W 1980 r. władzę w Rodezji (przemianowanej na Zimbabwe) przejęli czarni nacjonaliści, z Robertem Mugabe na czele. Ustanowił on reżim bardziej opresyjny niż ten, który obalił. Jego masowe zbrodnie na Afrykanach dokonane w latach 1983–1987 nie budziły już jednak tak dużego zainteresowania tzw. światowej opinii publicznej jak ograniczenia praw czarnej społeczności, które miały miejsce w białej Rodezji.
Ogłoszona 11 listopada 1965 r. przez rząd Iana Smitha jednostronna deklaracja niepodległości od Wielkiej Brytanii nie spotkała się z międzynarodowym uznaniem. Mimo to z władzami w Salisbury (obecnie Harare) ściśle współpracowały Portugalia, posiadająca w tym regionie swoją kolonię (Mozambik), oraz Republika Południowej Afryki. Powodem ostatecznego zerwania z Londynem była chęć przekazania władzy w kolonii przez polityków z Downing Street w ręce czarnej większości. Tego właśnie obawiali się najbardziej biali mieszkańcy Rodezji, którzy w 1969 r. stanowili niewielką mniejszość – było ich zaledwie ok. 260 tys. wobec 4 mln 840 tys. czarnych Rodezyjczyków.
Trudno się dziwić, że obserwując przebieg wydarzeń w belgijskim Kongu, gdzie przejęciu władzy przez Murzynów towarzyszyły morderstwa, gwałty, napady m.in. na mieszkańców pochodzenia europejskiego, biali Rodezyjczycy nie byli zainteresowani takim scenariuszem. Chcieli oni stworzyć afrykańską elitę, która dopiero w pewnej perspektywie mogłaby zacząć współrządzić krajem. Do realizacji tych zamierzeń potrzebny był jednak czas pozwalający na zmniejszenie dystansu między białymi a czarnymi. Choć z drugiej strony w Rodezji, w przeciwieństwie do RPA, nie było na poziomie konstytucyjnym przepisów pozbawiających praw obywatelskich z powodu koloru skóry. Każdy obywatel, który ukończył 21 lat – zarówno biały, jak i czarny – posiadał prawa wyborcze. Udział w głosowaniu ograniczony był jednak cenzusem majątkowym i poziomem wykształcenia. Niewielu Afrykanów spełniało te warunki i w związku z tym w zdecydowanej większości nie mogli oni brać udziału w wyborach. Jednak dzięki reformom rządu premiera Garfielda Todda liczba czarnych wyborców systematycznie rosła. W 1957 r. w elekcji mogło uczestniczyć 16 proc. rdzennej afrykańskiej społeczności (ustawa zasadnicza z 1969 r. dawała czarnym stałą, choć częściowo pochodzącą z nominacji 16-osobową reprezentację parlamentarną).
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.