Wierzchowiny – historia do rewizji

Wierzchowiny – historia do rewizji

Dodano: 

Nie jest jasne czy mowa jest o pojedynczych osobach czy nawet większej grupie, która przeniknęła w szeregi podziemia narodowego?

Posiadając takie wtyki w szeregach NSZ dowiadujemy się też z dalszej treści tego stenogramu o wspólnym działaniu podziemia narodowego z poakowskim 6 czerwca 1945 r.:

Okazało się, że w tej akcji brały udział bandy „Sokoła” [Kulimowskiego], „Szarego” [Pazderskiego], „Jastrzębia” [Piotrowskiego], „Zemsty” [Walewskiego]. Łącznie ponad tysiąc ludzi. Były to bandy akowskie i eneszetowskie. Dowiedzieliśmy się, że banda, w której „zainstalowaliśmy” naszych ludzi, stacjonuje już w swojej bazie [wieś Huta koło Wojsławic]. W miejscu tym banda bazowała jeszcze w okresie okupacji.

Z „raportu specjalnego” z chełmskiej bezpieki z 13 czerwca 1945 r. mamy pewność, że likwidacja partyzantów NSZ w Hucie, trzy dni wcześniej przez siły sowieckie, była możliwa „[…] przy aktywnym udziale Powiatowego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego w Chełmie, który mając swoich agentów w bandzie rozpracowała materjał po likwidacji jej”.

Sądny dzień – 6 czerwca 1945

Satysfakcjonującej odpowiedzi, która rozwiałaby wszelkie wątpliwości narosłe przez ostatnie 72 lata, nie udało się udzielić również pionowi prokuratorskiemu IPN w Lublinie, który kilka lat temu badał to wydarzenie. 30 września 2011 r. Oddziałowa Komisja Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu w Lublinie postanowiła umorzyć śledztwo w sprawie zbrodni przeciwko ludzkości dokonanej 6 czerwca 1945 r., poprzez zabójstwo ok. 190 mieszkańców Wierzchowin (w tym obywateli polskich narodowości ukraińskiej). Wiedza prokuratora IPN kończy się na potwierdzeniu ledwie kilku faktów: miejsca, daty, pory dnia, charakteru wydarzenia, czasu jego trwania. Sporna jest już za to precyzyjna liczba zamordowanych i ich tożsamość. W konkluzji czytamy, że zarówno historiografia, jak i wyniki śledztwa nie pozwalają jednoznacznie odtworzyć przebiegu wydarzeń w Wierzchowinach i wskazać sprawców tego mordu. Można jedynie przyjąć trzy możliwe wersje owego zdarzenia:

1) zabójstw dokonali żołnierze NSZ ze zgrupowania „Szarego”,
2) rzezi, po odejściu partyzantów, dokonała pozorowana grupa, rekrutująca się z funkcjonariuszy BP, „l” WP lub NKWD, i
3) był to samosąd, dokonany przez mieszkańców sąsiednich wiosek, z zemsty za wcześniejszy terror siany przez uzbrojonych mieszkańców Wierzchowin.

Za każdą z podanych wersji przemawiają pewne okoliczności. Równocześnie brakuje dowodów, które wykluczyłyby którąkolwiek z tych hipotez.

Szczupłość miejsca na łamach miesięcznika nie pozwala na szczegółowy hipotetyczny opis akcji podziemia (stąd czytelników odsyłam do monografii o NZW). Należy jednak zwrócić uwagę na dynamikę wydarzeń. Nie była to sytuacja statyczna. W ciągu kilku godzin przez wieś przetoczyło się kilka kolumn wojskowych, w tym zgrupowanie partyzanckie niczym się na zewnątrz nie odróżniające od sił reżimowych. To było mylące dla mieszkańców Wierzchowin. Ulegli wrażeniu obcowania z przyjaznymi im „ludowym” WP. To był błąd, który kosztował ich życie.

