Niemiecka okupacja postrzegana jest przez pryzmat Generalnego Gubernatorstwa. Nasza pamięć zdominowana jest przez Palmiry, al. Szucha, Kedyw, „Rudego”, „Alka” i „Zośkę”, zamach na Kutscherę, Hansa Franka, powstanie warszawskie. Mało w niej miejsca dla okupacji na ziemiach bezpośrednio włączonych do III Rzeszy. Autor książki, będącej reportażem historycznym, którego bohaterami są także żyjący świadkowie, pisze o Kraju Warty i losie Polaków, a także Żydów.
Panem ich życia i śmierci był namiestnik Kraju Warty gauleiter Arthur Greiser.
„Arthurek lubił się bić. Rada Pedagogiczna gimnazjum w Inowrocławiu, a zasiadali w niej sami Niemcy, wyrzuciła Arthurka na zbity pysk […]. Podobno mali Polacy poniewierali Arthurkiem. Dziwny jesteś, śmiesznie mówisz. Czy krzywdy dzieciństwa zmieniły Arthurka w potwora?” – zastanawia się autor. Chociaż rodzice Arthurka żyli zgodnie i z Polakami, i z Żydami.
Gauleiter Greiser utrzymywał, że ziemie, na których znajdowały się Gniezno i Poznań, to prastare ziemie niemieckie. Żyło na nich 90 proc. Polaków. Kraj Warty przeznaczony był do zgermanizowania. Żeby nie było przeszkód, Niemcy postanowili wybić polskie elity. Publiczne egzekucje w ramach operacji „Tannenberg” odbyły się w październiku 1939 r. w Śremie, Książu, Kórniku, Mosinie, Środzie, Kostrzynie, Gostyniu, Poniecku, Krobi, Kościanie, Śmiglu, Lesznie, Osiecznej i we Włoszakowicach.
„Z nich Potwór cieszył się najbardziej. Podobała mu się praca wędrującego po Wielkopolsce Einsatzkommando i działającego przy nim sądu doraźnego”. Szczęście więc mieli ci, których Niemcy postanowili „tylko” wysiedlić do Generalnego Gubernatorstwa. Od października 1939 do marca 1941 r. wypędzono z własnych domów 250 tys. Polaków, w tym 90 tys. z Poznania. Kosztowności należało pozostawić na stole. Nie wolno było zabierać m.in. albumów z rodzinnymi zdjęciami. „W czasie, gdy się pakowałam, Niemki układały swoje dzieci do mojego ciepłego jeszcze łóżka” – wspominała jedna z wypędzonych. Ktoś, kto odważyłby się wrócić, miał być z rozkazu Himmlera rozstrzelany. Rozdział „W dziesięć minut” przedstawia brutalność i grozę wypędzeń.
W swojej rodzinnej Środzie Wielkopolskiej Greiser mówił jako namiestnik Kraju Warty: „Każdy Polak, który podniesie tylko rękę na Niemca, będzie wymazany z rejestru osób żyjących na świecie. W dwadzieścia cztery godziny stanie się dzieckiem śmierci.” Jeśli Polak podnosił rękę na widok Niemca, to tylko wtedy, by zdjąć przed nim czapkę. Tak nakazywało niemieckie prawo. W Turku Polakom i psom był wzbroniony wstęp do parku. W Kaliszu psy cieszyły się większymi względami – mogły wchodzić do parku na smyczy. Polacy nie mieli prawa tam być.
Piotr Świątkowski
"Polakom i psom wstęp wzbroniony. Reportaże o Kraju Warty"
Wydawnictwo Rebis
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.