Podczas konferencji prasowej po „wygranych” (sfałszowanych) wyborach prezydenckich Władimir Putin odniósł się po raz pierwszy do kwestii tzw. zdrajców – Rosjan walczących po stronie ukraińskiej i dążących do obalenia go. Porównał ich do własowców, Rosjan walczących po stronie Niemiec podczas drugiej wojny światowej. Putin przyrzekł, że dla zdrajców nie będzie litości – zachęcił swoich żołnierzy do niebrania ich do niewoli... To taktyka dobrze znana z czasów wojny z III Rzeszą, gdy z wziętymi do niewoli własowcami rozprawiano się bez litości, zabijając ich na miejscu. Czy jednak rzeczywiście dzisiejsi żołnierze legionu „Wolna Rosja”, „Batalionu Syberyjskiego” i innych jednostek rosyjskich walczących z reżimem Putina przypominają własowców?
Według rosyjskiej propagandy gen. Andriej Andriejewicz Własow, dowódca sowieckiej 2. Armii Uderzeniowej (do lipca 1942 r. – momentu trafienia do niewoli niemieckiej) i Rosyjskiej Armii Wyzwoleńczej (ROA) (od grudnia 1942 r., gdy zdecydował się na kolaborację), na zawsze wszedł do historii Rosji i Związku Sowieckiego jako symbol zdrady własnej ojczyzny w godzinie największej próby, gdy decydowały się losy narodu rosyjskiego.
Wyobraźmy sobie jednak na chwilę, że Wehrmacht wkracza w 1941 r. do Związku Sowieckiego nie jako brutalny okupant, ciemiężyciel i nowy, o wiele okrutniejszy od bolszewików kat, lecz jako armia wyzwolicielska, ratująca od terroru stalinowskiego. Jaką rolę odegrałby wtedy gen. Własow?
Porażka Związku Sowieckiego w takim scenariuszu wydaje się nieunikniona, ponieważ początkowo znaczna część żołnierzy Armii Czerwonej nie zamierzała bronić okrutnego reżimu stalinowskiego, a stosunek do Niemców był wśród nich raczej pozytywny. Świadczą o tym wyraźnie dane o liczbie jeńców, którzy woleli się poddać niż walczyć.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.