Dlaczego właściwie Hitler po raz kolejny zdecydował się uderzyć przez Ardeny?
Niemcy wiedzieli, że był to bardzo słaby punkt w amerykańskiej linii obrony. Stacjonowały tam tylko cztery dywizje. Nasycenie tego obszaru amerykańskimi żołnierzami było bardzo niskie, wbrew wszelkim oficjalnym wytycznym. Jakby tego było mało, dwie spośród tych dywizji (28. i 4.) lizały swoje rany po odniesieniu wielkich strat w czasie walk w lesie Hürtgen. Kolejne dwie dywizje (99. i 106.) były złożone z żółtodziobów.
Generał Bradley był przekonany, że Ardeny pozostaną spokojnym fragmentem frontu. Uważał, że to dobre miejsce, aby poszarpane w boju dywizje nabrały sił, a niedoświadczeni żołnierze otrzaskali się na spokojnie z życiem na froncie. Generał Bradley nie zdawał sobie sprawy, że w niedługim czasie te dwie dywizje pełne żółtodziobów przejdą bardzo bolesny chrzest bojowy.
Jak Amerykanie zareagowali na atak Niemców?
Początkowo gen. Bradley i gen. Patton byli przekonani, że nie była to ofensywa o znaczeniu strategicznym. Uważali, że była to tylko próba pomieszania szyków wojsk amerykańskich. Generał Eisenhower zorientował się jednak w powadze sytuacji już pierwszego dnia. To było kluczowe, ponieważ od razu zaczął ściągać posiłki. Amerykanom udała się wtedy rzecz nieprawdopodobna: w ciągu 24 godzin dowieźli na miejsce 60 tys. żołnierzy – ok. czterech dywizji. Żadna inna armia nie byłaby w stanie tego dokonać. Nie chodzi tylko o liczbę dostępnych ciężarówek, lecz także o doskonale zorganizowany system logistyczny. Dzięki reakcji gen. Eisenhowera Niemcom nigdy nie udało się dojść do Mozy.
Dobrze znanym aspektem tej ofensywy jest akcja dywersyjna niemieckich komandosów, którzy przedostali się za amerykańskie linie. To był duży problem dla Amerykanów?
Realne znaczenie tej operacji było raczej niewielkie. Komandosom Skorzenego – przebranym w amerykańskie mundury – udało się jednak wytworzyć atmosferę paranoi u przeciwników. Jeden z pojmanych ludzi Skorzenego powiedział na przesłuchaniu o planie porwania Eisenhowera. To doprowadziło do wprowadzenia przesadnych zasad bezpieczeństwa. Ta atmosfera udzieliła się m.in. gen. Bradleyowi, który w związku z poczuciem zagrożenia zmieniał niespodziewanie pokoje hotelowe, wychodził ze swojej kwatery przez kuchnię... Na drogach pojawiło się bardzo dużo punktów kontrolnych. Nawet gen. Bradley stał się ofiarą tej paranoi – jego samochód również był zatrzymywany, a żołnierze na posterunku czasem nie chcieli dać wiary, że oto mają przed sobą prawdziwego amerykańskiego generała.
Warto podkreślić, że Skorzeny dowiedział się o planach ofensywy w Ardenach wiele wcześniej niż generałowie. Hitler wezwał go na rozmowę, podczas której rozkazał mu zorganizować grupę komandosów, którzy mieli siać chaos za liniami wroga. Ta operacja nie była jednak dobrze przygotowana. Niewielu z ludzi Skorzenego potrafiło mówić po angielsku z dobrym amerykańskim akcentem, a przy tym Niemcy popełniali podstawowe błędy, np. jeździli w zdobycznych amerykańskich jeepach we czterech, podczas gdy Amerykanie jeździli nimi maksymalnie we trzech.
Problemem Niemców była niedostateczna liczba mundurów amerykańskich. Myślano o zabraniu ich jeńcom wojennym, ale Niemcy zorientowali się, że w ten sposób szybko mogło dojść do protestów skierowanych do Międzynarodowego Czerwonego Krzyża. To mogło z kolei zaalarmować aliantów. Co ciekawe, Ultra wychwyciła, że Niemcy poszukują amerykańskich mundurów, ale również w tym przypadku aliantów to nie zaniepokoiło...
