Arkadiusz Karbowiak
W czwartek 12 sierpnia 1948 r. o godz. 4.30 we wsi Dąbrowa, położonej na terenie gminy Myszyniec, grupa operacyjna złożona z funkcjonariuszy Urzędu Bezpieczeństwa oraz żołnierzy Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego przystąpiła do likwidacji ulokowanego w zabudowaniach stodoły należącej do Józefa Chrostka trzyosobowego patrolu Narodowego Zjednoczenia Wojskowego dowodzonego przez sierż. Henryka Pyśka „Dęba II”. W pierwszej fazie akcji został niemal bezszelestnie „zdjęty” stojący na warcie Czesław Duma „Nieznany”, skazany potem na karę śmierci i stracony 11 lutego 1949 r. w warszawskim Mokotowie.
Pozostali dwaj partyzanci nie dali się jednak zaskoczyć i dostrzegłszy kabewiaków, zasypali ich gradem kul. Po krótkiej wymianie ognia próbę wyrwania się z okrążenia podjął Henryk Duda „Jastrząb”. Niestety okazała się ona tragiczna w skutkach, w jej trakcie został on bowiem postrzelony i zmarł w drodze do szpitala. Do końca, pomimo braku jakichkolwiek szans, postanowił walczyć dowódca grupy sierż. Henryk Pyśk „Dąb II”. Jego determinacja spowodowała, że napastnicy, chcąc uniknąć strat, podpalili granatami stodołę, z której prowadził ostrzał. Rozprzestrzeniający się ogień strawił ją wraz z bohaterskim komendantem Komendy Powiatowej „Płomień I” NZW (obejmowała część powiatu przasnyskiego i ostrołęckiego).
Życie za mord
Zagłada powiatowej grupy sztabowej była wynikiem denuncjacji. Po latach bezpośredni sprawca całej tragedii, który zdradził miejsce pobytu partyzantów, tak przedstawiał swój udział w tych tragicznych wydarzeniach:
„Zaproponowano mi wtedy, abym zebrał istniejące bandy w jedno miejsce pod pozorem wybrania nowego dowódcy w miejsce »Lasa«. Miały to być bandy »Chrzana«, »Szczygła«, »Dęba« i »Dęba II«. Członkom tych band miałem dostarczyć wódkę ze środkiem nasennym, po czym przyprowadzić w to miejsce wojsko. Zgodnie z otrzymanym poleceniem po melinach, gdzie spodziewałem się, że przychodzą ww. bandy, pozostawiłem kartki, polecając bandom zebrać się w określonym dniu na terenie wsi Dąbrowy celem wybrania nowego dowódcy […]. W początku września 1948 przyszedł do wsi Dąbrowy »Dąb« ze swymi dwoma członkami »Nieznanym« i »Jastrzębiem«. Inne bandy nie zgłosiły się. Powiadomiłem o tym szefa PUBP w Ostrołęce, na co ten powiedział mi, że trzeba będzie ująć tych, którzy przyszli, a następnymi zajmą się później. W następnym dniu szef wieczorem skontaktował mnie z grupą żołnierzy, którą dowodził kapitan. Żołnierze ci byli różnie poubierani i występowali jako banda. Kapitana wraz z żołnierzami zamelinowałem we wsi Dąbrowy i umówiłem się z nimi, że wieczorem wyprowadzę »Dęba« i jego wspólników, po czym powiadomię go o tym […]. Wieczorem zabrałem od kapitana wódkę z proszkiem nasennym i powiadomiłem go, aby dał znać drugiej grupie żołnierzy, aby ci maszerowali szosą na Dąbrowy, a ja miałem stać na szosie i wskazać, gdzie są uśpieni bandyci. Po otrzymaniu wódki zabrałem z meliny bandę »Dęba« i wyprowadziłem ich za wieś Dąbrowy […]. Dałem im wódkę, którą wspólnie wypiliśmy, z tym że ja piłem ze swojej flaszki, w której nie było środka nasennego […]. Zamelinowałem ich w stodole i powiedziałem, że pójdę zobaczyć, jaka jest sytuacja we wsi […]. W związku z tym, że przez krótkofalówkę szef PUBP nie mógł zrozumieć, gdzie są bandyci, polecono mi wyjść na drogę koło wsi Dąbrowy. Na drodze tej spotkałem się z szefem i grupą wojska. Otrzymałem płaszcz i czapkę wojskową i podprowadziłem wojsko pod stodołę, w której spała banda »Dęba«, a sam udałem się na swoją melinę”.
Czytaj też:
„Kowboj” przeciw NKWD
Człowiekiem, który ściągnął na partyzantów z NZW obławę, był ich niedawny towarzysz broni, były komendant Komendy Powiatu „Szczerbin” (obejmowała obszar powiatu ostrołęckiego i szczytnowskiego) wchodzącej w skład „XVI” Okręgu NZW, sierż. Henryk Skonieczny „Roman”. Należał on do partyzantów mających za sobą staż konspiracyjny sięgający roku 1943. Wtedy to po ucieczce z robót przymusowych wstąpił on do Armii Krajowej, gdzie pod ps. Tata służył w Kedywie, a następnie w oddziale partyzanckim dowodzonym przez por. Kazimierza Stefanowicza „Asa”. W 1946 r. „Tata” już jako „Roman” znalazł się w szeregach NZW. Pod koniec lata 1947 r. determinacja Skoniecznego w walce z komunistami zaczęła stopniowo wygasać, o czym zapewne dowiedzieli się funkcjonariusze bezpieki.
