Ilość przekazywanych społeczeństwu informacji różniła się nie tylko ze względu na epokę, ale również, czy nawet przede wszystkim, ze względu na ustrój, jaki w danym państwie istniał. Inny był także sposób komunikowania władcy, a później polityków z ludnością.
Dla przykładu, w starożytnym Egipcie pośrednikiem pomiędzy władcą a ludem był kapłan. To on przekazywał społeczeństwu decyzje faraona i zapowiadał zmiany, które miały nastąpić. Przez tysiące lat podobny układ funkcjonował we wszystkich monarchiach na świecie – pomiędzy władcą a ludem stał pośrednik, gdyż władcy rzadko zwracali się do swoich poddanych bezpośrednio.
Za prawdziwą rewolucję w komunikowaniu się władzy ze społeczeństwem można uznać powstania państwa amerykańskiego. Praktyki, które powstały właśnie tam, dopiero później przejęli politycy w innych państwach, wraz z ewolucją ustrojów, który w tych państwach obowiązywał. Przyjrzyjmy się, jak amerykańscy prezydenci próbowali nawiązać nić porozumienia ze swoimi wyborcami.
Zaczęło się od Washingtona
Pierwszy prezydent Stanów Zjednoczonych George Washington zdawał sobie sprawę, że powstające właśnie państwo amerykańskie to swoisty eksperyment. Jednocześnie wiedział, że Amerykanie, dopiero co uwolnieni spod władzy brytyjskiego monarchy, są bardzo wyczuleni na jakiekolwiek objawy silnej, apodyktycznej władzy. Każde przemówienie prezydenta miało być drukowane w gazetach, dlatego też musiało być gruntownie przemyślane.
W swoim przemówieniu inauguracyjnym Washington wypowiadał się niezwykle ostrożnie, grzecznie odmawiając Kongresowi przedstawienia jakichkolwiek sugestii reform. Dopiero dziewięć miesięcy później, 8 stycznia 1790 roku Washington, wypełniając swój konstytucyjny obowiązek, miał przedstawić Kongresowi „raport o stanie państwa”. Było to odważniejsze, ale wciąż bardzo wyważone przemówienie. Prezydent pochwalił Kongres, a jednocześnie zasugerował konieczność utworzenia waluty narodowej, poczty oraz własnego systemu miar i wag. Podniósł też bardziej kontrowersyjne tematy, jak imigracja i dług publiczny.
Przemówienie to było skierowane w teorii do Kongresu, lecz tak naprawdę do wszystkich Amerykanów. Washington zadbał zresztą nie tylko o dobór słów, ale także o swój wygląd, wiedząc, że każdy szczegół jego ubioru zostanie opisany w gazetach, więc żadna „wpadka” nie mogła się przydarzyć. Prasa odniosła się jednak do słów (i wyglądu) Washingtona przychylnie. Pisano z uznaniem, że prezydent wybrał garnitur „w kolorze kruczej czerni amerykańskiej produkcji”.
Inny z bardziej znanych amerykańskich prezydentów, Abraham Lincoln, był z kolei niezwykle biegły w słowie pisanym. Zarazem uwielbiał debaty. Wielokrotnie „ścierał się” z innymi politykami z rozlicznych dyskusjach. Jedne z najsłynniejszych dyskusji to te pomiędzy Lincolnem a Stephenem Douglasem. Była to seria siedmiu debat, kiedy obaj panowie ubiegali się o miejsce w Senacie ze stanu Illinois. Debaty te, podobnie jak kolejne dyskusje oraz przemówienia Lincolna, kiedy już został prezydentem, były zawsze drukowane w gazetach.
Abraham Lincoln był prekursorem także w innej dziedzinie. Podczas wojny secesyjnej z jego polecenia zorganizowano pierwsze, specjalne biuro, gdzie mieścił się telegraf. Biuro znajdowało się w Departamencie Wojny, tuż obok Białego Domu. Lincoln przebywał w biurze bardzo często. Osobiście wysłał setki telegramów. Podczas niektórych bitew wojny secesyjnej przebywał w biurze bez przerwy nawet kilka dni, chcąc na bieżąco być informowanym o wszystkich wydarzeniach na froncie.
