W Londynie, po propozycjach pokojowych, które Niemcy składali Polakom, zaczęto zdawać sobie sprawę z nowego problemu i opracowywać strategię na wypadek, gdyby rząd na uchodźstwie pozostał u boku aliantów, natomiast siły w Polsce przeszły na stronę Niemców i rozpoczęły walkę przeciw Sowietom. W 1943 r. rozpoczęła się mała wojna wszczęta przez prawicowe NSZ przeciwko partyzantom komunistycznym. Do najcięższego starcia doszło 9 sierpnia 1943 r. nieopodal wsi Borów, gdzie oddział NSZ za pomocą siekier zabił i okaleczył 26 członków Gwardii Ludowej i czterech chłopów. Wiadomość o tym zdarzeniu dotarła do Moskwy. Na konferencji w Teheranie Stalin czynił Churchillowi ciężkie wyrzuty w związku z działalnością polskich nacjonalistów i oskarżał ich o sprzymierzanie się z Niemcami w celu wspólnej likwidacji lewicowych grup partyzanckich.
Do Warszawy za daleko
Konsekwentnie prowadzona polityka niedrażnienia Stalina sprawiła, że Polacy wysnuli niepozbawione podstaw wnioski: Churchill sabotuje polskie dążenia do wyzwolenia. Szczytowym momentem tych podejrzeń był sierpień 1944 r., gdy Wielka Brytania początkowo w ogóle nie wsparła Powstania Warszawskiego, a później udzieliła tylko symbolicznej pomocy. Wiadomość, że Stalin nie pozwolił samolotom alianckim na lądowanie na swoich lotniskach, a zachodnie czterosilnikowce nie są w stanie bez lądowania pokonać trasy w obie strony, przekazana została Polakom z udawanym żalem. Zresztą brytyjskie lancastery nie miały problemów z przeleceniem 950 mil, gdy w nocy z 26 na 27 i z 29 na 30 sierpnia 1944 r. bombardowały Królewiec. Zorganizowanie lotów zaopatrzeniowych z brytyjskiego Tempsdorf lub włoskiego Brindisi nie stanowiłoby większego problemu – odległość była podobna.
8 sierpnia 1944 r. Sosnkowski oświadczył brytyjskiemu szefowi sztabu, że prośba Polaków o wsparcie nie jest żebraniem o broń, ale żądaniem jej natychmiastowego wydania. Krytyka ze strony Sosnkowskiego była tak gwałtowna, że Brytyjczycy rozpoczęli starania o odwołanie generała. Również loty zaopatrzeniowe SOE (Special Operations Executive), wspierające polskie podziemie miały – w porównaniu z pomocą świadczoną komunistycznym partyzantom Tito w Jugosławii – raczej symboliczny charakter. Ponadto strefa zrzutów była ograniczona: Brytyjczycy wystrzegali się zrzucania broni i ekwipunku za linię Curzona, by uniknąć ewentualnych pretensji ze strony Stalina o to, że Churchill dozbraja oddziały walczące przeciwko ZSRS. Jednocześnie SOE mamiło polski sztab generalny planami lądowań w Polsce – które zostały uwzględnione w planach powstania i doprowadziły do wielkich strat jednostek AK walczących o Okęcie – wiedząc, że te nigdy nie dojdą do skutku.
Brytyjski problem sprowadzał się do tego, jak zachować dystans do polskiego sojusznika, jednocześnie trzymając go w stałej gotowości do pomocy. Polscy oficerowie i członkowie rządu zaczęli nękać Churchilla żądaniami wyjaśnienia sprawy katyńskiej i podczas jednej z takich okazji brytyjski premier zrugał gen. Andersa, że bezustanne powracanie do sprawy katyńskiej nie ma sensu. Wytoczył ciężkie działa: jeśli Polacy mają zamiar wszcząć III wojnę światową, to on, Churchill, nie zamierza brać tego na siebie. David Low na jednej ze swoich karykatur przedstawił stanowisko Churchilla w następujący sposób: wściekły Brytyjczyk poucza polskiego żołnierza w wykopanym grobie, z bronią nakierowaną w niewłaściwą stronę, by nie prowadził prywatnej wojny.
