Ciała zanurzone były w formaldehydzie, aby nie straciły nic ze swojej „świeżości”. Niektóre były rozcięte w poprzek, inne pocięte na kawałki. Ofiarami byli Chińczycy i alianccy jeńcy wojenni.
Ten makabryczny obraz, który wciąż prześladuje go nocami, przywołał w rozmowie z „The New York Timesem” 95-letni dziś Hideo Shimizu.
Jego historia to fragment tekstu opublikowanego w nowojorskim dzienniku z okazji zbliżającej się wielkimi krokami 80. rocznicy zakończenia wojny na Pacyfiku. Wśród zaprezentowanych w nim relacji ostatnich żyjących żołnierzy Cesarskiej Armii Japońskiej jego wspomnienia są najbardziej wstrząsające. Trudno jednak, żeby było inaczej, skoro tylko on w tym gronie należał do Jednostki 731 – tajnej struktury w ramach japońskiej armii, która pracowała nad bronią biologiczną i chemiczną. W trakcie tych badań japońscy naukowcy robili rzeczy, które porównać można chyba jedynie do eksperymentów prowadzonych w Auschwitz przez dr. Josefa Mengele i jego opętanych kolegów po fachu.
Końska krew
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.