Nowe media
Pierwszym sfilmowanym prezydentem USA został z kolei William McKinley. Krótki film z jego udziałem nakręcono, gdy uzyskał nominację Republikanów na fotel prezydenta. Jego przemówienie inauguracyjne, już po wyborach, również zostało uwiecznione na taśmie filmowej. Dla wszystkich Amerykanów była to absolutna nowość i przełom w komunikowaniu się najwyższych władz państwowych ze społeczeństwem.
Kolejnym z interesujących, pod względem tworzenia własnego przekazu medialnego, prezydentem był Theodore Roosevelt. Jedna z amerykańskich historyków, Kearns Goodwin żartuje, że gdyby „Teddy”, jak o Roosevelcie mawiano, żył obecnie, to byłby z pewnością gwiazdą Twittera.
Theodore Roosevelt miał niezwykłą smykałkę do tworzenia chwytliwych sloganów. Uwielbiał opowiadać dowcipy i umiał śmiać się z siebie. Co rusz dostarczał dziennikarzom anegdot i barwnych historyjek, które później trafiały do licznych felietonów. Roosevelt stał się także bohaterem wielu satyrycznych obrazków. To także on był „ojcem chrzestnym”… pluszowego misia. Podobno osobiście zgodził się na to, aby pluszową maskotkę niedźwiadka nazwać, od jego imienia, „Teddy Bear”.
Za dużo bardziej poważnego uchodził zaś jeden z kolejnych prezydentów, Franklin Delano Roosevelt, notabene, daleki kuzyn prezydenta Theodore’a Roosevelta.
Franklin D. Roosevelt był pierwszym amerykańskim rezydentem, który wygłaszał przemówienia na żywo poprzez transmisję radiową. Podobno każde przemówienie wcześniej wielokrotnie trenował, wyobrażając sobie, że przemawia do konkretnej grupy społecznej: rolników, nauczycieli czy sklepikarzy. Według Kearns Goodwin, F.D. Roosevelt chciał, aby każdy Amerykanin czuł, że prezydent przemawia właśnie do niego. „Roosevelt pojawił się w radiu wtedy, gdy ono dopiero się rodziło. Okazało się, że prezydent ma idealnie pasujący do radia głos. Brzmiał dostojnie, ale jednocześnie jego słowa można było odbierać bardzo osobiście” – podkreśla historyk.
Przemówienie telewizyjne na żywo wygłosił jako pierwszy Harry Truman, jednak za mistrza telewizyjnych wystąpień uchodzi – do dzisiaj zresztą – John F. Kennedy. Punktem zwrotnym dla kariery Kennedy’ego była telewizyjna debata z Richardem Nixonem w 1960 roku. To właśnie to wystąpienie otworzyło młodemu Kennedy’emu drogę do najwyższego urzędu w państwie.
Przed kamerami świetnie czuł się także Ronald Reagan, który przez lata aktorsko związany był zresztą z Hollywood. Występy nie były mu zatem obce. Podobnie jak Kennedy, Reagan doskonale wiedział, jak wykorzystać swa charyzmę i wygląd, aby dotrzeć do widzów i swoich wyborców.
Era internetu w Białym Domu rozpoczęła się wraz prezydenturą Billa Clintona. Choć nie był on w ogóle zainteresowany komputerowymi nowościami, to jako prezydent posiadał, jako pierwszy, konto e-mail. Podobno w ciągu całej swojej prezydentury wysłał osobiście tylko dwa maile, gdyż zwyczajnie… obawiał się takich technicznych nowinek.
W końcu powstawać zaczęły media społecznościowe. Barack Obama miał jako pierwszy, od 2009 roku, własne konto na Twitterze, lecz nie korzystał z niego w ogóle. Wszystkie twitty umieszczali jego pracownicy. Dopiero Donald Trump w pełni wykorzystał możliwości, jakie dają media społecznościowe. Jako prezydent USA Trump wysłał ponad 25 tysięcy twittów. 8 stycznia 2021 roku platforma Twitter zablokowała Trumpowi dostęp do jego konta na Twitterze zarzucając, że ten nawołuje Amerykanów do udziału w zamieszkach. Było to ewidentne pogwałcenie wolności słowa i spotkało się z ostrą krytyką, głównie, prawej strony sceny politycznej. Konto Trumpa zostało przywrócone na platformie Twitter, kiedy wykupił ją Elon Musk.
Czytaj też:
Największe skandale polityczne w historii USACzytaj też:
Zimna wojna w kuchni: Chruszczow vs NixonCzytaj też:
Pluszowy miś. Skąd wzięła się ta kultowa zabawka?