Gdy brytyjscy archeolodzy dokopali się w Colchester do fundamentów i nagrobków z czasów rzymskich (miasto nazywało się wtedy Camulodunum), ich oczom ukazały się ślady potwornych zniszczeń i podpaleń. Sposób, w jaki zdewastowano rzymskie nagrobki, dowodził zaś wielkiej nienawiści wandali. Sprawcą tego była kobieta – Boudika, wojownicza królowa Icenów, w krwawy sposób mszcząca się za doznane wcześniej gwałty i zniewagi. Dla wielu Brytyjczyków jest ona bohaterem narodowym. Do swojego panteonu włączyły ją również feministki.
Inwazja Cezara na Brytanię w 55 r. p.n.e. miała jedynie charakter ekspedycji karnej. Zasadniczy podbój wyspy rozpoczął się za Klaudiusza, w 43 r. n.e. Mimo bitności celtyckich Brytów był on skuteczny. Na terenach dzisiejszej Anglii powstała rzymska prowincja Brytania, otoczona zależnymi państewkami plemiennymi. W Brytanii szybko pojawili się rzymscy osadnicy – głównie weterani. Plemieniu Icenów, zamieszkującemu wschodnie krańce wyspy, zostawiono odrobinę autonomii. Ich królem był Prasutagus (to pisownia zlatynizowana), Boudika zaś była jego żoną. Małżeństwem byli od około 49 r. n.e.
Rude jest groźne
O jej dzieciństwie i młodości nie wiadomo nic. Wszczynając powstanie, miała około 30 lat. Rzymscy kronikarze opisali natomiast jej wygląd: „Była bardzo wysoka i wyglądała groźnie. Patrzyła srogo, a mówiła ochryple. Wspaniałe włosy bujnie spływały na jej biodra. Niezmiennie nosiła wspaniałą złotą kolię wokół szyi i wielobarwną tunikę. Na tym gruby płaszcz spięty broszą. Gdy przemawiała, chwytała włócznię, aby jeszcze bardziej przestraszyć patrzących”. Dodajmy, że w oczach Rzymian każdy Celt miał jasną cerę, a włosy blond lub rude.
Opisana przez Kasjusza kolia to gruby pierścień ze złota, zwany torquesem, mający znaczenie religijne. Podobne obręcze Boudika nosiła również na nadgarstkach. Jej brosze miały kształt morskich stworzeń lub kwiatów. Tuniki i płaszcze, zgodnie z wymogami brytyjskiej estetyki, malowała w wielobarwne plamy i linie, co stało się potem pierwowzorem szkockich tartanów. W czasie bitwy ubrania te barwione były jeszcze intensywniej. Tak jak każda ówczesna Brytyjka Boudika bardzo dbała o higienę, zarówno osobistą, jak i czystość ubrania. (Mówimy oczywiście o standardach i możliwościach sprzed nastania bieżącej i ciepłej wody). Do robienia makijażu używała między innymi soku z jagód.
Czytaj też:
Bitwa nad rzeką Tollense - tajemnicze starcie w starożytnej Europie Środkowej
Niektórzy badacze sugerowali jej pokrewieństwo z Kartymanduą – inną wojowniczą władczynią Brytów. Inni znowuż irlandzkie pochodzenie. Dowodów na to nie ma. Pewne jedynie jest to, że Boudika była arystokratką, wiodącą życie typowe dla przedstawicielki klasy społecznej, której pozycja polega na posiadaniu ziemi i w której mężczyźni stanowią grupę silnie zmilitaryzowaną.
Pozycja celtyckiej kobiety była zdecydowanie wyższa niż u Rzymian czy Greków. Według prawa Brytów Boudika mogła dziedziczyć po mężu wraz ze wszystkimi zyskami z inwestycji, jakie małżeństwo poczyniło w przeszłości.
Podobnie było z celtycką seksualnością. Jak pisali Rzymianie, kobiety celtyckie „powszechnie szafują dziewictwem i jego utraty nie uważają za nieszczęście, raczej czują lekceważenie, gdy ktoś odrzuci ofiarowane mu względy”. Świat celtyckich mitów pełen jest zaś bogiń i królowych (np. Medb), które zaciągały wojów do łóżka, by ich przeciągnąć na swoją stronę. Jednakże, jak pisał Cezar dobrze znający świat Celtów: „Mężczyzna ma prawo do decydowania o życiu i śmierci swojej żony i dzieci”. Gdy tylko mąż-szlachcic umarł w podejrzanych okolicznościach, krewni mieli prawo torturowania wdowy w celu odkrycia prawdy.