21 września 1947 r. PUBP w Ostrołęce wystosował do „Romana” list z propozycją wyjścia z lasu i zakończenia dotychczasowej podziemnej działalności. Miesiąc później wysłano kolejne pismo. Skonieczny wówczas nie uwierzył, że jego aktywność na polu antykomunistycznym zostanie puszczona w niepamięć, dlatego postanowił odrzucić przedstawioną sugestię. Nie było to odrzucenie całkowite i bezwarunkowe, o czym świadczą słowa zawarte w udzielonej Urzędowi Bezpieczeństwa odpowiedzi: „Jeżeli już się Wam o mnie tak rozchodzi, to proszę przysłać mnie gwarancje z ministerstwa, wtenczas porozmawiamy inaczej”. To zdanie z pewnością stanowiło dla bezpieki sygnał wskazujący, że być może sierż. „Roman” nie jest tak nieprzejednanym wrogiem „władzy ludowej”, jak by się mogło wydawać, i warto nad nim trochę popracować. Czas pokazał, że resort w swych kalkulacjach się nie pomylił.
Już w styczniu 1948 r. Powiatowy Urząd Bezpieczeństwa Publicznego w Ostrołęce, analizując możliwości zwerbowania Skoniecznego, stwierdzał: „Według doniesienia agenta »Menifisa«, »Roman« jest psychicznie złamany i chciałby porzucić swoją działalność organizacyjną”. Wkrótce decyzją kierownictwa „XVI” Okręgu NZW z 10 kwietnia 1948 r. Henryk Skonieczny został odwołany z dotychczas zajmowanego stanowiska komendanta KP „Szczerbin”. Jego następcą mianowano plutonowego Kazimierza Niewiadomskiego „Wichra”. „Roman” natomiast po rozbiciu pod Kadzidłem Komendy Okręgu „XVI” NZW postanowił poprzez byłego dowódcę 6. Kompanii NZW – operującej na terenach gmin: Łyse, Myszyniec, Kadzidło – Józefa Śniadacha, a wówczas już tajnego współpracownika bezpieki występującego pod ps. Wrzos, nawiązać współpracę z UB. Jej szczegóły Skonieczny uzgodnił z szefem PUBP w Ostrołęce kpt. Tadeuszem Kwiatkowskim.
Pierwsze spotkanie z nim odbył 29 lipca 1948 r. Potem doszło do kolejnych. W ich trakcie ostatecznie sierżant NZW „Roman” przedzierzgnął się w agenta UB o ps. Mazur. Skoniecznego uznano za wartościowego współpracownika, o czym świadczy to, że spotkali się z nim szefowie warszawskiego Wojewódzkiego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego. To właśnie stamtąd wyszedł rozkaz likwidacji dwóch dawnych podkomendnych „Mazura”, Aleksandra Niewiadomskiego „Sarny” i Józefa Chareckiego „Kłosa”, podejrzewających go zresztą o kontakty z bezpieką. Bardzo pomocnym w realizacji tego zadania okazał się tajny współpracownik UB o ps. Puszka. Ów agenturalny nabytek nazywał się Wacław Mówiński i podczas swojej konspiracyjnej służby w strukturach NZW występował pod ps. Szczygieł, pełniąc funkcję komendanta Komendy Powiatu „Orłowo”(obejmował większość powiatu ostrołęckiego). Do przejścia na stronę komunistów nakłonił go właśnie „Roman”.
Pokłosiem działań obu zdrajców były wydarzenia, które tak po latach przedstawiał przesłuchującym go funkcjonariuszom śledczym SB Henryk Skonieczny:
„[…] Szef WUBP w Warszawie powiedział mi, że mam przyczynić się do likwidacji bandytów »Sarny« i »Kłosa« – danych personalnych nie znam […]. W tym samym czasie w rozmowach ze »Szczygłem« dowiedziałem się od niego, że on ma takie same zadanie. W pierwszej połowie stycznia 1949, będąc w mieszkaniu Śniadacha, przed północą przyszedł do mnie »Szczygieł«, który w obecności Śniadacha powiedział mi, że razem z »Sarną« i »Kłosem« zawieźli broń do lasu i tam ją zakopali. On natomiast wrócił do wsi… i zaproponował mi, byśmy poszli ich zlikwidować. Wówczas ja zabrałem posiadanego przez siebie bergmana (pistolet maszynowy), co do którego od wspomnianego szefa WUBP w Warszawie miałem ustne zezwolenie. Razem ze »Szczygłem« posiadającym taką samą jednostkę broni udaliśmy się do lasu w odległości 1,5 kilometra [od] Wykrot, gdzie na »Szczygła« oczekiwał »Kłos« i »Sarna«. Po przybyciu na miejsce ja schowałem się w krzakach, nie chcąc, by wymienieni mnie widzieli, ponieważ wiedzieli o tym, że ja współpracuję z UB. Odległość pomiędzy mną a »Szczygłem«, »Sarną« i »Kłosem« wynosiła około 20 m. Po podejściu do wymienionych »Szczygieł« zaczął do nich strzelać, na co ja również wyskoczyłem zza krzaka i w kierunku »Sarny« i »Kłosa« oddałem kilka strzałów. Wymienieni padli porażeni na ziemię i skonali, nie broniąc się wcale”.