Operacja „Catapult”. Jak Brytyjczycy zaatakowali Francuzów w... 1940 roku

Operacja „Catapult”. Jak Brytyjczycy zaatakowali Francuzów w... 1940 roku

Dodano: 
Brytyjski lotniskowiec Ark Royal ok. 1939 r.
Brytyjski lotniskowiec Ark Royal ok. 1939 r. Źródło: Wikimedia Commons /
Czy zatopienie eskadry francuskiej było rzeczywiście potrzebne Brytyjczykom?

Tymoteusz Pawłowski

Dnia 3 lica 1940 r. pod francuską bazę morską w Mers el-Kébir w zachodniej Algierii przypłynęła z nieodległego Gibraltaru eskadra Royal Navy – brytyjskiej królewskiej marynarki wojennej. Trzonem „Force H”, jak określano ten zespół, były lotniskowiec HMS „Ark Royal” oraz trzy okręty liniowe – HMS „Hood”, HMS „Valiant”, HMS „Resolution”. O godz. 16.56 okręty brytyjskie otworzyły ogień.

Francuskie statki były nieprzygotowane do walki, stały w porcie, zwrócone dziobami do nabrzeża. Zanim na okrętach podniesiono ciśnienie pary, zanim odcumowano je i nawet jeszcze zanim zwróciły one swoje działa przeciwko napastnikom, walka była rozstrzygnięta. Już pociski trzeciej salwy – oddanej o godz. 17.09 – przebiły się do magazynów amunicyjnych francuskiego pancernika „Bretagne”, który eksplodował, idąc na dno wraz z całą niemal załogą – 977 ludźmi. Kolejnych kilka minut było równie krwawych, bowiem obsługa portu spiesząca z pomocą rozbitkom została zdziesiątkowana przez kamienne odłamki rozbitego nabrzeża.

Pancernik Bretagne podczas ataku w Mers el-Kébir

Do końca dramatu było jednak daleko. Dwa inne pancerniki – „Provence” i „Dunkerque” – zostały uszkodzone niemal równie szybko i osadzone na mieliznach jeszcze przed wyjściem z portu. Zdewastowany został również potężny niszczyciel „Mogador”. Z portu udało się jednak wyjść pancernikowi „Strasbourg” i czterem niszczycielom. Tych pięć okrętów stało się celem dla brytyjskich bombowców, naloty nie były jednak udane: żaden z francuskich okrętów nie został trafiony, ogień przeciwlotniczy strącił zaś dwa samoloty. O godz. 17.43 brytyjskie pancerniki przestały ostrzeliwać Mers el-Kébir i ruszyły w pościg. Francuzom jednak – pomimo krótkiej wymiany ognia – udało się ujść prześladowcom i zdołali dotrzeć do Tulonu, po drugiej stronie Morza Śródziemnego.

Preludium

Czemu doszło do tak krwawych wydarzeń? Francuska marynarka wojenna na przełomie lat 1939 i 1940 była bardzo aktywną aliancką formacją zbrojną. Walczyła przeciwko Niemcom, eskortowała konwoje, prowadziła operacje ofensywne, a w maju i czerwcu ofiarnie pomagała Brytyjczykom w ewakuacjach. W połowie czerwca 1940 r., gdy niemieckie dywizje zajmowały atlantyckie wybrzeże Francji, nastąpił kolejny exodus – tym razem z zagrożonych portów uchodziły francuskie okręty. Najbardziej dramatyczna była ucieczka najnowocześniejszego francuskiego okrętu liniowego „Jean Bart”. Uzbrojony był w połowę artylerii głównej, wyposażony został raptem w 75 proc., a prace nad nim trwały w basenie portowym... zamkniętym wałem ziemnym. „Jean Bart” wyszedł z portu po miesięcznych przygotowaniach 19 czerwca i szczęśliwie dotarł do marokańskiej Casablanki. Z kolei do Dakaru udało się dotrzeć siostrzanemu okrętowi – „Richelieu” (na nim również trwały prace wykończeniowe).

W czerwcu 1940 r. większość francuskich jednostek umknęła Niemcom. Dwa kolejne nowoczesne pancerniki („Dunkerque” i „Strasbourg”) wraz z dwoma starszymi („Bretagne” oraz „Provence”) znalazły schronienie w algierskiej bazie Mers el-Kébir. Trzy pozostałe pancerniki – również nie najnowsze – „Courbet”, „Paris” oraz „Lorraine” znalazły się w bazach brytyjskich w Portsmouth, Plymouth i Aleksandrii. Lotniskowiec „Béarn” – wracający właśnie z rejsu do Ameryki, dokąd ewakuował francuskie złoto – został z kolei skierowany do karaibskiej Martyniki. Większość krążowników znalazła się we francuskich bazach w Afryce Północnej, w portach Wielkiej Brytanii cumowało ponad sto mniejszych jednostek pływających.

Pancernik Strasbourg podczas ataku w Mers el-Kébir

22 czerwca 1940 r., w lasku Compiègne, Francuzi podpisali zawieszenie broni z Niemcami. Większa cześć Francji była pod okupacją Wehrmachtu, ale rząd francuski – pod przywództwem Phillipe’a Pétaina – nadal administrował. Swoją siedzibę miał w miejscowości uzdrowiskowej Vichy. Połowiczna okupacja państwa jest być może zjawiskiem trudnym do zrozumienia dla Polaków, ale system taki funkcjonował w wielu krajach, miedzy innymi we Francji po 1871 r. Po czerwcu 1940 r. Francuzi kolaborowali z Niemcami, ale czynili to nad wyraz niechętnie, przymuszeni sytuacją militarną. Liczyli na to, że szczęście wojenne odwróci się od III Rzeszy, a Francja znów dostanie szansę na rewanż i wygnanie agresorów z ojczyzny. Najważniejszymi narzędziami odzyskania suwerenności miały być armia stacjonująca we francuskich posiadłościach kolonialnych oraz marynarka wojenna – wciąż jedna z najsilniejszych na świecie.

