Mieszko I nawrócony
  • Piotr WłoczykAutor:Piotr Włoczyk

Mieszko I nawrócony

Dodano: 

Czyli tylko elity były wówczas chrzczone, a lud pozostał pogański?

To jest raczej mało prawdopodobne. Otóż wiemy z historii średniowiecza, że rozwojowi chrześcijaństwa towarzyszyły okresy przejściowe. W wielu krajach pozwalano na zachowanie starych tradycji, żeby ułatwić ludziom przejście na nową religię. Być może więc jedno pokolenie w Wielkopolsce traktowano „ulgowo” i pozwalano na ciałopalenie. Tak czy inaczej, jest rozdźwięk między źródłami pisanymi a archeologicznymi. Biskup Thietmar, pisząc zaledwie 20 lat po śmierci Mieszka I, daje do zrozumienia, że Mieszko był gorliwym chrystianizatorem, że z oddaniem wspierał Jordana w nawracaniu Polan. Brunon z Kwerfurtu, pisząc jeszcze wcześniej, również chwalił Mieszka za jego wysiłki chrystianizacyjne.

Co można powiedzieć o wierze Mieszka?

Nie sądzę, ażeby w 966 r. Mieszko był pobożnym katolikiem. Pozostał w tym czasie zapewne zabobonnym człowiekiem, mającym więcej wspólnego jeszcze ze swoją dotychczasową religią niż z nową. Trudno podejrzewać, żeby nękały go konsekwencje grzechu pierworodnego. Niemniej jego decyzja była autentycznie religijna, tyle że z kategorii „religijności empirycznej”, która dotyczy bardziej zapewnienia sobie doczesnych korzyści, a mniej zbawienia i nagrody w niebie. Wydaje się jednak, że po 966 r. Mieszko stał się pobożnym katolikiem. Dużą rolę odegrała w tym procesie Dobrawa, która zapoznała go z nauką Kościoła. Jego następna żona, Oda, też była wyznawczynią Jezusa – przed ślubem była przecież zakonnicą. Trudno nie podejrzewać, że Oda też dbała o rozwój duchowy swojego męża.

Mamy jakieś konkretne przykłady średniowiecznej pobożności katolickiej Mieszka?

Tak, podam trzy przykłady. Pierwszy – po postrzyżynach młodego Bolesława Mieszko musiał wysłać syna na dwór Ottona II. To naturalnie napawało go lękiem. Co zrobił więc Mieszko? Wysłał pukiel włosów Bolesława papieżowi, żeby zapewnić w ten sposób opiekę boską swojemu synowi. Drugi – Mieszko został w jednej z bitew postrzelony zatrutą strzałą. Dzięki wstawiennictwu św. Udalryka, jak Mieszko wierzył, udało mu się wyzdrowieć. Potem Mieszko wysłał w podzięce na grób tego świętego srebrne ramię. Wreszcie trzeci przykład – sprawa Dagome iudex, czyli dokumentu przekazującego państwo gnieźnieńskie w opiekę św. Piotrowi. Moim zdaniem ten dokument nie pełnił żadnej innej funkcji, jak tylko oddanie państwa Mieszka pod bożą opiekę – to był czysto religijny gest, co tym łatwiej wywnioskować, że zaledwie 100 lat później nikt w Stolicy Apostolskiej nie kojarzył nawet, o jaki kraj chodzi. Zgadywano, że o Sardynię!

Wiemy ze stuprocentową pewnością, gdzie doszło do chrztu Mieszka?

Najprawdopodobniej na Ostrowie Lednickim, między Gnieznem a Poznaniem. Jeszcze 10 lat temu ta teza była bardzo popularna w środowisku naukowym, ale od tego czasu dużo się zmieniło. Chodzi o nowe datowanie – wielu polskich archeologów przekonanych jest teraz, że kompleks sakralny na Ostrowie Lednickim został zbudowany dopiero w latach 90. X w. Ja jednak pozostaję przekonany, że ta budowla została wzniesiona przed 966 r.

Skąd ta pewność?

