Zbiorowe samobójstwo w Masadzie. Obrońcy twierdzy zabili swoje żony i dzieci
  • Maciej RosalakAutor:Maciej Rosalak

Zbiorowe samobójstwo w Masadzie. Obrońcy twierdzy zabili swoje żony i dzieci

Dodano: 

Do końca 67 r. n.e. cała północna Palestyna dostała się w ręce Rzymian. Wydawało się, że następnego roku padną ostatnie punkty oporu, m.in. w Jerozolimie i w Masadzie. Jednak w 68 r. całe imperium ogarnęły protesty przeciw rządom Nerona, który niesławnie zakończył życie po ucieczce z Rzymu, a jego miejsce zajął Galba – wódz legionów z Hiszpanii. W następnym roku obalił go Othon, jego z kolei Witeliusz popierany przez wojsko w Germanii, Witeliusza zaś na koniec... Wespazjan, któremu zapowiedział to zdrajca Żydów. Wespazjan utrzymał się na tronie i zdołał zapoczątkować nową dynastię Flawiuszów.

W ciągu dwóch lat, jakie Opatrzność dała wtedy Żydom, nie potrafili oni wyszkolić armii pod jednym dowództwem ani wzmocnić pozostałych w ich ręku twierdz. Przeciwnie, dotychczasowe i nowe ugrupowania walczyły między sobą o władzę, zdesperowany lud się radykalizował i w efekcie nie zdołano ani stawić czoła Rzymianom, ani rozwiązać z nimi sporu na drodze układów. Jerozolima, bez dobrej organizacji oraz zapasów żywności, oblegana przez Tytusa, broniła się wprawdzie długo, ale w końcu padła 11 września 70 r. Rzymianie wdarli się do świątyni, ograbili ją i spalili. W gruzach miasta zginęło zapewne kilkadziesiąt tysięcy mieszkańców (według Tacyta – 600 tys.). Później poddały się twierdze Herodion i Machaerus, gdzie Rzymianie wymordowali 1,7 tys. mężczyzn, a wszystkie kobiety i dzieci sprzedali w niewolę. Uciekających z pogromu zelotów otoczyli i zabili nad Jordanem.

Tytus powrócił do Rzymu i święcił triumf, podczas którego ukazano dowody zwycięstwa: tłumy niewolników i skarby świątynne.

Legioniści i sykariusze

Legion X Fretensis stacjonował w Aleksandrii przed planowaną jeszcze przez Nerona wyprawą etiopską. To żołnierze tego właśnie legionu zdobywali w 70 r. n.e. Jerozolimę. Ich katapulty zwane dzikimi osłami miotały kamienne kule o wadze 25 kg na odległość ponad 400 metrów. Skorpiony zaś – czyli ogromne kusze z systemem bloków, dźwigni i sznurów – wystrzeliwały metrowej długości oszczepy z siłą pozwalającą podobno przebić na wylot słonia. Potem oddziały X Legionu oblegały Masadę.

Zbroje segmentowe, składające się z napierśników, napleczników i naramienników, chroniły korpus rzymskiego legionisty. Głowę osłaniał żelazny hełm – najczęściej „cesarsko-galijski” – z nakarczkiem i masywnymi policzkami mającymi wycięcia na oczy i usta. Żołnierz mógł skryć się cały za charakterystyczną, prostokątną tarczą sklejoną z warstw drewnianych listew, obitą żelazem, pozwalającą – przez nakrycie się również od góry – przyjąć rzymskiemu oddziałowi szyk tzw. żółwia. Podstawową broń stanowiły krótki miecz (gladius), dłuższa włócznia (hasta) bądź dwumetrowy oszczep z długim żeleźcem (pilum) służący do miotania. Siła rzymskiego legionu, oparta na uzbrojeniu, umiejętnościach i karności żołnierzy, a także na wspaniałej organizacji, dowodzeniu i taktyce, dawała mu niezrównaną w ówczesnym świecie moc.