Świat, w którym funkcjonowała Boudika, nie był zatem oparty na równouprawnieniu. Mimo to Brytowie akceptowali kobietę jako przywódcę. Król, mający władzę dość ograniczoną, był wybierany przez wojowników. Miał być ideałem – musiał ustąpić, gdy był poważnie ranny, niedołężny ze starości czy słaby w łóżku. Wymogi winny być stawiane również kobietom. „My, Brytowie, jesteśmy przyzwyczajeni do kobiet dowodzących na wojnie” – wykrzykiwała potem do Rzymian Boudika. „Umiejętność Boudiki do przywoływania roli kapłanki lub nawet bogini w przededniu bitwy była jednym z ważniejszych czynników w kwestii przywództwa” – czytamy w jednaj z biografii królowej. Kasjusz Dion komplementował: „Posiadała niecodzienną inteligencję, tak często charakteryzującą kobiety”.
Bunt Icenów
Prasutagus, jako klient czy też „zaprzyjaźniony władca” imperium, według prawa rzymskiego nie mógł swobodnie przekazywać swojej władzy i ziemi. Mimo to gdy umierał pod koniec lat 50., połowę majątku zapisał cesarzowi, a połowę dwóm córkom. Żonie nie zapisał niczego. Rzymianie, pamiętając o tym, jakie kłopoty kilka lat wcześniej sprawiła im wojownicza królowa Kartymandua, nie mianowali Boudiki królową. Ziemie Icenów, w tym spadek córek, wbrew woli zmarłego włączyli natomiast bezpośrednio do prowincji Brytania. Spółki publikanów, w rzeczywistości grupy przestępcze działające z polecenia cesarstwa, zaczęły bez zapowiedzi ściągać długi, które zaciągnęła wcześniej iceńska szlachta. Icenowie, choć w większości rozbrojeni, protestowali. Rzymscy funkcjonariusze na polecenie prok. Deciuanusa Cato (zastępcy legata-namiestnika) zaczęli ich więc łupić, grabić, eksmitować, brać w niewolę, nakładać na nich karne posługi.
Najwięcej powodów do protestów miała oczywiście Boudika. Około 60 r. n.e. na oczach zastraszonego plemienia Rzymianie kazali ją „za karę” wybatożyć, jej córki zaś i Prasutagusa zgwałcili. Tak pohańbionych dziewcząt nikt nie będzie chciał jednak wziąć za żony. Zgwałcenie i biczowanie Boudiki miały zaś wymiar polityczny i kulturowy. Kato Starszy pisał przecież, oddając poglądy wielu Rzymian, że „kobieta to gwałtowne i nieokiełznane zwierzę. Nie jest dobrze popuszczać jej cugli i jednocześnie spodziewać się, że nie zerwie się z chomąta”. Do podobnych przestępstw doszło u sąsiadów Icenów – Trynowantów. Tych bezwzględnie rugowano z ziemi, oddając ją rzymskim weteranom.
Czytaj też:
Życie prywatne Juliusza Cezara
Rzym nie zdołał złamać Icenów i Trynowantów. Obwołali oni Boudikę królową. Brytom – jak widać – nie przeszkadzały blizny na jej ciele. Tak zaczęło się jedno z krwawszych antyrzymskich powstań w Europie. Boudika zwołała wiec, na którym pełna pasji roztoczyła przed wojownikami wizję ich przyszłego losu, jeśli pozwolą dalej hańbić się Rzymianom. Odprawiła też czary – wypuszczając nagle spod płaszcza zająca, określiła pomyślność powstania ze sposobu jego ucieczki. Rzymian, dla podniesienia morale własnych wojsk, zwymyślała od wygodnickich słabeuszy rządzonych przez zniewieściałego Nerona.
