Wtedy to właśnie – bodaj za sprawą prof. Tomasza Nałęcza – ruszyła nowa narracja: przecież Piłsudski też współpracował, no i co? Skoro Piłsudskiemu tego nie mamy za złe (a jak niby mogliśmy mieć, skoro faktom zaprzeczano?!), to co się czepiacie Wałęsy!
Otóż – stanowczo nie. Ta narracja, tak jak wszystkie zresztą narracje obrony Wałęsy, jest fałszywa i trzeba to mówić z całą mocą.
Bez względu na to, do jakiego stopnia kto skłonny jest usprawiedliwiać agenturalne uwikłanie Wałęsy, jest faktem, że był on „Bolkiem” w okresie o prawie 10 lat poprzedzającym jego działalność polityczną. I że jako „Bolek” zajmował się zwykłym, banalnym wręcz donoszeniem na kolegów ze stoczni, biorąc za to pieniądze, które przeznaczył m.in. na kupno kolorowego telewizora. Ot, szeregowy kapuś. W pewnym momencie, gdy rozbudzone Grudniem ’70 wywrotowe nastroje wydały się już komunistom opanowane, SB z tych donosów zrezygnowała. Działaczem Wolnych Związków Zawodowych, a z czasem przywódcą, stał się Wałęsa dopiero kilka lat potem. Wiele wskazuje na to, że z inspiracji bezpieki, która postanowiła wykorzystać wypróbowanego i łasego na pieniądze konfidenta do gry operacyjnej przeciwko tej opozycyjnej organizacji, nie doceniając jego niebotycznych ambicji – ale to już tylko hipoteza. Bardzo zresztą smakowita literacko przez podobieństwo z karierą Adolfa Hitlera, który, co też potem otaczano ścisłą tajemnicą, na spotkaniach Deutsche Arbeiterpartei, gdzie rychło stać się miał Führerem, pojawiać się zaczął jako nasłany na nią kapuś. (Uprzedzając histeryczne okrzyki, podkreślę: widzę tu podobieństwo samej historii, a nie osoby „wodza”).
W każdym razie z Piłsudskim nie ma tu żadnej symetrii. Piłsudski, po pierwsze, brał pieniądze od obcych wywiadów nie dla siebie – jakiegokolwiek zainteresowania bogaceniem się nie przejawiał nigdy w życiu, żył wręcz jak abnegat, w byle co ubrany, byle co jedząc i właściwie potrzebując z dóbr materialnych tylko tytoniu – ale na broń i koszta organizacyjne, a wszystko, co robił w zamian, mieściło się w prowadzonej przezeń od wielu już lat walce z drugim zaborcą, tym, którego uważał za najgroźniejszego z wrogów Polski.
Po drugie, Piłsudski nikogo osobiście nie szpiegował, o żadnych jego donosach ani raportach mowy nawet nie było – kierował walką polityczną i zbrojną, w której Austriaków, a wcześniej Japończyków, widział jako chwilowego, taktycznego sprzymierzeńca.
Jeśli szukać dla wyborów Piłsudskiego podobieństw bliższych współczesności, to liderowi OB PPS i ZWC najbliżej byłoby tu do Jana Nowaka-Jeziorańskiego, szefa dywersyjnego względem PRL Radia Wolna Europa. Dzisiaj nikt nie dostrzega w działalności tego radia żadnego moralnego problemu, współcześnie bywało inaczej – zdecydowanie na przykład potępiał jakiekolwiek związki z RWE jako instytucją podporządkowaną CIA i służącą amerykańskiej, a nie polskiej polityce, Jerzy Giedroyc.
Mówiąc krótko: brońcie sobie „Bolka”, skoro musicie, ale od Piłsudskiego precz.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.