Z kolei sprawa granic załatwiana była tak niezręcznie i niedyplomatycznie, że słusznie wzbudziło to gniew strony polskiej: gdy w Teheranie ustalono, że powojenną granicą polsko-sowiecką będzie linia Curzona, nieobecni na konferencji Polacy dowiedzieli się o tej decyzji z prasy! Rząd emigracyjny w Londynie uznał to postępowanie i całą politykę aliancką wobec Polski za „nielojalną i niehonorową”. Zachowanie Churchilla nosiło wręcz znamiona zdrady. Na konferencji w Teheranie w listopadzie 1943 r. „wymienił” on Polskę – której suwerenność była wszak powodem wypowiedzenia wojny Niemcom – na Grecję i wydał na pastwę Związku Sowieckiego. Jednocześnie wywierano nacisk na prezydenta Raczkiewicza i premiera Mikołajczyka, by pozbawili stanowiska „trudnego” Sosnkowskiego.
Polacy na aut
Brytyjczycy zadali sobie dużo trudu, by możliwie ostrożnie kontrolować polskiego partnera i sondować jego ewentualną skłonność do współpracy z wrogiem. „Utrzymanie tajemnicy przez Polaków – donoszono – nie jest na tyle ścisłe, byśmy mogli w pełni informować ich w całej rozciągłości o naszych posunięciach”. Angielska policja dyskretnie obserwowała niektórych polskich polityków w Wielkiej Brytanii. 18 listopada 1942 r. służby w Londynie odnotowały, że dr Tadeusz Bielecki przybył w połowie 1941 r. z Lizbony i wydaje „Myśl Polską”. Podejrzewano, że usiłuje w Anglii założyć partię prawicową. Niemcy faktycznie wiedzieli, że polityk Stronnictwa Narodowego przebywa w Londynie i widzieli w nim możliwy punkt zaczepienia dla swoich akcji dywersyjnych.
Na podstawie doniesień o tego rodzaju zdarzeniach dowódca Sipo i SD w Radomiu zanotował 28 czerwca 1944 r. w chyba nie do końca uzasadnionej euforii: „Spodziewany rozłam polskich partii politycznych uznać można za dokonany”. Wedle obserwacji brytyjskich służb, począwszy od 1943 r., różne niemieckie ośrodki z rozmaitych części okupowanego kontynentu coraz usilniej oferowały polskiemu uchodźstwu wypracowanie wspólnego modus vivendi. Wiedząc o tym, Brytyjczycy starali się kontrolować linie komunikacyjne (pocztowe i radiowe) pomiędzy okupowaną Polską a rządem na uchodźstwie i sztabami, a ich otwarta nieufność bardzo psuła atmosferę.
Czytaj też:
Obłąkany plan Hitlera: Porwać papieża!
Oliver Harvey, sekretarz Anthony’ego Edena, domagał się „zdecydowanego postępowania” z Polakami, w razie gdyby psuli oni jedność brytyjsko-sowiecką. Churchill żywił do Polaków pewną sympatię, choć nazywał ich „bandą natrętnych intrygantów”. Brytyjski minister informacji Brendan Bracken ogłosił 23 czerwca 1943 r.: „Zwróciłem uwagę wszystkim redaktorom gazet zagranicznych na gościnność, której doświadczają”. W razie gdyby doszło do rozłamu pomiędzy obydwoma narodami, planowano cofnąć licencje na wydawanie gazet. Bracken nie zamierzał, jak podkreślił, okazywać zrozumienia w sytuacji, w której brytyjscy marynarze przywożą zza oceanu papier, by obcokrajowcy mogli w Anglii ułatwiać niemieckim propagandystom sianie niezgody między sojusznikami. Angielscy przywódcy zażądali, by polska prasa w Anglii była cenzurowana oraz by nie publikowała niczego, co mogłoby urazić Stalina. Mimo to Churchill starał się bronić Sikorskiego przed Stalinem. Pisał do Moskwy: „Jego sytuacja jest niezwykle trudna. Daleki jest od postawy proniemieckiej i od nawiązywania sojuszu z Niemcami, lecz ponosi ryzyko, że straci poparcie Polaków uważających, że niedostatecznie twardo występuje w imieniu swojego narodu przeciw Związkowi Sowieckiemu. A jeśli on odejdzie, dostaniemy tylko kogoś gorszego”.