Zakończyła swoją przemowę inwokacją do bogini wojny Andraste: „Niech ta dziewka rządzi i śpiewa Rzymianom, bo prawdziwie zasłużyli, by być niewolnikami takiej kobiety, skoro słuchali jej tak długo. Jeśli chodzi o nas, to rządź nami tylko ty, o Pani!”. Icenowie i Trynowanci w liczbie podobno około 200 tys. ruszyli na rzymskie osady. Jeńców ani niewolników brać nie zamierzali.
Wódz czy wojowniczka?
Czy Boudika walczyła osobiście, z włócznią i mieczem w ręce? „Cały zastęp obcych nie zdoła sprostać jednemu Galowi, jeśli przyzwie on na pomoc żonę, która jest zazwyczaj bardzo silna i niebieskooka, zwłaszcza gdy wyprężywszy kark, zgrzytając zębami i wymachując swoimi białymi a olbrzymimi rękami zaczyna wymierzać ciosy, do których dołącza kopnięcia, niby lawinę pocisków miotanych z katapulty” – pisał rzymski historyk Ammianus Marcellinus. Jego dzieła powstały jednak 300 lat po rzymskim podboju Celtów i relację tę traktować należy bardziej jako anegdotę niż wiarygodny przekaz. W grobach celtyckich kobiet obok biżuterii znajdowano jednak czasem broń – badacze twierdzą jednak, że chodzi tu o arystokratyczne pochodzenie nie zaś o profesję wojownika. Cezar, który na walkach z Celtami (w tym z tymi z Brytanii) spędził kawał życia, nie wspomina o żadnych wojowniczkach, a starożytne figurki wojowników przedstawiają mężczyzn, nie kobiety.
Nie oznacza to jednak, że kobiety nie towarzyszyły brytyjskim wojom. Kilka miesięcy przed powstaniem Boudiki Rzymianie wylądowali na wyspie Møn. Było to sanktuarium druidów bronione przez silny walijski hufiec. Legioniści byli w szoku, gdy zobaczyli swoich przeciwników, pomiędzy którymi biegały odziane na czarno kapłanki z rozwianymi włosami, miotające klątwy, machające pochodniami i strasznym wyciem zachęcające wojów do walki. Prości legioniści myśleli, że mają przed sobą prawdziwe Furie. Tak zrodzić się mogła plotka, przerodzona potem w mit o wojowniczości brytyjskich niewiast.
Londyn w ruinie
Legat cesarski Swetoniusz Paulinus w momencie wybuchu powstania był z większością wojsk daleko na zachodzie, w Walii. To dało Boudice przewagę. Na pierwszy ogień poszło Camulodunum (Colchester). Miasto nie było ogrodzone murami, miało być bowiem ośrodkiem kultu, a nie fortecą. Były tam teatr, dom senacki i świątynie Klaudiusza. Garstka uzbrojonych weteranów została otoczona w głównej świątyni miasta i po dwóch dniach pokonana. Obrońcy zostali zarżnięci i założeni w ofierze, a ich głowy wojownicy obnosili potem jako trofeum. Piechota Legionu IX idącego na odsiecz miastu została zdziesiątkowana w zasadzce. Tchórzliwy Decjanus Cato uciekł za morze do Galii.
Czytaj też:
Poncjusz Piłat – kim był człowiek, który osądził Jezusa?
Boudika ruszyła tymczasem na Londyn i Verulamium (St. Albans). Oba miasta zostały doszczętnie zniszczone, drogi ku wybrzeżu zapchały się rzymskimi uchodźcami. Los pozostałych mieszkańców był potworny. Boudika kazała ich przed śmiercią torturować, najwięcej cierpień zadając kobietom. „Wieszali nago najbardziej szlachetne i odznaczające się, po czym obcinali im piersi, wciskając je potem w usta tak, by wyglądało, jakby ofiary je jadły. Potem nabijali kobiety na naostrzone pale, które wbijały się wzdłuż całego ciała” – pisał Dion. Wszystko to ku czci Andraste.
