Fałszywy raport o końcu I wojny światowej. Jak media oszukały Amerykanów

Fałszywy raport o końcu I wojny światowej. Jak media oszukały Amerykanów

Dodano: 
Nowy Jork. Nagłówki gazet w „fałszywy dzień rozejmu” 7 listopada 1918 roku
Nowy Jork. Nagłówki gazet w „fałszywy dzień rozejmu” 7 listopada 1918 roku Źródło: Bettmann Archive, Getty Images
Informacja o zakończeniu I wojny światowej dotarła do Nowego Jorku 7 listopada 1918 roku, a więc cztery dni przed faktycznym końcem konfliktu. Wieści bardzo szybko się rozeszły. Takiej radości na ulicach amerykańskich miast nie widziano chyba już nigdy potem. 7 listopada przeszedł do historii USA jako „fałszywy dzień rozejmu”.

7 listopada 1918 roku, tuż przed południem, do siedziby agencji prasowej United Press w Nowym Jorku dotarła wiadomość, że państwa Entanty podpisały z Niemcami rozejm kończący I wojnę światową. Dziennikarze byli w euforii. Wszystkie popołudniowe wydania gazet miały jeden, z daleka krzyczący, nagłówek: „Koniec wojny!”.

Kilka minut później wiadomość rozprzestrzeniła się na całe Stany Zjednoczone. Burmistrz Nowego Jorku, John Hylan ogłosił ten dzień świętem państwowym. Ludzie zaczęli porzucać swoje miejsca pracy, wszyscy wybiegali na ulice. W wielu witrynach sklepowych zaczęły pojawiać się kartki z informacją „Dziś świętuję, przyjdź jutro!”.

Koniec wojny?

„Kto może pracować w taki dzień? Wyszedłem świętować – jutro otwarte” - głosił napis na zamkniętych drzwiach domu towarowego Rogers Peet. Jak relacjonowali świadkowie tamtych wydarzeń: Nowy Jork ogarnęło szaleństwo. „Miasto przypominało tuzin imprez sylwestrowych jednocześnie” – mówiono.

Miliony kawałków podartych naprędce gazet i książek telefonicznych – jako konfetti – było zrzucane z najwyższych pięter drapaczy chmur na wiwatujące na ulicach tłumy. Ludzie chwytali się za ręce, wiele osób tańczyło.

Nowy Jork. Amerykanie świętują "fałszywy dzień rozejmu" 7 listopada 1918 rok

W czasie ważnych dla Amerykanów chwil tłumy ludzi zawsze gromadzą się na Times Squere. Tak było i tym razem. W oknie stojącego przy placu hotelu Knickerbocker, stał słynny śpiewak operowy, Enrico Caruso śpiewając Hymn Stanów Zjednoczonych. Pod hotelem zbierało się coraz więcej osób, wszystkim udzielił się podniosły nastrój.

Nawet jak na standardy wielkiego miasta, w całym Nowym Jorku rozległa się „bezprecedensowa kakofonia”. W porcie brzmiały gwizdy holownika, tramwaje używały gongów, samochody klaksonów. Wszędzie słychać było syreny przeciwlotnicze i kościelne dzwony.

Gazeciarze biegali gorączkowo po ulicach sprzedając setki egzemplarzy gazet i jednocześnie krzycząc: „Niemcy poddają się!”, „Pokój! Wojna skończona!”.

Prezes Bankers Trust Company, Seward Prosser, powiedział wówczas "Wall Street Journal": - 7 listopada przejdzie do historii jako dzień międzynarodowej radości wśród cywilizowanych narodów świata!

Nowy Jork. Amerykanie świętują „fałszywy dzień rozejmu” 7 listopada 1918 roku

Fałszywy raport o końcu wojny zapoczątkował obchody od wybrzeża do wybrzeża. Od dużych miast po małe miasteczka w remizach strażackich bito w dzwony. Ignorując zakaz zgromadzeń publicznych z powodu grypy hiszpanki, która pustoszyła kraj w ostatnich tygodniach, Amerykanie wyszli na ulice, aby świętować. W Waszyngtonie, prezydent Woodrow Wilson pojawił się przed Białym Domem, a dziewięć samolotów wojskowych wykonywało pętle nad siedzibą głowy państwa.

Powszechna radość przerodziła się gdzieniegdzie w niebezpieczne sytuacje. W niektórych miejscach palono słomiane kukły przedstawiające cesarza Niemiec. W New Castle w Pensylwanii jeden z weteranów wojny hiszpańsko-amerykańskiej został oskarżony o kolaborację z Rzeszą, zaatakowany i postrzelony. W innym miejscu zginęła czwórka nastolatków, próbująca odpalić fajerwerki.

Kilka godzin później prawda powoli wychodziła na jaw. Wieczorem tego samego dnia sekretarz stanu Robert Lansing w specjalnym oświadczeniu zaprzeczył informacjom o rozejmie. Wielu ludzi nie wierzyło, kontynuując świętowanie. Niektórzy rozdzierali gazety, w którym wydrukowano oświadczenie Lansinga.

8 listopada rano prawda powoli docierała do milionów Amerykanów. - Takie fałszywe doniesienia prasowe są straszne, a ludzie za nie odpowiedzialni są tylko o jeden stopień poniżej najgorszego przestępcy – napisał zniesmaczony kapitan Harry Truman, przyszły prezydent USA.

Jak doszło do tak ogromnej pomyłki?

Fałszywy raport o końcu wojny zaczął się prawdopodobnie od wiadomości wysłanej z ambasady amerykańskiej w Paryżu. Niektórzy podejrzewali, że niemiecki szpieg lub po prostu ktoś, kto chciał zrobić Amerykanom głupi żart, zadzwonił do ambasady, aby przekazać fałszywą informację. Wszczęto śledztwo mające ukarać winnego. Okazało się, że winę ponoszą amerykańscy oficerowie, którzy otrzymali wiadomość o lokalnym zawieszeniu broni (które nastąpiło, aby umożliwić niemieckiej delegacji przekroczenie linii frontu w celu negocjacji pokojowych), lecz informację błędnie zinterpretowali jako przerwanie walk i zapowiedź końca wojny.

Niedługo później konkurencyjna agencja Associated Press pozwała do sądu United Press oskarżając o spowodowanie „najbardziej rażącego i karygodnego aktu publicznego oszustwa w całej historii gromadzenia i rozpowszechniania informacji”. Niektórzy nowojorczycy sugerowali, aby miasto wysłało do United Press rachunek za sprzątanie w wysokości 85 tysięcy dolarów.

Wieści o zawieszeniu broni dotarły do Stanów Zjednoczonych ponownie rankiem 11 listopada. Tym razem doniesienia były prawdziwe. Tłumy ponownie wypełniły amerykańskie ulice, ale tym razem świętowanie było bardziej stonowane. „W poniedziałek było niewiele radości w porównaniu z dzikim dniem fałszywego zawieszenia broni” – relacjonowała prasa. 11 listopada 1918 roku ludzie byli bardziej melancholijni, płakali i modlili się. Do wielu osób dopiero wówczas dotarło, jak wielkimi ofiarami została okupiona I wojna światowa.

Czytaj też:
Bitwa nad Marną (1914) – koniec marzeń Niemców
Czytaj też:
Bitwa pod Tannenbergiem. Rosjanie w popłochu uciekali, a ich dowódca popełnił samobójstwo

Źródło: DoRzeczy.pl