Ewakuacja do Kairu?
Gdy polski partner stawał się dla Brytyjczyków coraz bardziej niewygodny, w Foreign Office ktoś wpadł na pomysł znakomitego rozwiązania: a gdyby tak po prostu ewakuować tych natrętnych Polaków, na przykład do Egiptu? Byliby w bezpiecznej odległości i nie mogliby nadal „przeszkadzać”! 3 marca 1944 r. Główny Urząd Bezpieczeństwa Rzeszy wysłał telegram do Ministerstwa Spraw Zagranicznych z niezwykle interesującym doniesieniem: „Przechwycony meldunek radiowy dla ambasady tureckiej w Moskwie z 24 lutego zawiera sprawozdanie tureckiego posła w Kairze. Wynika z niego, że angielski rząd stara się rozwiązać trudności, które sprawia mu obecność w Londynie polskiego rządu na emigracji poprzez przeniesienie tego rządu do Kairu”. Poseł turecki potwierdził tę informację podczas audiencji u króla Egiptu. W Wehrmachcie z żalem skonstatowano później, że informacja z tego meldunku się nie sprawdziła. Polski rząd nie został ewakuowany, a urzędnicy angielskiego Foreign Office zaprzeczali, by takie plany w ogóle istniały.
W październiku 1944 r. dyplomata Wagner donosił niemieckiemu MSZ, że polski rząd emigracyjny dał za wygraną. „Sytuacja wśród przeważnie antysowiecko nastawionej emigracji przedstawia się beznadziejnie. Większość Polaków, którzy w 1939 r. uciekli do Wielkiej Brytanii, porzuciła nadzieję, że zobaczą jeszcze Polskę, o jakiej marzyli. Mimo to zbliżenie z Niemcami nie jest z ich strony poważnie brane pod uwagę”.
Gdy wojna się skończyła, a Anglicy świętowali europejski V-Day na Piccadilly Circus, jasne już było, że polskie starania o odzyskanie ojczyzny skończyły się całkowitą klęską. Gdy w Londynie planowano paradę zwycięstwa, nie włączono do niej polskich sojuszników. Po licznych interwencjach zezwolono, by, ze względu na zasługi w czasie bitwy o Anglię, w paradzie wzięły udział polskie samoloty. Polscy piloci okazali jednak solidarność z żołnierzami pozostałych formacji i zażądali, by w paradzie wzięła udział także marynarka i piechota. Brytyjczycy odmówili i w ten sposób podczas obchodów nie można było na ulicach Londynu zobaczyć żadnych oficjalnych polskich oddziałów. Na ironię zakrawał fakt, że inaczej było w Moskwie rok wcześniej: w słynnej paradzie zwycięstwa na placu Czerwonym 24 czerwca 1945 r. polskie jednostki maszerowały ramię w ramię z żołnierzami Armii Czerwonej.
Wiara Polaków w to, że mają prawo do wsparcia przez wzgląd na moralną słuszność swojej sprawy, nie miała racji bytu. Tako rzecze Zaratustra: „Najzimniejszym ze wszystkich zimnych potworów jest państwo”.
Michael Foedrowitz jest niemieckim historykiem i publicystą badającym kulisy II wojny światowej.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.