PIOTR ZYCHOWICZ: Według sowieckiej propagandy Stalin chciał pomóc powstańczej Warszawie. Ale jego oferta została odrzucona przez Komendę Główną AK. Człowiekiem, który rzekomo przekazał propozycję Moskwy, był Iwan Kołos. Czy taki ktoś w ogóle istniał?
ZBIGNIEW S. SIEMASZKO: Tak, Iwan Andriejewicz Kołos był oficerem sowieckim w randze kapitana, zrzuconym do Warszawy... w nocy z 20 na 21 września, a więc już pod sam koniec bitwy, na krótko przed kapitulacją powstania. Wylądował między Hożą a Marszałkowską. Skakał razem z telegrafistą Dimitrijem Steńką, który podczas lądowania nie miał szczęścia – uderzył w balustradę balkonu i bardzo poważnie się poharatał. Później dostał odłamkiem i pochowano go obok kamienicy Chmielna 34.
Kołosowi nic się nie stało?
Odniósł tylko lekkie obrażenia, skaleczył się w rękę. Natychmiast przejęła go komunistyczna Armia Ludowa, a następnie zaczął szukać kontaktu z Komendą Główną AK. Takich skoczków sowieckich było zresztą więcej. Inni skakali na Żoliborz, inni na Mokotów. Ale zdecydowanie to Kołos był z nich najważniejszy, miał najwyższą rangę. Sprawa jego skoku do dziś jest niejasna i otoczona tajemnicą.
Dlaczego?
Nie wiadomo bowiem, jaki właściwie był cel jego misji. Niejasne jest to, jakie miał pełnomocnictwa. Z jego własnych raportów wynika, że miał trzy zadania: dokonanie rozpoznania niemieckich sił i punktów dowodzenia w Warszawie, rozpoznanie „angielskiego ośrodka wywiadowczego” oraz zbadanie intencji i planów dowództwa AK. Była to więc misja wywiadowcza, a nie misja mająca na celu doprowadzenie do jakiegoś współdziałania między Armią Czerwoną a AK.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.