W pierwszych dniach sierpnia, Niemcy mordują według rożnych szacunków – od 30 do 60 tys. mieszkańców stolicy. Nielicznym udaje się uciec, albo przeżywają przykryci stosami ciał. Tak początek rzezi na Woli opisuje jedna z kobiet, której udało się uciec przed egzekucją:
„Warszawa, dnia 5 sierpnia 1944 r. około 4–5 po poł., ul. Wolska nr 105, 107 i 109 zaraz za wiaduktem, tzw. domy Hankiewicza. Wszystkie trzy bloki otaczają zewsząd Niemcy; rzucają granaty i podpalają dom, sypiąc z toreb jakiś biały proszek. Była tam masa mieszkańców i bardzo dużo ludzi z miasta; rozkazu wyjścia nie było; gdy Niemcy dom otoczyli, nikt potem już nie wyszedł; wszyscy spalili się żywcem, bądź zostali zabici granatami, nikt nie wyszedł stamtąd, ocaleć mogli ci, którzy wyszli wcześniej. Jak mówiono, palono żywcem wszystkich w domach tych, w których byli powstańcy. W domach Hankiewicza zginęło podobno 2.000 (dwa tysiące) ludzi, czy nawet więcej”.
Niemcy zabijają mieszkańców – bez wyjątków dla dzieci, osób starszych czy kobiet w ciąży. W masowych mordach ginie kilkadziesiąt tysięcy Warszawiaków – najpierw na Woli, następnie na Ochocie.
Oddziały hitlerowców mordują, gwałcą, kradną mienie Warszawiaków i podpalają domy. Jak przypomina Instytut Pamięci Narodowej, rzezi dokonywała grupa uderzeniowa pod dowództwem oficera SS Heinza Reinefahrta, który w jednym z raportów do dowództwa donosił, że nie ma już amunicji do dalszych rozstrzeliwań.
Tekst powstał na podstawie materiałów Muzeum Powstania Warszawskiego
Czytaj też:
Powstańcze cuda. Trzy historie, które nie miały prawa się zdarzyćCzytaj też:
Sobota, 5 sierpnia. "Czarna sobota" na Woli, pierwsze zrzuty lotnicze dla Powstańców