Polscy czerwonoarmiści. Ich dowódcy zapłacili za zdradę straszną cenę

Polscy czerwonoarmiści. Ich dowódcy zapłacili za zdradę straszną cenę

Dodano: 

To nie było nic przełomowego, na pewno nie da się porównać roli Polaków do zasług, jakie bolszewizmowi oddali choćby Łotysze. W styczniu 1918 r. reżim Lenina na pewno by upadł, gdyby nie ofiarna walka pułków łotewskich. Moskwa też została zresztą uratowana przed odbiciem przez białych dzięki Łotyszom. Byli oni święcie przekonani, że powrót Rosji carskiej będzie oznaczał dla nich zgubę, więc z ogromną determinacją bili się w obronie bolszewickiej „rewolucji”.

Na szczęście trudno nazwać polskich czerwonoarmistów en masse zbrodniarzami, bo w akcjach eksterminacyjnych nie brali udziału. Zresztą historia Zachodniej Dywizji Strzelców nie była zbyt długa: wiosną 1919 r. na Wileńszczyźnie poniosła ona duże straty w walkach z wojskiem polskim i latem tego samego roku została przemieniona w 52. Dywizję Piechoty, tracąc swój polski charakter. Została następnie skierowana na południowy front wojny domowej w Rosji.

Jakie były powojenne losy żołnierzy Zachodniej Dywizji Strzelców?

Większość z nich (połowa jej składu, zapewne ponad 5 tys.) skorzystała z tzw. opcji zawartych w traktacie ryskim i wróciła do Polski. Kadra dowódcza została jednak w swojej nowej ojczyźnie – bolszewickiej Rosji, co skończyło się dla niej tragicznie w czasie tzw. operacji polskiej NKWD.

Szeregowcy, którzy wracali do Polski, nie chwalili się tym, co robili w Rosji sowieckiej. Jeżeli zwykłym żołnierzom udowodniono służbę w Armii Czerwonej (wracających poddawano kontroli w punktach granicznych w Baranowiczach i Stryju), to nie robiono im problemów, nie szykanowano ich.

Równoległym problemem jest powstanie Polskiej Armii Czerwonej (PAC), którą powołał do życia 14 sierpnia 1920 r. Siergiej Kamieniew, dowódca Armii Czerwonej. Czy ten projekt od początku skazany był na niepowodzenie?

Uważam, że nie było szans, aby uczynić z PAC realną siłę. Początek formowania tej armii przypadł bowiem na bardzo niefortunny – z perspektywy Rosji bolszewickiej – czas wojny z Polską. Dwa dni po powołaniu PAC doszło przecież do kontruderzenia znad Wieprza i bolszewicy zaczęli się cofać. Ciężko było organizować nową armię podczas odwrotu. 18 października 1920 r. wszedł w życie rozejm i walki ustały. To jednak wcale nie oznaczało końca projektu PAC. Miała się ona stać czymś w rodzaju karty przetargowej Rosji bolszewickiej w rozmowach z Polakami. Chodziło o to, żeby Polacy nie popierali „białych” organizacji walczących z bolszewizmem – w zamian Moskwa miała rozformować Polską Armię Czerwoną. Szczególnie Adolf Joffe nalegał, by zapis o niepopieraniu wrogich organizacji znalazł się w umowie z Polską. Najpierw jednak bolszewicy musieli stworzyć tę kartę przetargową i faktycznie sformować oddziały PAC.

Czytaj też:
Gan-Ganowicz - dowódca „Czerwonych Diabłów”. Najsłynniejszy polski najemnik

Żołnierzy polskich nie brakowało w sowieckich obozach jenieckich. Ilu jeńców pana zdaniem mogło przebywać w tych obozach?

Sowieci brali polskich jeńców do niewoli głównie w okresie od lipca do sierpnia 1920 r. W tym czasie w ich ręce wpadło ok. 40 tys. Polaków. Za akcję agitacyjną w obozach odpowiadali polscy komuniści. Warunki, w jakich żyli polscy jeńcy, były trudne, byli oni wykorzystywani do ciężkich prac. Bali się, czy dożyją wymiany jeńców. Perspektywa poprawy warunków dla niektórych wydawała się więc wybawieniem. Zupełnie dobrowolnie do PAC raczej nikt nie szedł, jeńcy byli pod mniejszą lub większą presją. Oddziały PAC tworzono w Bobrujsku i Smoleńsku, gdzie stacjonowała kadra dowódcza. Jesienią 1920 r. udało się bolszewikom uzbierać w PAC 3 tys. ludzi. Właśnie ta formacja miała być „kartą przetargową” w rokowaniach pokojowych w Rydze.

Pamiętajmy przy tym, że Polacy również sięgali po jeńców wojennych. Po bitwie warszawskiej wziętych do niewoli czerwonoarmistów rekrutowano do „białych” oddziałów. Przypomnę tylko, że Polacy wzięli do niewoli ok. 80 tys. jeńców sowieckich. Część z nich (byli to w większości chłopi) trafiała potem m.in. do tzw. Rosyjskiej Armii Ludowo-Ochotniczej gen. Stanisława Bułak- Bałachowicza i innych rosyjskich, kozackich i ukraińskich formacji tworzonych w Polsce. Przy pierwszej lepszej okazji dezerterowali oni jednak i przechodzili do swoich – bolszewicy generalnie nie traktowali ich jako zdrajców, bo wiedzieli, że nie mieli oni wielkiego wyboru.

Co się stało z żołnierzami polskimi po rozformowaniu PAC?

Prawie wszyscy wrócili potem do Polski. Oczywiście nikt im nie robił problemów z faktu wstąpienia do PAC, bo polski wywiad wiedział, w jaki sposób powstawała ta formacja. Wrócili oni do domów już w marcu 1921 r. w procesie wymianie jeńców wojennych między Polską a Rosją sowiecką.

W czasach PRL jedna z warszawskich szkół podstawowych nosiła imię Czerwonego Pułku Warszawy. To chyba niejedyny przykład gloryfikacji polskich czerwonoarmistów przez propagandę Polski Ludowej?

Po 1956 r., po rehabilitacji polskich komunistów działających w ZSRS, propaganda PRL faktycznie robiła z tych ludzi bohaterów. Imieniem Stefana Żbikowskiego nazywano ulice, w latach 60. i 70. mieliśmy wysyp historycznych prac o polskich czerwonoarmistach. Polska Ludowa chciała się pochwalić tym, że również Polacy bronili rewolucji bolszewickiej. Nie mówiono jednak głośno o „podziękowaniu”, które w czasie wielkiego terroru, w latach 30. XX w., zgotowali polskim komunistom siepacze Stalina.

Prof. Zbigniew Karpus jest historykiem z Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu, znawcą stosunków polsko-sowieckich w XX-leciu międzywojennym. Autorem książki „Jeńcy i internowani rosyjscy i ukraińscy na terenie Polski w latach 1918–1924”.

Artykuł został opublikowany w 8/2016 wydaniu miesięcznika Historia Do Rzeczy.