Wizjoner bez pieniędzy. Nieznane fakty z życia słynnego prezydenta Warszawy
  • Tomasz StańczykAutor:Tomasz Stańczyk

Wizjoner bez pieniędzy. Nieznane fakty z życia słynnego prezydenta Warszawy

Dodano: 

Własność komunalna obejmowała tylko 4 proc. powierzchni miasta, podczas gdy dla racjonalnego planowanego rozwoju powinno być ono właścicielem od 35 do 50 proc. gruntów. Miasto „wysupłało” fundusze na zakup 210 ha ziemi. Ważnym osiągnięciem był zakup Lasu Kabackiego, w znakomitej większości za obligacje. Dzięki temu nie został on rozparcelowany na działki budowlane. Powstawały nowe budynki szkół, ale nie tam, gdzie były potrzebne, lecz tam, gdzie miasto miało akurat działki. Po stronie osiągnięć były m.in.: modernizacja arterii wylotowych, rozpoczęcie budowy bulwarów nad Wisłą, ukończenie gmachu Muzeum Narodowego.

Zdaniem Piątka Starzyński, nie mogąc pochwalić się szybkimi zmianami na lepsze, pragnął to zrekompensować zabiegami mającymi na celu obudzić warszawski patriotyzm i entuzjazm dla miasta. Dążąc do uzyskania natychmiastowych efektów, rozpoczął akcję „Warszawa w kwiatach”, dbał o estetykę miasta, odnawiał zabytki (Arsenał, fasada Teatru Wielkiego). Był – jak podkreśla Piątek – pierwszym prezydentem Warszawy, który myślał o stolicy jako atrakcji turystycznej i wiele zrobił dla jej promocji, m.in. doprowadzając do wydania albumu „Piękno Warszawy” oraz innych publikacji.

Miał niewątpliwie wolę i wizję modernizacji stolicy. Pokazał to, organizując w 1936 r. wystawę „Warszawa przyszłości”. Zaprezentowano na niej makietę terenów Wystawy Powszechnej planowanej na 1943 lub 1944 r. Na makietach i planach widniały wieżowce, linia metra, kilkanaście mostów.

Dwa lata później Starzyński otwierał ekspozycję „Warszawa wczoraj, dziś i jutro”. Grzegorz Piątek twierdzi, że była to wystawa urzędników i polityków walczących o względy wyborców. Prezentowała osiągnięcia prezydentury Starzyńskiego i jego plany na przyszłość. Centralnym punktem była makieta dzielnicy Marszałka Piłsudskiego ze Świątynią Opatrzności. „Zachwyt widzów miał się przełożyć na zwycięstwo w grudniowych wyborach samorządowych”.

Warszawa jednak nie polubiła Starzyńskiego, a może nie doceniła jego wysiłków. Przed wyborami samorządowymi Starzyński dwoił się i troił, by zaprezentować swoje osiągnięcia, obniżył opłaty za wodę i kanalizację, uruchomił nowe połączenie drogowe na Żoliborz, otwierał szkoły, a dzięki dodatkowym funduszom rok 1938 był rekordowy pod względem inwestycji.

W wyborach w grudniu 1938 r. obóz rządzący zdobył najwięcej mandatów, bo 40 w stuosobowej Radzie Miasta, niemniej jednak była to porażka. Gdy rada zabrała się do wyboru prezydenta, Starzyński musiał przełknąć upokorzenie: o dwa głosy więcej od niego zdobył Tomasz Arciszewski popierany przez swoją partię, PPS, i radnych żydowskich. Nie uzyskał jednak wymaganej większości głosów, więc rząd mianował prezydenta stolicy. Oczywiście został nim Starzyński.

Rządził więc nadal stolicą, ale jego ambitne plany i wizje rozwoju nijak się miały do możliwości.

Od lewej: Henryk Krok-Paszkowski, Stefan Starzyński, Stanisław Machowicz podczas Święta Niepodległości Polski 15 sierpnia 1939 w Warszawie.

Budżet inwestycyjny na rok 1939/1940 zapowiadał katastrofę. Na inwestycje przewidywano 62 mln zł, ale zarząd miejski miał pokrycie na 39 mln zł. Rząd nie zamierzał wspierać już stolicy, skupiając się na wydatkach na obronność.

„Uważna lektura dokumentów i gazet odsłania przykrytą dziarskimi nagłówkami i wciąż tymi samymi zdjęciami makiet smutną prawdę o możliwościach finansowania śmiałych zamierzeń – dużo ogólników, mało konkretów, niewiele dat i sum, których można by być pewnych. Dotyczyło to zarówno inwestycji miejskich, jak i rządowych” – stwierdza Grzegorz Piątek.