Czytaj też:
Powstanie Brytów przeciw Rzymianom. Furia Boudiki

Nazwa sykariusze (sicarii) ma łaciński źródłosłów i pochodzi od słowa „sica”, oznaczającego zakrzywiony sztylet. Mianem „sicarii” określano skrytobójców – dla Rzymian po prostu bandytów. Józef Flawiusz pisał: „Mordowali ludzi w biały dzień i w samym sercu miasta. Mieszali się z tłumem szczególnie w czasie świąt i nosząc ukryte pod szatami małe sztylety, żgali nimi swoich przeciwników. Kiedy ci padali martwi, zabójcy przyłączali się do pomstującego tłumu i stając się w ten sposób wolnymi od podejrzenia, w ogóle nie dawali się wykryć”.

W latach 66–73 byli jednak najwaleczniejszą grupą powstańców. Ich uzbrojenie stanowiło zapewne wszystko, co wpadło im w ręce, a przede wszystkim oręż zdobyty od Rzymianach i rotów utrzymywanych przez żydowskich namiestników oraz kapłanów. Stosunkowo najłatwiej było im wytworzyć łuki, którymi też powszechnie się posługiwali. Brak wyszkolenia w walce oraz w taktyce grupowej wyrównywali zapałem i pogardą dla śmierci, podobnie jak mężowie i ojcowie rodzin, które schroniły się w Masadzie.

Rzymianin i zelota

Tytus Flawiusz był typowym Rzymianinem arystokratycznego pochodzenia, starannie wykształconym, wcześnie rozpoczynającym służbę wojskową – będącą wstępem do kariery publicznej. Miał 18 lat, kiedy zaciągnął się do legionów nad Renem, a w 20. roku życia został tam trybunem. Dobiegał dopiero 30 lat, kiedy przystąpił do tłumienia powstania żydowskiego, a cztery lata później odniósł triumf po zdobyciu Jerozolimy, której oblężenie prowadził nader fachowo i skutecznie. Ani on, ani jego cesarski ojciec nie przyjęli tytułu „Idaicus”, aby dodatkowo nie drażnić pokonanych – co świadczy o mądrości politycznej – choć z winnymi wybuchu powstania rozprawili się, jak to Rzymianie, zdecydowanie i okrutnie. Z kolei nietypowa dla Tytusa, kiedy już został cesarzem, była wyjątkowa – jak na zwyczaje rzymskie, a zwłaszcza wyczyny poprzedników – łagodność. Ten zdobywca, który jawił się jerozolimczykom we krwi i płomieniach, nie pozwalał... na dobijanie rannych gladiatorów. Niespotykane: Rzymianin, który nie cierpiał rozlewu krwi! Nie tropił maniakalnie spisków wśród senatorów, dzięki czemu historyk Swetoniusz nazwał go umiłowaniem i rozkoszą rodzaju ludzkiego (amor et deliciae generis humani).

Wielce możliwe, że Eleazar ben Jair nieujarzmiony duch buntu odziedziczył po dziadku Judzie Galilejczyku. Tenże podburzył w swoim czasie rodaków, aby sprzeciwili się spisowi powszechnemu, który miał pomóc Rzymowi w ustaleniu liczby mieszkańców i ściągnięciu podatków. Wnuka uraziło zabranie na poczet należnego podatku 17 talentów złota (czyli niemal 600 kg!). Młody przywódca jest przedstawiany przez Józefa Flawiusza zarówno jako budzący niechęć sykariusz (a więc skrytobójca), jak i bohater niemal biblijny, który potrafi nie tylko wzniecić zryw narodu i stanąć na jego czele, ale także walczyć mężnie i rozsądnie oraz heroicznie oddać życie. Józef wkłada mu w usta słowa: „Bóg dał nam tę łaskę, żebyśmy mogli umrzeć piękną śmiercią i jako ludzie wolni, co nie było dane innym, którzy musieli ulec wbrew swej nadziei. Lecz my wiemy z całą pewnością, że twierdza padnie, skoro dzień zaświta, ale możemy swobodnie wybrać szlachetną śmierć dla siebie i naszych najbliższych”.