W Wielkiej Brytanii – kontynuującej wojnę przeciwko III Rzeszy – na sprawy te patrzono zupełnie inaczej. Obawiano się, że kolaboracja francusko-niemiecka może być owocna i groźna, bo połączonym siłom zbrojnym III Rzeszy i III Republiki Zjednoczone Królestwo może nie sprostać (sojusznikami Niemców byli już przecież Sowieci i Włosi). Szczególnie włączenie francuskich okrętów do wojny morskiej przeciwko Wielkiej Brytanii powiększyłoby trzykrotnie potencjał uderzeniowy Niemców. Pozwoliłoby na opanowanie Morza Śródziemnego oraz umożliwiłoby desant na Wyspy Brytyjskie. Za wszelką cenę Brytyjczycy musieli zneutralizować francuską flotę.

Katapulta

Admiralicja brytyjska postanowiła wyeliminować zagrożenie. Operacji nadano kryptonim „Catapult”. Najłatwiej poszło 3 lipca w Aleksandrii, gdzie eskadrą francuskich okrętów – pancernik „Lorraine” i cztery krążowniki, trzy niszczyciele oraz okręt podwodny – dowodził adm. Godefroy. Początkowo zgodził się on na brytyjskie propozycje, otrzymał jednak rozkaz od adm. François Darlana – dowódcy, a następnie ministra marynarki francuskiej. Miał udać się do Mers el-Kébir, więc rozpoczął przygotowania do wymarszu, na które Brytyjczycy odpowiedzieli przygotowaniem własnych okrętów do boju. Widząc to, Francuzi zaczęli się wahać, a zachowanie szeregowych marynarzy było bliskie buntu. Francuscy dowódcy zebrali się na okręcie admiralskim i kolektywnie zgodzili się na brytyjskie propozycje: okręty zostaną rozbrojone, pozbawione paliwa oraz zachowają jedynie szkieletowe załogi – dwie trzecie marynarzy miało wrócić do domów. Francuskie okręty spędziły zaś w Aleksandrii niemal trzy lata, przez cały czas wypełniając rozkazy płynące z Vichy i będąc gotowe do zatopienia okrętów w razie próby ich przejęcia przez Brytyjczyków. Dopiero w maju 1943 r. przeszły na stronę aliantów.

Czytaj też:
Prosto we wrota piekieł. Brytyjscy komandosi kontra „bestia Hitlera”

W portach angielskich nie obyło się bez przemocy. Od czasu podpisania zawieszenia broni francuskie jednostki nie mogły opuszczać portów, a marynarze – pokładów. Ich frustrację pogłębiał brak prowiantu. Atmosfera stawała się napięta. Bezpośrednią akcję rozpoczęto wczesnym rankiem 3 lipca 1940 r.: Brytyjczycy siłą wkroczyli na francuskie okręty i zajęli je, niemal natychmiast wysadzając Francuzów na ląd. W Plymouth na pokładzie okrętu podwodnego „Surcouf” doszło do walki, podczas której zginęło trzech Brytyjczyków i jeden Francuz, było też kilku rannych. Na niszczycielu „Mistral” francuska załoga otworzyła zawory denne. Okręt uratowano, gdy brytyjski oficer dowodzący oddziałem pryzowym zaszantażował, że zamknie francuską załogę i dopuści do jej utonięcia wraz z okrętem. Blisko 30 tys. marynarzy – w tym 8 tys. z floty wojennej i ponad 20 tys. z floty handlowej – zostało internowanych. Jedynie nieliczni przyjęli propozycję dalszej walki u boku Brytyjczyków. Pozostali zostali repatriowani do Francji. (Akcja ta rozpoczęła się bardzo nieszczęśliwie, gdy francuski liniowiec „Meknes” został 24 lipca 1940 r. storpedowany przez niemieckie ścigacze, zginęło wówczas 383 ludzi.)

Mers el-Kébir

Najtragiczniejsze wydarzenia miały jednak miejsce we wspomnianym już Mers el-Kébir. Być może rozprawa nie miałaby tak krwawego charakteru, gdyby nie kilka przypadkowych zdarzeń, źle zrozumianych i źle zinterpretowanych. Okrętami „Force H”, przysłanymi z Gibraltaru dowodził adm. James Somerville. Darzył on Francuzów wielkim szacunkiem, walczył u ich boku zarówno podczas I, jak i II wojny światowej. Postanowił przeprowadzić negocjacje w sposób jak najbardziej elegancki. I to właśnie kurtuazja adm. Somerville’a była początkiem katastrofy. Chcąc być uprzejmym, wysłał do rozmów swojego podwładnego mówiącego perfekcyjnym francuskim. Zgodnie z protokołem dyplomatycznym – i honorem wojskowym – dowodzący francuską bazą adm. Marcel-Bruno Gensoul musiał skierować do negocjacji oficera równego stopniem, obaj dowódcy utracili więc możliwość bezpośredniej rozmowy.

Artykuł został opublikowany w 10/2013 wydaniu miesięcznika Historia Do Rzeczy.