Po pierwsze dlatego, że archeologowie nierzadko zmieniają zdanie w sprawie datowania, więc dużo się jeszcze może zmienić w tej sprawie. Po drugie, nie ma żadnego sensownego powodu, by ta zupełnie elitarna budowla, z tak wyeksponowaną funkcją chrzcielną, powstała na przełomie milenium. Jeżeli Mieszko i jego dwór zostali ochrzczeni w Gnieźnie albo w Poznaniu w roku 966, to nie byłoby żadnego powodu, by 30 lat później wznieść na Ostrowie Lednickim tę kosztującą fortunę budowlę, która, powtarzam, niedwuznacznie miała służyć ochrzczeniu elity, a nie mas.

Powiedzmy zatem, że Mieszko ochrzcił się na Ostrowie Lednickim. Pozostaje jednak inne pytanie: Dlaczego wybrał akurat to miejsce, a nie Gniezno albo Poznań?

Musimy cały czas pamiętać o olbrzymim ryzyku, jakim dla władcy całkowicie pogańskiego ludu było przejście na chrześcijaństwo. Mieszko, sprowadzając obcą religię, mógł sobie tylko zafundować bunt. Sądzę, że wybrał Ostrów Lednicki, żeby zminimalizować ryzyko. Nie chciał wejść w ostrzejszy konflikt ze swoimi poddanymi, co niewątpliwie mu groziło, gdyby ostentacyjnie dokonał konwersji w Gnieźnie lub Poznaniu.

Ostrów Lednicki to, jak rozumiem, bardzo specjalne miejsce dla pana również z osobistego względu.

Tak, w 1997 r. w ruinach świątyni został ochrzczony mój syn Marek. To był pierwszy chrzest w tym miejscu od ponad tysiąca lat! Ale Lednica stała się prawdziwie specjalnym miejscem dzięki duszpasterstwu śp. ojca Jana Góry. Dzięki niemu Lednica ponownie jest miejscem o kluczowym znaczeniu w kraju. Moja córka Amber bardzo trafnie to ujęła, gdy napisała rozprawkę pod tytułem „Od Lednicy do Lednicy”. I rzeczywiście – lepszych ram dla historii chrześcijaństwa w Polsce nie ma.

Skąd u pana – ewangelika – takie zainteresowanie okresem przed reformacją?

Tak – jestem ewangelikiem, a my, ewangelicy, od małego słyszymy taką mniej więcej opowieść: były sobie piękne czasy Kościoła pierwszych chrześcijan, a potem była... wielka czarna dziura, która trwała 1,5 tys. lat! Aż do momentu, gdy Luter i Kalwin odbudowali Kościół. Taka wizja razi kompletnym brakiem ciągłości. Bardzo mnie to frapowało. I dlatego postanowiłem studiować historię chrześcijaństwa. Odkryłem dzięki temu takie fascynujące postacie, jak Konstantyn Wielki – i z czasem też Mieszko I.

Jak to się właściwie stało, że tak świetnie mówi pan po polsku i zajmuje się pan historią naszego kraju?

W latach 80., gdy studiowałem historię w USA, zajmowałem się pomocą uchodźcom. To byli przeważnie Polacy, i to z inteligencji, a więc znali angielski i opowiadali mi o Polsce fascynujące rzeczy. Zarazili mnie polskim bakcylem. Po studiach chciałem zobaczyć świat. Rozważałem różne opcje: kibuc w Izraelu, Korpus Pokoju w Gabonie, i wreszcie program Polonicum na Uniwersytecie Warszawskim. Z perspektywy 26 lat mogę powiedzieć: świetnie wybrałem!


Philip Steele jest amerykańskim historykiem, redaktorem, tłumaczem, autorem wielu tekstów o tematyce religioznawczej. Od 1990 r. mieszka w Polsce. W księgarniach ukazało się właśnie drugie wydanie jego najbardziej znanej pracy: „Nawrócenie i chrzest Mieszka I”.

Artykuł został opublikowany w 6/2016 wydaniu miesięcznika Historia Do Rzeczy.