Grób ofiar masakry w Wierzchowinach

Ale na kilka elementów w tej historii należy zwrócić baczną uwagę. Należałoby przekonywująco wyjaśnić powody tak radykalnej zmiany w zachowaniu partyzantów w stosunku do mieszkańców wsi, w trakcie samej akcji. Mimo wyraźnego polecenia „Szarego” skrupulatnego sprawdzenia i potwierdzenia tożsamości osób z listy proskrypcyjnej z maja 1945 r., doszło do niekontrowanej eskalacji agresji. Zginęły bezbronne kobiety z dziećmi. Miejscowy nauczyciel Kazanowski wskazywał partyzantom konkretne osoby z listy a finałem tych zabiegów było kilkukrotne przemnożenie liczby zabitych we wsi. A więc początkowo wydany rozkaz o zlikwidowaniu najbardziej groźnych lojalistów zmienił swój pierwotny sens. Dlaczego? Co mogło to spowodować? Samowola? Możliwe, że w trakcie przeczesywania zabudowań znaleziono kolejne dowody na udział mieszkańców w akcjach pacyfikacyjnych w okolicy, w ostatnim czasie. W relacjach strony polskiej przewija się wątek zabitych żołnierzy NSZ tuż przed wkroczeniem podziemia do wsi jako późniejszy powód ich agresji. Dodatkowo tak licznie występujący w szeregach NSZ b. żołnierze 27 DP AK stanowili grono partyzanckie złączone pamięcią o zamordowaniu bliskich za Bugiem zaledwie rok, półtora wcześniej. Trzymali się razem, tworząc autonomiczną strukturę. Łaknęli zemsty. Ale też należy pamiętać o agenturze UB w szeregach zgrupowania NSZ. Mogło jej zależeć na zbrutalizowaniu przebiegu akcji. W ten sposób zohydzano odbiór partyzantki w oczach społeczeństwa. A na tym propagandzie PKWN szczególnie zależało od szeregu miesięcy.

Chyba najbardziej mistyfikowana jest samoobrona mieszkańców Wierzchowin, gdy ci zorientowali się z kim przyszło im się zmierzyć. Wyraźnie mówi o tym w zeznaniach oficer AK-DSZ Mieczysław Szczerbatko „Sęp” (sam nie uczestnicząc w walkach we wsi) dowiedział się o wszystkim bezpośrednio od opatrywanego i przechowywanego rannego żołnierza NSZ po bitwie w Hucie. To on miał mu powiedzieć o fortelu „Szarego” z wjazdem partyzantów na furmankach przy grze na harmonii oraz kwiatach wetkniętych w lufy karabinów. Jednak w chwili zamykania kolumny NSZ warta ukraińska na opłotkach wsi otworzyła ogień do oddziału dowodzonego przez Jaroszyńskiego „Romana” zamykającego tył kolumny. Strzały padły też z wielu domów. Opór „posterunku UB” został złamany.

Z kolei Jerzy Pelc-Piastowski „Łazik” (dowódca łukowskiego plutonu AK-DSZ) siedząc na Zamku lubelskim w latach 1945/46 zapamiętał rozmowę z dwoma osadzonymi w tej samej celi żołnierzami. Nie dowiedziono im w czasie śledztwa udziału w starciu w Wierzchowinach. W tajemnicy opowiadali mu o wymianie ognia i nieregularnym charakterze walki we wsi. Walkach w izolowanych punktach, w trakcie której najwięcej ginęło przypadkowych osób, czyli kobiet z dziećmi starających się przebiec jakąś przestrzeń lub źle się chowających przed kulami. Dramaturgii całej sytuacji dodawało też atakowanie w obejściach partyzantów przy użyciu kos, siekier czy wideł. Jeden z nich miał też się zwierzyć, że widział zwłoki towarzysza broni z odciętą głową.

Przytoczone w naszej książce obszerne cytaty z dwóch raportów oficerów Oficerskiej Szkoły Artylerii w Chełmie będących tego dnia w rejonie spacyfikowanej wsi, uwypuklają podstawowy mankament dowodzenia grupą pościgową za Zgrupowaniem NSZ. Był to brak rozpoznania pola walki, które wprowadziło improwizację w działania sił reżimowych. Doprowadziło to do zbędnych strat zadanych ludności cywilnej, które potem policzono zapewne na konto partyzantów.

Hipotetycznie można przyjąć, że po wyjściu Zgrupowania NSZ z Wierzchowin w kierunku na Kasiłan i Sielec oszołomieni wieśniacy widząc kolejną grupę wojskową wjeżdżającą od strony Chełma potraktowali ją jako nowych napastników. Otworzyli ogień z broni nieodebranej przez podziemie. Ku takiej ocenie skłania analiza fragmentu stenogramu rozmowy w MSW:

[…] wyjechaliśmy do Wierzchowin. Gdy przyjechaliśmy na miejsce główne siły bandy odeszły już w stronę Kasiłanu. Część bandytów pozostało w wiosce i rabowali. Po krótkiej potyczce z tymi bandytami, obejrzeliśmy to, czego dokonała banda. Zobaczyliśmy stosy trupów.

Ponieważ brak potwierdzenia w materiale źródłowym konfrontacji NSZ z reżimem w samych Wierzchowinach, owymi „bandytami” mogli być co prawda żołnierze AK-DSZ, którzy dłużej przebywali na pobojowisku, ale też krewni z okolicznych wsi, którzy na odgłos strzałów udali się do wsi chcąc poznać los bliskich albo chętni do ograbienia opuszczonych domostw. Ta sprawa pozostaje do wyjaśnienia.

Artykuł został opublikowany w 2/2018 wydaniu miesięcznika Historia Do Rzeczy.