Niemcy utworzyli też przy okazji ofensywy w Ardenach „oszukańczą” 150. brygadę pancerną, ale jej jakość chyba również pozostawiała wiele do życzenia...
W jej skład wchodziło tylko kilka zdobycznych amerykańskich czołgów, resztę stanowiły niemieckie pojazdy. Również w tym przypadku Niemcy się nie postarali – część niemieckich czołgów przerobionych na amerykańskie nie miała nawet obwódki wokół gwiazdy... To zdecydowanie nie była dobrze zorganizowana operacja.
Co się stało z ludźmi Skorzenego, którzy zostali pojmani?
Większość rozstrzeliwano po bardzo szybkich procesach przed sądami wojskowymi, część zabijano na miejscu. Byli w amerykańskich mundurach, więc traktowano ich jak szpiegów. Kara za to mogła być tylko jedna.
Drugiego dnia ofensywy w okolicy miasteczka Malmedy esesmani zamordowali 84 amerykańskich jeńców wojennych. Nie spodziewali się chyba, że konsekwencje tej masakry okażą się dla nich tak fatalne.
Ta zbrodnia pociągnęła za sobą dwa skutki. Po pierwsze, Amerykanie bili się jeszcze waleczniej. Po drugie, zaczęli się mścić na Niemcach. Setki esesmanów zostało rozstrzelanych w zemście za Malmedy, choć amerykańscy historycy zwykle się tym nie chwalą.
Czy ktokolwiek poniósł po wojnie konsekwencje zabijania niemieckich jeńców wojennych?
Nie. Czytałem wstrząsające raporty napisane po tej bitwie w oparciu o rozmowy z żołnierzami. Bardzo otwarcie mówili oni o zabijaniu niemieckich jeńców wojennych. Widać, że nie bali się kary, że było przyzwolenie na takie zachowanie po masakrze w Malmedy.
Ta zemsta ograniczała się tylko do członków SS?
Nie. Na nieszczęście dla niektórych Niemców amerykańscy żołnierze mieli błędne wyobrażenie o siłach zbrojnych przeciwnika. Myśleli, że wszystkie czarne mundury z trupimi czaszkami należą do SS. Tymczasem takie mundury nosili także niemieccy pancerniacy z Wehrmachtu. Było to nawiązanie do pruskiej kawalerii.
Dyskusjom na temat ofensywy w Ardenach zawsze towarzyszy wątek pogodowy, który przy okazji tej bitwy wydaje się być kluczowy.
Pogoda to jednak zawsze broń obosieczna. Początek ofensywy sprzyjał Niemcom z uwagi na deszcz i chmury, które sparaliżowały działania alianckiego lotnictwa. Jednak z drugiej strony deszcz oznaczał też rozmokłe drogi, co nie było już na rękę Niemcom. W końcu 23 grudnia pogoda zmieniła się dramatycznie na niekorzyść Hitlera. Bezchmurne niebo dawało przewagę aliantom. Patton napisał przy tej okazji w swoim dzienniku: „Piękna pogoda na zabijanie Niemców”.
Zwykło się mówić, że brak paliwa był gwoździem do trumny dla tej ofensywy. Faktycznie tak było?
To trochę bardziej skomplikowane. Niemcy mieli paliwo, ale z uwagi na ataki alianckiego lotnictwa nie byli go w stanie w wystarczającej ilości przetransportować na drugi brzeg Renu. Tak naprawdę tę ofensywę spowolniła i ostatecznie zatrzymała bohaterska postawa obrońców, którzy okopani w wioskach i na skrzyżowaniach ważnych dróg skutecznie odpierali Niemców.
Co oznaczała klęska w Ardenach dla walk na froncie wschodnim?
Niemcy stracili w Ardenach trzon swoich sił pancernych. Kręgosłup niemieckiej armii został wtedy właściwie złamany. I właśnie dlatego, gdy Armia Czerwona ruszyła w styczniu 1945 r. znad linii Wisły, Sowieci byli w stanie dotrzeć do linii Odry w ciągu niecałych dwóch tygodni. Jednak oczywiście proszę nie oczekiwać, żeby jakikolwiek rosyjski historyk przypisał w tej kwestii zasługi Amerykanom (śmiech).
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.