Wierzchowiny – historia do rewizji

Wierzchowiny – historia do rewizji

Dodano: 

Mocnym, choć nieznanym szerzej opinii publicznej, argumentem przeciwko oficjalnej wersji komunistycznej są materiały siatek wywiadowczych AK-DSZ-WiN stanowiących konkurencję wobec podziemia narodowego, a tym samym niepodatnych na naciski rzekomych sprawców masakry. Organizacje te uniknęły dezinformacyjnych pułapek komunistów i samodzielnie prowadziły rozbudowany „biały wywiad”, pozyskując na bieżąco cennych informatorów. Ciekawe tropy w interesującej nas sprawie podjęła siatka wywiadowcza T(J)-1 kierowana przez mjr. Wincentego Kwiecińskiego „Lotnego”, zbudowana na początku 1945 r. na rozkaz ppłk. Jana Mazurkiewicza „Radosława”, komendanta Obszaru Warszawskiego „NIE”, a następnie DSZ, i jego zastępcę Józefa Rybickiego „Macieja”. Struktura ta uważana była za jedną z najlepiej funkcjonujących placówek informacyjnych w kraju i liczyła co najmniej 40 wywiadowców. Zdobyte przez własną siatkę materiały Kwieciński uzupełniał informacjami z innych ekspozytur wywiadowczych, by na ich podstawie przygotowywać ostateczne raporty Obszaru Centralnego DSZ (potem WiN). Najprawdopodobniej we wrześniu 1945 r. wydał on polecenie przygotowania dwóch ważnych zestawień, obrazujących skalę sowietyzacji społeczeństwa i terroru wymierzonego w struktury konspiracyjne.

W drugim z nich (znacznie obszerniejszym), z października 1945 r., znalazł się passus dotyczący sprawy Wierzchowin. Przedstawiał on trzy alternatywne wersje wypadków. Przyjmowano wariant odwetu wziętego przez skoncentrowane oddziały NSZ lub „grupy żołnierzy polskich w mundurach polskich i uzbrojonych cywilów” za współpracę mieszkańców wsi z Sowietami i UB. W całej sprawie doszukiwano się także, nie bez powodu, sowieckiej intrygi:

„Relacja członka Wojew[ódzkiej]Komisji z Lublina: Wieś W[ierzchowiny] została zlikwidowana przez NKWD za to, że mieszkańcy jej stawiali opór, nie chcąc przenieść się za Bug. Wojew. Komisji nie dopuszczono tam, twierdząc, że ciała są już pochowane, a odnośny protokół zaproponowano spisać Komisji ze sprawozdania NKWD, co też stało się. Zdaniem członka komisji skierowanie winy i odpowiedzialności przez NKWD na oddz[iały] leśne, ma na celu powaśnienie Polaków z ukraińcami, specjalnie w Krasnostawskim, gdzie ostatnio stosunki układały się wzgl[ędnie] możliwie.”.

Wielokrotnie przywoływany w tym artykule Szczerbatko twierdził wprost, że NKWD ostrzelało Wierzchowiny ogniem z samochodów pancernych. Faktem jest, że to właśnie Sowieci następnego dnia nie pozwolili pododdziałom 7 pp „l”WP zbliżyć się do wioski w trakcie pogoni za partyzantami. Przygotowali materiał ikonograficzny z pobojowiska, który następnie spełnił rolę wstrząsającego dowodu obciążającego polskie podziemie. To NKWD pilnowało zakopania zwłok w kilku ziemnych mogiłach. Przy czym ciała mieszkańców Wierzchowin złożono w jednym dole. Obok głównej mogiły w dwóch mniejszych dołach spoczęły zwłoki ludzi spoza wsi. Żądni odwetu wieśniacy mieli dotrzeć aż do Huty i tam mścić się na polskich pogorzelcach. Potwierdza to również między innymi fragment meldunku z posterunku MO w Siennicy Różanej z 5 lipca 1945 r.:

[…] donosimy że mimo tego iż broń przydzielona została im zabrana, posiadają własną broń, czego dowodem jest ich przyjazd do wsi Żdżanne w liczbie 30 i pobicie jednej z wysiedlonych kobiet. Posterunek prosi o jak najszybszą interwencję w sprawie ich wyjazdów [do ZSRS] a także melduje o podpaleniu przez nich jednego z domostw, które jednak dzięki naszej interwencji zostało ocalone. Powyższe gospodarstwo zostało przez nich podpalone we wsi Wierzchowiny.

Sowiecka „maskirowka”

15 czerwca 1945 r. przybyła do wsi specjalna komisja rządowa do wyjaśnienia sprawy. Komisja nie zarządziła ekshumacji masowego grobu ofiar, a jedynie otwarcie jednej z mniejszych mogił, w której znaleziono jedynie dwa ciała, w tym jedno pozbawione głowy. Przebieg wydarzeń ustalono jedynie na podstawie oględzin miejsca zdarzenia oraz relacji świadków, którzy mówili o mordowaniu wszystkich ukraińskich mieszkańców wsi (także kobiet i dzieci), gwałtach towarzyszących zbrodni oraz o zabijaniu nie tylko przy użyciu broni palnej, ale i siekier, motyk oraz łopat. Komisja przystała na wersję wypadków podsuniętą jej przez Sowietów i zawróciła do Chełma.