Bitwa na Watling Street
Swetoniusz Paulinus pędził zaś swoich legionistów na wschód. Początkowo zamierzał bronić Londynu. Opuścił jednak lamentujących obrońców, twierdząc, że w polu zaszkodzi Boudice dużo bardziej. Obie armie spotkały się w 60 lub 61 r. n.e. na szlaku zwanym Watling Street w dzisiejszym hrabstwie Northamptonshire. Rzymian było dużo mniej. Swetoniusz, by nie dać się okrążyć, przyczaił się na wielkiej polanie otoczonej z dwóch stron lasami. Szyk był typowy: legioniści pośrodku, wojska posiłkowe (Gallowie) na skrzydłach, jazda przy lesie. Naprzeciw stanęła chmara Brytów. Było to wojsko bitne, szaleńczo odważne, którego wygląd mógł napędzić strachu (mieli długie, białe, usztywnione wodą wapienną włosy, wielu zdobiły tatuaże). Niektórzy, z przyczyn rytualnych, byli nadzy. Armia ta wydawała z siebie ciągły potężny ryk, wzmagany kakofonią instrumentów.
Mało kto z tej masy ćwiczył jednak taktykę. Większość wojowników Boudiki na co dzień była chłopami nieposiadającymi poza tarczą uzbrojenia ochronnego. Wojskiem stałym była jedynie arystokracja. Na tyłach, na wozach kłębił się tłum kobiet i dzieci – rodzin wojów, które pragnęły oglądać moment klęski Rzymu.
Pomiędzy piechurami Boudika ustawiła wozy. W przeciwieństwie do tych bliskowschodnich nie miały one śmiercionośnych kos po bokach i służyły jedynie do ostrzału przeciwnika i wyrzucenia grupy wojowników w dogodnym miejscu bitwy. Przed armią przejechał wóz królowej, na którym stały też jej córki. Boudika wyryczała mowę, znów grając na męskiej dumie i słabowitości legionistów: „Mszczę się jako zwykła kobieta, mszczę utraconą wolność, zniszczone chłostą ciało, zhańbioną cześć swych córek. Pomagają jednak bogowie sprawiedliwej zemście. Padł legion, który się na bitwę odważył, reszta kryje się w obozie lub ogląda za ucieczką. Nawet wrzawy i krzyku tylu tysięcy ludzi, tym bardziej ataku ich ramion nie wytrzymają [...] muszą zwyciężyć w tym boju lub polec. Takie jest postanowienie kobiety! Mężowie niech żyją i będą niewolnikami!”.
Na te słowa Brytowie popędzili na Rzymian, zamierzając zmieść ich swoją siłą i impetem. Ci do ostatniej chwili stali niewzruszenie, tak jak ich uczono przez ostatnie lata ciągłej służby. Kiedy ujrzeli już dokładnie twarze Brytów, na rozkaz Swetoniusza pierwsze szeregi podbiegły nieco do przodu, rzucając pila. Pierwsza akcja nie miała jednak na celu zabicia Brytów. Wbite w tarcze oszczepy się uginały, ciążąc tak bardzo, że Brytowie musieli je odrzucić. Potem rzucono pila raz jeszcze, tym razem wyrządziły już one pierwsze szkody. Wtedy legioniści ruszyli. Równo, towarzysz przy towarzyszu, kohorta za kohortą. Armie starły się w potwornym zgiełku.
Długie miecze Brytów nadawały się znakomicie do rąbania przeciwnika pod warunkiem, że jego szyk został rozerwany. Legioniści trzymali się jednak twardo. Spod swoich tarcz wyprowadzali zdradzieckie pchnięcia krótkimi, ale grubymi gladiusami: w tętnice udowe, w krocza, od dołu w brzuchy. Brytowie zaczęli się chwiać. Wtedy ruszyła ze skrzydeł rzymska jazda. Najpierw pojedynczy wojowie, potem całe szeregi zaczęły uciekać. Drogę odwrotu zagradzały jednak wozy z rodzinami. To właśnie w ich sąsiedztwie doszło do największej rzezi wojsk Boudiki. Powstanie było skończone.
Królowa, widząc pogrom, zdała sobie sprawę, że tym razem nie skończy się na chłoście. Opuściwszy czym prędzej pole bitwy, zażyła truciznę (Tacyt) lub też zachorowała i zmarła (Dion). Ziemię Icenów włączono do prowincji Brytania, która po krótkim czasie stanie się jedną z bardziej zromanizowanych prowincji imperium.
Jakub Ostromęcki
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.