Tysiąc walecznych

Przyszedł czas, kiedy ostał się tylko tysiąc obrońców Masady. Józef Flawiusz napisał: „Otóż wódz rzymski [Lucjusz Flawiusz Silwa – przyp. red.] na czele swoich zastępów ruszył na Eleazara i sykariuszów, którzy wraz z nim zajmowali Masadę. Szybko opanował całą okolicę i w najbardziej stosownych punktach rozmieścił załogi. Całą twierdzę otoczył murem, aby nikomu z oblężonych nie było łatwo zbiec, i powyznaczał ludzi do pełnienia straży”.

Czytaj też:
Bitwa w Lesie Teutoburskim. Zagłada trzech legionów

Aby dostać się do twierdzy, Rzymianie – wykorzystując sojuszników oraz spędzoną do pomocy ludność żydowską – usypali ogromny ziemny wał, „aby – wedle Józefa – mógł stanowić podstawę dla osadzenia machin. Dlatego położono jeszcze na nim warstwę dobrze dopasowanych głazów, pięćdziesiąt łokci [około 20 metrów – przyp. red.] na długość i tyleż samo na wysokość. Wzniesiono także wieżę wysoką na sześćdziesiąt łokci i dookoła opancerzoną żelazem. Rzymianie miotali stąd pociski z licznych skorpionów i balist i szybko przepędzali obrońców z muru, a nawet nie pozwolili im wychylić głowy. Jednocześnie Silwa, ustawiwszy potężny taran, kazał nieustannie bić nim w mur i gdy w końcu z trudem udało się część jego skruszyć, obrócił go w gruzy”.

Nadszedł dzień szturmu Rzymian. Józef pisał: „Skoro świt stanęli w gotowości bojowej i uczyniwszy przy pomocy drabin pomost do wyjścia z wałów, ruszyli do ataku. Nie widząc jednak po stronie nieprzyjaciół, ale wszędzie znajdując przerażającą pustkę, płomień buchający wewnątrz i milczenie, zupełnie nie mogli pojąć, co się stało. W końcu podnieśli okrzyk wojenny, jakby na znak rozpoczęcia miotania pocisków, sądząc, że wywabią kogoś ze środka. Krzyk ten doszedł do uszu niewiast, które wyszły z podziemia i odsłoniły przed Rzymianami cały przebieg wydarzeń”....

Tymi wydarzeniami było zbiorowe samobójstwo wszystkich obrońców, którzy wcześniej zgładzili swe rodziny. „Tymczasem przystąpili do gaszenia ognia i utorowawszy sobie szybko drogę przez płomienie, dotarli do wnętrza pałacu. Kiedy natrafili na mnóstwo pomordowanych, nie radowali się, że taki los spotkał ich wrogów, lecz zdumiewali się nad szlachetnością ich postanowienia i podziwiali pogardę śmierci, którą okazało tylu ludzi, nieugięcie wprowadzając ją w czyn”.

Upadek Masady oznaczał ostateczny kres żydowskiego powstania. Szacuje się dziś, że zginęło w nim niemal 100 tys. Żydów (starożytni historycy podawali astronomiczne liczby sięgające nawet miliona), a drugie tyle dostało się do niewoli. Wespazjan ogłosił Judeę swoją własnością prywatną, którą nakazał spieniężyć. Zamiast podatku na świątynię cesarz kazał Żydom płacić na świątynię Jowisza Kapitolińskiego. Rabin Johanan ben Zakkai uznał ten podatek za bożą karę za grzechy Żydów.

Artykuł został opublikowany w 4/2014 wydaniu miesięcznika Historia Do Rzeczy.