Piotr Zychowicz: W styczniu 1944 r. Kathleen Harriman – córka ambasadora Stanów Zjednoczonych w Moskwie – wsiadła do luksusowej sowieckiej salonki. W pociągu czekały na nią kawior i szampan. Gdzie podróżowała?
Thomas Urban*: Do Katynia. Nad doły śmierci, w których leżały ciała zamordowanych przez NKWD polskich oficerów. Pociąg dotarł do stacji kolejowej w Smoleńsku, a stamtąd cała grupa została przetransportowana amerykańskimi jeepami do katyńskiego lasku.
To były jeepy przekazane Sowietom przez Amerykanów w ramach Lend-Lease?
Tak, oczywiście.
Kto wchodził w skład grupy?
Korespondenci zagranicznej prasy akredytowani w Moskwie. Amerykanie, Brytyjczycy i jeden Francuz. Plus panna Harriman i amerykański dyplomata, który jej pilnował. Ona miała w końcu dopiero 26 lat.
Dlaczego ta „wycieczka” odbyła się akurat w styczniu 1944 r.?
Ponieważ front przesunął się na Zachód. Sowieci odbili Smoleńsk z rąk Niemców i przeprowadzili w Katyniu własne „badania” zbrodni. Wyniki tych „badań” chcieli pokazać wpływowym przedstawicielom prasy alianckiej. Chodziło oczywiście o to, żeby dziennikarze ci propagowali kłamliwą sowiecką wersję wydarzeń na łamach swoich gazet. Żeby ogłosili światu, że to Niemcy wymordowali polskich oficerów.
Jak to wyglądało w praktyce?
Po przybyciu do Katynia panna Harriman i reszta grupy zostali zaprowadzeni nad otwarte, masowe mogiły, w których spoczywały szczątki Polaków. A potem Sowieci zaprowadzili obcokrajowców do ogrzewanego namiotu, w którym czekał na nich wybitny moskiewski lekarz, prof. Wiktor Prozorowski, dyrektor Państwowego Instytutu Naukowo-Badawczego Medycyny Sądowej. Prozorowski miał na rękach czerwone gumowe rękawiczki. Na oczach grupy przeprowadził autopsję jednego z ciał. Następnie pokazywał dziennikarzom fragmenty tkanek – paski mózgu i wątroby. Zapewnił ich, że dobry stan zachowania organów wewnętrznych świadczy niezbicie o tym, że Polacy zostali zamordowani latem lub jesienią 1941 r. A więc wtedy, gdy Smoleńsk znajdował się w rękach Niemców.
Co było potem?
Potem były obfity obiad i konferencja prasowa, podczas której Sowieci zaprezentowali dziennikarzom „świadków”. Byli to podstawieni ludzie, którzy wygłosili przygotowane dla nich przez NKWD kwestie. Oczywiście wszyscy „świadkowie” winą obciążyli Niemców.
Przekonało to dziennikarzy?
Niektórych tak – inni mieli wątpliwości. Mówili o tym nawet w pociągu powrotnym.
(…)
Jak zachował się Waszyngton w sprawie mordu na polskich oficerach? Kto starał się temu przeciwdziałać? Cały wywiad dostępny w najnowszym numerze „Historii Do Rzeczy”. Już w sprzedaży!
*Thomas Urban jest niemieckim dziennikarzem i historykiem. Autorem wielu książek i artykułów. Był korespondentem „Süddeutsche Zeitung” w Warszawie i Moskwie. Jego żona jest Polką. Brat jej dziadka – Piotr Mormul – został zamordowany przez NKWD w czasie zbrodni katyńskiej. Z kolei ojciec Thomasa Urbana, jako kapral Wehrmachtu, w trakcie wojny był w Katyniu i był świadkiem ekshumacji polskich oficerów.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.