W tym czasie sowiecki doradca przy MPB w Warszawie, gen. Nikołaj Sieliwanowski przekonał już Bolesława Bieruta do zorganizowania głośnego procesu sądowego na mordercach z Wierzchowin, który raz na zawsze pogrążyłby „reakcję” i odebrał jej moralne prawo do sprawowania władzy politycznej. Miało to wzmocnić wymowę propagandową moskiewskiego procesu szesnastu przywódców Polskiego Państwa Podziemnego uprowadzonych z Pruszkowa.

Wyraźnie jest o tym mowa w raporcie Sowieta przesłanym szefowi NKWD w Moskwie Ławrientijowi Berii w połowie czerwca 1945 r.:

O powyższym [wydarzeniach w Wierzchowinach i Hucie]poinformowałem Bieruta, który wydał polecenie postawienia schwytanych uczestników pogromu przed sądem i przeprowadzenia procesu pokazowego. Fakt ten będzie oświetlony w prasie wraz z opublikowaniem fotografii zabitych dzieci i bezbronnych obywateli.

Liczba ofiar

Mogiła niewielkich rozmiarów w centrum Wierzchowin, wciśnięta między gospodarstwa, kryje nieokreśloną liczbę zwłok. Wykopana została przy użyciu łopat sprawia wrażenie grobu kryjącego co najwyżej kilkadziesiąt osób. Były one chowane w ubraniach i przesypywane wapnem. Na drugi bądź trzeci dzień po akcji podziemia, odbyły się uroczystości pogrzebowe.

Na łamach prasy reżimowej w Lublinie żonglowano swobodnie liczbą zabitych w Wierzchowinach: 12 czerwca 1945 r. „Głos Ludu” donosił o 184 zamordowanych osobach i wielu rannych. Mimo poczynionych kilka dni później ustaleń specjalnej rządowej komisji śledczej, szacującej skutki masakry na 197 ofiary, we wrześniu 1945 r. ta sama gazeta podawała liczbę 180 osób, a na początku lutego 1946 r., na podstawie danych ze śledztwa, mówiono aż o 400 ofiarach.

Zanim w lutym-marcu 1946 r. doszło w Warszawie do procesu wierzchowińskiego, dokonanie tej masakry przypisywano początkowo „bandzie NSZ” „Sokoła” (Stanisława Sekułę w rzeczywistości dowódcę AK-DSZ), dopiero z czasem czytelnicy „Głosu Ludu” dowiedzieli się o innych oddziałach NSZ, które wzięły udział w tej akcji. Ujęcie niezidentyfikowanego z nazwiska „Sokoła” w listopadzie 1945 r., spowodowało – choć na krótko - przyjęcie błędnej chronologii wierzchowińskiej akcji (pod koniec maja 1945 r.) i zmniejszenie liczby zabitych we wsi do 80 osób. Zaskakująco musi brzmieć w takim kontekście informacja, że – podsumowując sprawę Wierzchowin w lipcu 1947 r. – na łamach „Głosu Ludu” pisano, ni stąd, ni zowąd, o „bandach ukraińskich faszystów”, które w pierwszym okresie powojnia „poczynały sobie z równie większą zuchwałością, wpadając do wsi większymi grupami”, w tym też do Wierzchowin. Ta rewelacja miała zapewne swe źródło w decyzji przeprowadzenia akcji „Wisła”, aby położyć kres istnieniu nacjonalistycznych struktur ukraińskich w Polsce „ludowej”.

Warto też pamiętać, że musiało upłynąć kilka dekad w PRL od procesu z 1946 r., aż partyjnym historykom udało się zestawić sumarycznie około 200 nazwisk ofiar z czerwca 1945 r. Wcześniej była to anonimowe zbiorowisko ludzi, które trudno było zweryfikować z racji braku znajomości tożsamości ofiar.

Obecnie wybetonowana mogiła posiada analogion z podkreśleniem religijnej konfesji ofiar: „W tym miejscu spoczywają prawosławni mieszkańcy wsi Wierzchowiny wymordowani dnia 6 czerwca 1945”. Brak na niej precyzyjnej liczby osób spoczywających w dole.

8 lutego 2016 r. Związek Żołnierzy NSZ w Lublinie wystąpił do poprzedniego prezesa IPN dr Łukasza Kamińskiego z wnioskiem o przeprowadzenia kompleksowej ekshumacji szczątków celem wyjaśnienia zagadki liczby ofiar z roku 1945. Do dziś nie otrzymał jakiejkolwiek odpowiedzi.

Mariusz Bechta


Mariusz Bechta, Wojciech Muszyński
Przeciwko Pax Sovietica
IPN

Przeciwko Pax Sovietica

Artykuł został opublikowany w 2/2018 wydaniu miesięcznika Historia Do Rzeczy.