Anatomia upadku

Dodano: 
Tomasz Dolabella, Carowie Szujscy przed królem Zygmuntem III w roku 1611, lata 40. XVII w., Muzeum Historyczne we Lwowie
Tomasz Dolabella, Carowie Szujscy przed królem Zygmuntem III w roku 1611, lata 40. XVII w., Muzeum Historyczne we Lwowie Źródło: Wikipedia / Domena publiczna
W roku 1618 I Rzeczpospolita szlachecka Obojga Narodów osiągnęła szczyt swej potęgi. Do końca XVIII w. całkowicie znikęła z mapy Europy. Jak do tego doszło? Opisuję to w książce pt. „Upadek. Jak straciliśmy Pierwszą Rzeczpospolitą”.

Wszystkiemu winne liberum veto?

Z biegiem czasu sejm I Rzeczypospolitej uzyskał ogromną władzę; bez niego państwo nie było w stanie funkcjonować. To on dokonywał wyboru monarchy (sejm elekcyjny), koronował go (sejm koronacyjny), decydował o terminie i miejscu wyboru nowego władcy (sejm konwokacyjny), o wojnie i pokoju, o zebraniu pospolitego ruszenia. Sejm zatwierdzał traktaty i wysyłał poselstwa oraz przyjmował zagranicznych posłów. A przede wszystkim uchwalał ordynacje podatkowe, z których dochody przeznaczano na opłacanie wojska zaciężnego, koronnego i litewskiego. Był najwyższym źródłem prawa – uchwalone przez niego ustawy zwano konstytucjami. Obradował w Warszawie, choć od 1673 r. co trzecie jego obrady odbywały się w Grodnie. Król zobowiązany był zwoływać sejm co dwa lata, a w chwili zagrożenia bezpieczeństwa państwa wzywał szlachtę na sejm ekstraordynaryjny.

Zerwanie obrad sejmu przez zastosowanie prawa weta lub rozejście się bez uchwał oznaczało paraliż państwa. Sejm nie działał? Nie uchwalał ustaw – zachodził niebezpieczny precedens. Wojsko nie miało żołdu, podatki nie wpływały, Rzeczpospolita nie reagowała na sytuację polityczną poza granicami.

W XVII w. do uchwalenia zbioru ustaw, czyli konstytucji sejmowej, potrzebna była nie większość, ale jednomyślność wszystkich uczestników zgromadzenia. Do zerwania sejmu wystarczył zaś sprzeciw jednego posła, który – tak działo się najczęściej – nie godził się na jego przedłużenie. Jednocześnie Sejm miał zbyt wielką władzę, którą przez całe wieki zawłaszczał kosztem kolejnych królów, i zbyt kruche podstawy działania. Okazało się, że w tak trudnym momencie historii jak potopy uwidoczniły się trzy jego główne wady:

1. Jednomyślne głosowanie – wymagało ono jednomyślności wszystkich posłów; jeśli jej nie było, to starano się przekonać oponentów, dogadać z nimi, zmienić projekt, aby pasował wszystkim. Zasada, która wydaje się dzisiaj utopią, w czasach I Rzeczypospolitej miała jednak dość słuszne podstawy. Otóż jeśli sejm miał uchwalić konstytucję, która obowiązywała WSZYSTKICH, to wszyscy (to znaczy posłowie – przedstawiciele województw i ziem Rzeczypospolitej) musieli się na nią zgodzić, bo wykonawcą był sam szlachecki samorząd, niezależny nawet od króla. Jeśli uchwalono podatki, to zbierały je szlacheckie komisje skarbowe, a nie urzędnicy królewscy, jak na Zachodzie. Powszechna zgoda potrzebna była zatem po to, aby aparat ten funkcjonował sprawnie. Niestety, w pewnym momencie funkcjonować przestał. Już za czasów króla Władysława posłowie nie mogli dojść do porozumienia i sejmy rozchodziły się bez uchwał, to znaczy nie uchwaliwszy konstytucji. Doszło więc do sytuacji, że obrady sejmu zaczęły chodzić parami. Jeśli na zwykłym sejmie nie załatwiono jakiejś sprawy i rozchodził się on bez podjęcia uchwał, to król zwoływał ekstraordynaryjny, na którym posłowie – działający pod presją – musieli dojść do jakiegoś konsensusu. Do czasu…

Artykuł został opublikowany w najnowszym wydaniu tygodnika Do Rzeczy.

Autor: Jacek Komuda