W czasie Powstania Warszawskiego aprowizacja była jedną z największych bolączek zarówno żołnierzy, jak i ludności cywilnej. Już we wcześniejszych latach wiele skwerów zamieniono na poletka, a na trawnikach uprawiano warzywa. Te miejsca okazały się bezcenne po wybuchu powstania, kiedy Warszawa została odcięta od zapasów z zewnątrz. Niektórzy żywność gromadzili na własną rękę, kiedy dowiedzieli się, że w każdej chwili może dojść do zrywu. Przywództwo Armii Krajowej zbierało zapasy, przemycając je głównie z pobliskich wiosek. Były to przede wszystkim długoterminowe produkty, tj. ziemniaki, kapusta, cukier, mąka, kawa, smalec i alkohol. Jeżeli tylko było to możliwe, to z owoców i warzyw robiono przetwory, które przechowywano w ukryciu w piwnicach licznych warszawskich kamienic. Choć było to niezwykle ryzykowne, to czasami spoza miasta udawało się przywieźć także świeże mięso lub jajka. Ponadto korzystano z zapasów zgromadzonych przez Radę Główną Opiekuńczą oraz klasztory.
Początek powstania wprawił powstańców w euforię. Część mieszkańców również przywitała z radością rozpoczęcie walk. Idących na front żołnierzy z biało-czerwonymi opaskami na rękach witano w wielu miejscach entuzjastycznie. Bywało, że na ich widok wyciągano poukrywane wcześniej zapasy, w tym coraz rzadziej spotykane rarytasy: droższy alkohol, słodycze. Sanitariuszka Alina Kliszowska ps. Ala Sowa wspominała po latach, jak krótko po rozpoczęciu powstania ugościła ją zupełnie obca kobieta: „Wprowadziła mnie na któreś piętro, to było chyba na Złotej czy w okolicach, usmażyła jajecznicę. W pierwszych dniach jeszcze prąd był, to wszystko było. Potem już nie było i prądu, i wody”. Łączniczka Janina Dutkiewicz wspominała natomiast: „Na początku, w pierwszych dniach Powstania, nas częstowali alkoholem, wywieszali flagi i w ogóle [nastawienie ludności – przyp. red.] było bardzo przyjazne”.
Uzbrojone w chochle
Choć na początku sierpnia wydawało się, że jedzenia jest dużo, to szybko okazało się, że zgromadzone zapasy nie wystarczą na długo. Ludzie zmuszeni byli coraz bardziej ryzykować, aby zdobyć pożywienie. W końcu z ulic zaczęły znikać bezpańskie koty i psy; prawdziwym rarytasem była konina. Brakowało warzyw i owoców, a więc produktów, które były bogate w witaminy. Tym samym, kiedy udało się zdobyć na Niemcach zapasy przecieru pomidorowego, powstańcy mogli świętować. Żartowano, że teraz mogą jeść zupę pomidorową z makaronem lub dla odmiany makaron z sosem pomidorowym.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.