Wprawdzie Zakon Kawalerów Mieczowych oficjalnie istniał tylko 35 lat, a następnie został wchłonięty przez Krzyżaków, ale bez nich losy Inflant zapewne potoczyłyby się zupełnie inaczej. Chociaż bowiem stali się częścią znacznie potężniejszego zgromadzenia, to jednak miejscowa linia prowadziła często odrębną politykę od pruskiej gałęzi zakonu, czego skutki były odczuwalne aż do XX stulecia. Oznaczały bowiem napływ niemieckiego rycerstwa i mieszczaństwa, które stworzyły warstwę Niemców bałtyckich (Baltendeutsche), dominującą w rosyjskim imperium Romanowów.
Gdy jednak w 1525 r. pruscy Krzyżacy przegrali kolejną wojnę z Polską, doszło do likwidacji tamtejszej linii zakonu. Ostatni wielki mistrz, Albrecht von Hohenzollern, złożył hołd lenny Zygmuntowi Staremu, przeszedł na luteranizm i został świeckim księciem Prus. W tej sytuacji bracia rycerze na Inflantach zaczęli używać nazwy Zakon Kawalerów Mieczowych.
Ich państwo stało się jednak zupełnym anachronizmem, gdyż w ówczesnej Europie nie było już miejsca na rycerskie państwa zakonne. Stało się jasne, że Inflanty zostaną wchłonięte przez jedno z pobliskich mocarstw, tym bardziej że opanowanie tamtejszych portów oznaczałoby zyski handlowe, a tamtejsze miasta uchodziły za bardzo zamożne.
Mistrz Zakonu Kawalerów Mieczowych Gothard Kettler był politycznym realistą. Doskonale rozumiał, że państwo zbrojnych mnichów nie ma szans na przetrwanie i jedyną szansą było oparcie się na Rzeczypospolitej. Kettler miał też osobiste ambicje i chciał zostać założycielem nowej dynastii, a niemiecką szlachtę i mieszczan nęciły swobody ustrojowe Korony i Litwy.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.