Do oglądania „Zamachu na papieża” siadałam ze sporymi nadziejami. Niestety, na faktycznie rozkręcenie akcji trzeba było czekać prawie do samej końcówki. Napompowany zachęcającymi zajawkami balonik pękł ostatecznie na samo zakończenie. Chyba ktoś tu zmarnował wielki potencjał.
Film dekady?
„Zamach na papieża” mógł być nawet filmem dekady. Zapowiadany jest jako porywający thriller. Niestety brakuje w nim emocji, napięcia i akcji, czyli chyba wszystkiego, czym „porywający thriller” powinien być.
Może niesłusznie, lecz liczyłam – patrząc na niektóre początkowe sceny – że otrzymamy wciągającą opowieść o grze wywiadów, szpiegach i komunistycznych służbach, które będą rozgrywać między sobą sprawę przeprowadzenia zamachu na papieża Jana Pawła II. Byłoby świetnie, gdyby takiej konwencji twórcy filmu trzymali się do końca. Tymczasem wątek gry służb został potraktowany zupełnie pobocznie.
W głównej roli zobaczymy Bogusława Lindę (bynajmniej nie jako Franza Maurera, choć takie skojarzenia chyba same się nasuwają) jako Konstantego Brusickiego ps. Bruno. „Bruno” jest strzelcem wyborowym, snajperem, byłym żołnierzem, o którym po latach na spokojnej emeryturze przypominają sobie peerelowskie służby. „Bruno” ma zadanie: ma zabić tego, który w maju 1981 roku będzie strzelał do papieża Jana Pawła II. Aby nie było świadków. Samego „Bruna” nikt nie musi zabijać – jego i tak za chwilę zabije choroba nowotworowa.
„Bruno” bije się z myślami, bo w końcu to nie byle jaka akcja, ale zamach na Ojca Świętego, lecz – kiedy jego dawni kumple zaczynają grozić gwałtami i śmiercią jego mieszkającej w RFN córce, zgadza się wykonać zlecenie. Ruszają przygotowania.
W międzyczasie pojawia się sporo innych wątków. „Bruno”, który ostatnie miesiące życia spędza w jakiejś zapomnianej przez wszystkich wsi w towarzystwie dawnej znajomej – prostytutki, mierzy się z demonami szalejącymi w okolicy. Znikające dzieci, pedofilia, grasujący morderca, a do tego lokalne układziki, skorumpowany policjant i miejscowy szef komitetu powiatowego, który rozdaje tu karty, a „komunistą jest od 8 do 16, a później zamienia się w gorliwego katolika”. Tak „gorliwego”, że pijącego na umór i katującego rodzinę.
W tym „polskim piekiełku” „Bruno” przygotowuje się do misji. Jak skończy się akcja? To lepiej zobaczyć samemu – nie chcę Państwu spoilerować zakończenia, które dla wielu osób może być zaskoczeniem.
Dlaczego jednak „Zamach na papieża” to coś miłego dla każdej radykalnej strony barykady? Mamy tu złych do szpiku kości komuchów, którzy bez mrugnięcia okiem zabijają, gwałcą, grożą zabiciem dzieci, posiadają grube pliki kartek na żywność, podczas gdy normalni ludzie nie mają jak kupić mięsa czy cukru, jeżdżą wypasionymi samochodami i ogólnie nie liczą z nikim, i niczym.
Z drugiej strony mamy po wielokroć powielone w ostatnich latach w polskim kinie „polskie piekło”: zły Kościół, pedofilię (pojawiają się też sugestie, że Jan Paweł II wiedział o różnych rzeczach, ale nic z tym nie zrobił, więc ponosi winę), pijaństwo, znęcanie się nad dziećmi i wielkie deklaracje o byciu katolikiem, kiedy w rzeczywistości nic z katolicyzmem nie ma się wspólnego. Nie obyło się też bez wątku „żydowskiego”: nękanie Żydów, którzy po 1968 roku musieli wyjechać z Polski. Pod koniec mamy też sugestywny, symboliczny obraz: płonący krzyż, a obok płonąca stodoła. Czy chodzi o nawiązanie do innego filmu Pasikowskiego „Pokłosie”? Jeśli nawet, to po co jest ta scena?
Czym dłużej od obejrzenia filmu, tym bardziej zastanawiam się, dlaczego nie zrobiono z tego scenariusza dwóch filmów. Akcja działa się bowiem na dwóch innych płaszczyznach. Osobiście żałuję, że wątki związane z wywiadem i kulisami zamachu na Jana Pawła II nie zostały potraktowane szerzej. Nawet jeśli byłaby to tylko fantazja reżysera, dobrze byłoby obejrzeć taki film. Można by z tego zrobić prawdziwie porywający thriller.
Czytaj też:
Atak ze Wschodu. Polska w potrzaskuCzytaj też:
"Sprawa reparacji jest zamknięta". Doleśniak-Harczuk: Polacy to zapomniane ofiaryCzytaj też:
W kurorcie Wannsee
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.