Kapitan Leslie Beavis podniósł słuchawkę brzęczącego telefonu. Usłyszał znajomy głos obserwatora ze stojącego niedaleko, nad doliną Sommy, wiatraka. Słuchał chwilę, a potem rzucił do mikrofonu:
– Jasne. Poradzimy sobie. Jest nad naszym terenem.
Beavis spojrzał w szkła lornetki, a potem trzcinką wskazał obsłudze stanowiska karabinów maszynowych jakiś daleki punkt. Szybko się zbliżał, a po chwili przybrał postać zygzakującego camela. Za nim, prując seriami z karabinów maszynowych, leciał krwistoczerwony trójpłatowiec. Szeregowy Buie przez swój kołowy celownik wyraźnie widział w otwartej kabinie głowę w pilotce i zaciśnięte na karabinach dłonie. Puścił długą serię ze swojego lewisa. Samolot leciał jeszcze jakieś 200 metrów, kiedy podbił w górę i przechylił się na prawo. Potem zaczął pikować w dół. W końcu wyrównał lot i uderzył o ziemię. W kokpicie dogorywał najsłynniejszy pilot myśliwski tej wojny, Manfred von Richthofen.
Typowy Prusak
Richthofen urodził się w podwrocławskim wówczas Borku w 1892 r., w pruskiej rodzinie szlacheckiej. Jego ojciec był emerytowanym kawalerzystą. Rodzina w 1901 r. osiadła w Świdnicy na Dolnym Śląsku, w okazałej miejskiej willi.
W wieku 11 lat został wysłany do szkoły wojskowej w Legnickim Polu, a w 1911 r. rozpoczął służbę w Pułku Ułanów Cesarza Aleksandra III, stacjonującym w Miliczu i Ostrowie Wielkopolskim. Po wybuchu pierwszej wojny światowej jednostka krótko walczyła z Rosjanami, a potem została przeniesiona na front zachodni. Prusacy z uporem maniaka trzymali się swojej przestarzałej kawalerii, jednak w warunkach wojny okopowej nie miała ona wiele do roboty.
Przyzwyczajony do działania i akcji Richthofen, po spędzonej bezczynnie zimie, wiosną 1915 r. wstąpił do lotnictwa.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.