Koszt budowy 1 km planowanego metra wynosił 8 mln zł (1/8 ostatniego przedwojennego budżetu miasta), a – jak mówił Starzyński – potrzebna była linia 25 km, co oznaczało wydatek co najmniej 200 mln zł. Starzyński próbował skłonić wojsko, by dołożyło się do inwestycji mogącej służyć także armii.

Czekał na jakieś instrukcje

W najbardziej pomnikowej wersji legendy Starzyńskiego prezydent ani przez chwilę nie myślał o opuszczeniu Warszawy we wrześniu 1939 r. „Pozostanę z ludnością w każdym wypadku” – powiedział zapytany, co zrobi, jeśli okoliczności wojenne będą niekorzystne.

„To, że Starzyński chciał zostać, nie jest wykluczone, ale czy mógł sam zdecydować o swoim losie?” – pyta Grzegorz Piątek. Starzyński miał oświadczyć, że jako wojskowy i urzędnik państwowy musi opuścić miasto, gdy dostanie rozkaz ewakuacji. „Wyraźnie jednak czekał na jakieś instrukcje z góry”. Nie doczekał się żadnych.

Z innej relacji wynika jednak, że zamierzał opuścić Warszawę, by stawić się w 8. Pułku Artylerii Ciężkiej w Toruniu, do którego miał przydział mobilizacyjny. Tylko że gen. Sosnkowski zażądał od Starzyńskiego zmobilizowania ludności miasta do walki i prac pomocniczych, co prezydent stolicy uznał za zwolnienie z obowiązku wyjazdu do pułku. Z innego wreszcie źródła wynika, że co prawda Starzyński dostał imienne wezwanie, ale okazało się, że była to pomyłka – nie podlegał mobilizacji.

Czytaj też:
Kulturträgerzy ’39. Tak wyglądała prawdziwa „rycerskość” Wehrmachtu

8 września Starzyński został mianowany przez gen. Waleriana Czumę komisarzem cywilnym przy Dowództwie Obrony Stolicy. „Dla nas władzą państwa stał się Stefan Starzyński. Do tej pory średnio popularny komisaryczny burmistrz, który był zwalczany z prawa i lewa” – wspominał Władysław Bartoszewski.

Przed mikrofonami rozgłośni Warszawa II stanęli we wrześniu dwaj ludzie: płk Lipiński, szef propagandy Dowództwa Obrony Warszawy, i prezydent Starzyński.

„Po raz pierwszy chyba odkryli przed Polakami w takim stopniu potęgę słowa mówionego przez radio” – wspominał Jeremi Przybora. I choć zawodowy oficer Lipiński miał duże doświadczenie radiowe, to jednak – jak stwierdza Piątek – cywil Starzyński, który dopiero co wdział mundur, przemawiał bardziej po żołniersku. Nie był krasomówcą. Mówił bez przygotowania, szorstko, rozkazywał, nawoływał, groził, często nieskładnie, przejęzyczał się, powtarzał, chrypiał i krzyczał, budując swą legendę.

„Stoicyzm komisarza udzielił się jego otoczeniu, Jego współpracownicy wreszcie czuli, że ktoś panuje nad sytuacją” – pisze Piątek. Amerykański dziennikarz Julien Bryan wspominał, że uderzył go niesamowity spokój Starzyńskiego.

Decyzję o kapitulacji przyjął z niedowierzaniem. Chciał się ukryć przed Niemcami i przeżywał rozterkę, gdy gen. Kutrzeba powiedział mu, że powinien iść na pertraktacje z nimi, ponieważ zna stan miasta i cieszy się autorytetem potrzebnym Warszawie podczas okupacji. Z kolei płk Lipiński przekonywał, że zniknięcie Starzyńskiego zrobi fatalne wrażenie i zostanie odebrane jako tchórzliwa ucieczka. Nikt z nich nie mógł przewidzieć, że przesądzili o jego losie.

Po kapitulacji powrócił do swych obowiązków jako prezydent miasta. Czy można sobie wyobrazić, by postąpił inaczej? 27 października został aresztowany przez gestapo. Grzegorz Piątek twierdzi, że gdyby nie zdjął munduru majora, który nosił we wrześniu, zostałby wysłany do oflagu i by przeżył. Nie wiadomo jednak, czy i co myślał o swoim losie, choć powiedział: „Niemcy będą chcieli mnie zniszczyć”.

Więziony na Pawiaku, nie skorzystał z propozycji ucieczki, nie chcąc narażać na niemieckie represje ludzi, którzy ją przygotowali. Sam padł ofiarą niemieckiej zemsty i jak wynika z ustaleń IPN, został zamordowany w Warszawie lub jej okolicach w końcu grudnia 1939 r.

Grzegorz Piątek
„Sanator”
Wydawnictwo W.A.B.

Artykuł został opublikowany w 5/2016 wydaniu miesięcznika Historia Do Rzeczy.