W 1863 r., tuż po wybuchu powstania styczniowego, cesarz Francuzów Napoleon III zebrał koalicję kilu europejskich potęg, które wysłały do cara żądanie przywrócenia w Kongresówce stanu względnych swobód, istniejących tu jeszcze przed powstaniem listopadowym. Car żądanie oczywiście odrzucił. Logiczną konsekwencją powinna być więc wojna, ale do kolejnego starcia z Rosją, choćby i zwycięskiego, jak onegdaj w wojnie krymskiej, nikt z zebranych naprędce francuskich sojuszników się nie kwapił. Francja sama wojować nie zamierzała i tak na początku 1864 r. w Pałacu Tuileries zarzucono plany zbrojnej pomocy Polakom.
Przeciętny Francuz wyrażał się wówczas o nas pozytywnie – powstanie wspierali zarówno socjaliści, jak i liberalni republikanie. Tej propolskiej fali dał się ponieść również Juliusz Verne, który w naszej sprawie, choć mniej przychylnie, już raz się wypowiadał. W 1848 r. w czasie Wiosny Ludów młody prawnik popełnił bowiem referat zatytułowany „Czy Francja ma moralny obowiązek interweniować w Polsce?”. Według czasopisma „Nautilus” wydawanego przez miłośników prozy pisarza tekst był „ćwiczeniem retorycznym na zadany temat, być może napisanym na potrzeby kółka samokształceniowego studentów ulicy Portier, do którego Verne wówczas należał”. Referat ten, napisany językiem emocjonalnym, dusznym, nieraz mętnie, roi się od merytorycznych błędów, skrótów myślowych i niedorzeczności. Dwudziestoletni Verne przytacza tu dzieje Polski, skacząc po stuleciach, mieszając fakty, po macoszemu traktując podstawową chronologię. W drugiej części przechodzi do zarzutów wobec naszych elit. Tu jest bardziej konkretny. Stwierdza, niestety słusznie, że rozbiory ściągnęliśmy sobie na głowy sami, nie potrafiąc sprawnie rządzić, że nie pasują do nas ani prawdziwa monarchia, ani prawdziwa demokracja, bo szlachta wyklucza z niej chłopów i mieszczan.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.