ich tylko nadciągające sowieckie wojska pancerne. Kiedy jasne było, że do Lasu Stockiego zbliżają się czołgi i kolejne pojazdy opancerzone, zgrupowanie Bernaciaka przerwało walki i wycofało się z pola bitwy.
Przez kolejnych kilka dni komuniści zbierali swoich zmarłych oraz rannych spod Lasu Stockiego.
Czytaj też:
Zygmunt Szendzielarz „Łupaszka”. Komuniści chcieli zabić nawet pamięć o nimCzytaj też:
Pałac Kultury i Nauki. Ruska pięść czy jęki zachwytu? Jak powstał PKiN i czy był to plagiat?Czytaj też:
QUIZ: Żołnierze Niezłomni. Czy wiesz o nich wszystko?