Misja czarnego samuraja

Misja czarnego samuraja

Dodano: 
Yasuke - jedyny czarny samuraj w historii
Yasuke - jedyny czarny samuraj w historii Źródło: Wikimedia Commons / Anthony Azekwoh
Łukasz Czarnecki || Były niewolnik z Afryki stał się w niesamowitych okolicznościach ulubionym przybocznym jednego z najpotężniejszych Japończyków. Jego ostatnia misja przeszła do historii.

Pewien europejski podróżnik, odwiedziwszy Japonię w drugiej połowie XVI w., zanotował: „W żadnym kraju koło Fortuny nie obraca się tak szybko, jak tu”. Pogrążony od dziesięcioleci w krwawej wojnie domowej Kraj Kwitnącej Wiśni był w tym czasie sceną zarówno spektakularnych triumfów, jak i katastrofalnych porażek. Dawne rody o chwalebnej przeszłości ulegały zagładzie, a ambitni prowincjusze sięgali po władzę. Z burzliwego okresu Sengoku pochodzi wiele niesamowitych opowieści. Żadna z nich nie jest jednak równie fascynująca jak losy Yasuke – czarnoskórego wojownika mianowanego samurajem przez najpotężniejszego człowieka ówczesnej Japonii.

Historia Yasuke jest niezwykła z wielu powodów. Był on pierwszym odnotowanym przez źródła obcokrajowcem przyjętym do klasy samurajskiej (słynny Anglik William Adams był od niego o całe pokolenie młodszy). Co więcej, nasz bohater karierę zaczynał jako niewolnik, tym większym zaszczytem było zatem wyniesienie go na pozycję wasala klanu Oda. Wreszcie każdy, kto wie, jak pełne uprzedzeń i prymitywnego rasizmu jest w XXI w. podejście mieszkańców krajów Dalekiego Wschodu do osób czarnoskórych, musi zdawać sobie sprawę, jakim ewenementem w dziejach Japonii było osiągnięcie tak wysokiego statusu społecznego przez Afrykańczyka. W następnych stuleciach niektórzy Japończycy mieli zresztą z tym faktem problem, słynny pisarz powieści historycznych Endō Shusaku, wspominając o Yasuke w jednej ze swych książek, nie ukrywał odczuwanej doń rasistowskiej pogardy. Trudno nie oprzeć się zatem wrażeniu, że skorzy do skrajnego okrucieństwa XVI-wieczni przodkowie dzisiejszych mieszkańców archipelagu pod niektórymi względami byli o wiele bliżsi ideałom tolerancji niż ich potomkowie.

W służbie jezuitów

Historia japońskich przygód naszego bohatera zaczyna się w… Indiach. A dokładniej w portugalskim Goa, skąd w 1579 r. wyruszył ku Japonii galeon wiozący na swym pokładzie grupę duchownych z Towarzystwa Jezusowego. Nie byli to zresztą „zwykli” księża. Na czele kompanii stał bowiem Alessandro Valignano – sam wizytator Indii, namiestnik papieski, którego duchowa władza rozciągała się od wybrzeży Morza Czerwonego do Kraju Wschodzącego Słońca.

Valignano był postacią o niezwykle ciekawym życiorysie. W młodości nic nie zapowiadało, że wyrośnie zeń oddany sługa Kościoła. Wręcz przeciwnie, na studiach prawniczych dał się poznać jako hulaka i chuligan. Nieustanne burdy, których ukoronowaniem było pocięcie nożem twarzy kochanki, doprowadziły przyszłego wizytatora Indii do rzymskiego więzienia. Siedząc w wilgotnym lochu, Alessandro miał dużo czasu, by przemyśleć swoje życie, i kiedy wyszedł w końcu na wolność, wstąpił w szeregi zakonu jezuitów. Po dekadzie pokuty i ciężkiej pracy nad sobą, już jako zupełnie nowy człowiek, został wysłany na Daleki Wschód, by reprezentować samego papieża i nadzorować pracę katolickich misji w Azji.

Artykuł został opublikowany w 8/2023 wydaniu miesięcznika Historia Do Rzeczy.