Koszmar w kopalni soli. Zapomniana sowiecka zbrodnia na Polakach
  • Piotr ZychowiczAutor:Piotr Zychowicz

Koszmar w kopalni soli. Zapomniana sowiecka zbrodnia na Polakach

Dodano: 

Zachowały się relacje osób, które nie usłuchały tego wezwania. „Oczom naszym ukazał się straszny, mrożący krew w żyłach widok – zeznawał jeden ze świadków. – Korytarz pokryty był krwią do kostek oraz ciałami ludzkimi. Wszystkie cele były otwarte i w każdej leżały ciała. Na ścianach widać było ślady po kulach. W zwałach ciał zauważyłem człowieka, który dawał oznaki życia. Wyciągnęliśmy go. Otrzymał strzał w tył głowy. Kula wyleciała mu okiem. Odprowadziliśmy go do miejscowej lecznicy”.

Niektóre ofiary miały tak zmasakrowane twarze, że bliscy rozpoznali je po ubraniach. W niektórych celach znaleziono na ścianach imiona konających wypisane krwią na ścianach. Przetrzymywanemu w więzieniu księdzu NKWD-ziści podobno połamali ręce i nogi, wycięli język i narządy płciowe. W pobliżu jednego z dołów śmierci walała się odcięta od ciała ludzka ręka.

Gdzie indziej znaleziono ciała dwóch kobiet. Były to miejscowe Żydówki, które pracowały w NKWD jako sekretarki i zostały zgładzone jako niewygodni świadkowie zbrodni. „Jedna, jak pamiętam, była szczupła – zeznawał świadek – druga zaś była w ciąży i ciało jej było potwornie grube. Widoczne było, że jest w ciąży, bo te zwłoki były prawie nagie. We włosach miała dużo krwi. Ciało leżało na wznak”.

A oto opowieść Janiny Kalinowskiej, krewnej jednej z ofiar: „Wujek Bolek postrzelony, został wrzucony do jamy i według diagnozy lekarza udusił się pod zwałem innych ciał. Widziałam jego zdartą skórę na plecach, widocznie był ciągnięty po ziemi. Jego kolega podobno się uratował, ale całkowicie ogłuchł i załamał się psychicznie. Pamiętam też obraz pogrzebu. Kondukt wychodził od ulicy Mickiewicza do Rynku. I w tym momencie najechał patrol niemiecki na motorach. Żołnierze, widząc pogrzeb, zatrzymali się i wszyscy zdjęli hełmy. To nas wszystkich bardzo zaskoczyło, porównując do nich tych prymitywnych morderców z NKWD…”.

W kopalni soli

W tym samym czasie gdy rozgrywał się dramat dobromilskiego więzienia, bolszewicy mordowali więźniów na terenie kopalni Salina. Tam masakra rozpoczęła się już w dniu niemieckiego ataku. Ofiary na teren kopalni przywożono ciężarówkami lub, jak w przypadku więźniów z Przemyśla, przypędzono je na piechotę. Największe natężenie mordów przypadło na 25 i 26 czerwca. Sowieci zakazali wówczas okolicznym mieszkańcom opuszczać domy, okna kazali zasłonić kocami.

Metoda była podobna jak w więzieniu. Oprócz rozstrzeliwania – uśmiercanie za pomocą tępego narzędzia. Skrępowanych drutem mężczyzn Sowieci ustawiali nad głębokim szybem. Potem funkcjonariuszki NKWD (tak, wśród oprawców były kobiety!) uderzały ich w głowy dębowymi młotami. Aby obrażenia były poważniejsze, bolszewicy najeżyli je gwoździami.

Żydzi pod nadzorem Niemców wyciągają ciała zamordowanych przez NKWD w kopalni soli w Dobromilu

Uderzone ofiary spadały na dno szybu. Ci, którzy byli tylko ranni, topili się w solance lub dusili pod kolejnymi warstwami ciał. Znany jest przypadek mężczyzny, który przeżył egzekucję. „Przywieźli go na teren kopalni, uderzyli młotkiem po głowie i poleciał do szybu – relacjonował znajomy ocalonego. – Szyb był zapełniony trupami i półżywymi ludźmi. Wszystko to oddychało, poruszało się, ale solanki było niewiele, więc się nie utopił. Po pewnym czasie wszystko ucichło i w nocy wydostał się na świat”.

Niewykluczone, że był to ten sam człowiek, którego jeden ze świadków kilka tygodni później spotkał w pobliskim młynie. Był to młody chłopak, który wydostał się z szybu śmierci w Salinie. Opiekowała się nim matka, był bowiem ciężko ranny. Na brzuchu miał wielką, ropiejącą ranę. Okazało się, że uciekając nocą z terenu kopalni, rozerwał sobie brzuch na ogrodzeniu z drutem kolczastym.

Na terenie kopalni NKWD oddzieliło mężczyzn od kobiet. Te ostatnie zostały zaprowadzone do pobliskiej kaplicy zbudowanej jeszcze „za polskich czasów” dla górników. Tam zostały zabite – również za pomocą młotów. Podobno doszło wówczas do profanacji. Jedna z ofiar została przez Sowietów ukrzyżowana na ścianie świątyni. Gdy po ucieczce bolszewików do kaplicy weszli okoliczni mieszkańcy, wszystko było we krwi. Ściany, podłoga, a nawet sufit.

W pobliżu kopalni ktoś podobno znalazł stos wyciętych ludzkich języków. Ta ostatnia informacja wydaje się mało wiarygodna, bolszewicy bowiem bardzo się spieszyli i raczej nie mieli czasu na podobne makabryczne działania.

Sowieci starali się nieudolnie zamaskować szyb, do którego wrzucili ofiary. Zasypali go żużlem i pokryli z wierzchu darnią. Oczywiście po ucieczce bolszewików niemieccy żołnierze, sprowadzeni przez Polaków i Ukraińców, natychmiast trafili na miejsce zbrodni. Niemcy spędzili wówczas do Saliny miejscowych Żydów, aby wydobyli ciała z szybu.

„Cały szyb był zasypany ludzkimi ciałami – wspominał świadek. – Na górze leżała młoda kobieta. Obcięte piersi… rozpruty brzuch… bardzo pobita głowa. Obok niej dziecko. Około półroczne. Śladów bicia na dziecku nie było. Widać zasypali je żywcem”.

Inny świadek mówił: „To było straszne widowisko. Wyciągali ich hakami i układali w rzędy. Twarze nieszczęśników były zniszczone przez solankę. Dalej zaczęli wyciągać nie całe ciała, ale połówki. Nie można było patrzeć na te kawałki. Potem z szybu poszedł taki straszliwy smród, że Niemcy nakazali zatrzymać tę straszliwą pracę”.

Czytaj też:
Zamach na Martykę, czyli śmierć za stalinowską propagandę

Gdy ekshumacja dobiegła końca, esesmani wymordowali Żydów. Niemcy, podobnie jak bolszewicy, ciała swoich ofiar wrzucili do szybu, a potem zalali cementem. W miasteczku – jak to było na całym olbrzymim pasie terytorium, z którego Wehrmacht latem 1941 r. wyrzucił bolszewików – miejscowa ludność dokonała zaś pogromu. Była to ślepa zemsta, zastosowanie zasady odpowiedzialności zbiorowej. Za czyny tych Żydów, którzy kolaborowali z sowieckim okupantem, zapłaciła cała społeczność. Co ciekawe, w wydarzeniach tych aktywną rolę odegrali żołnierze armii Słowacji – wówczas sojusznika III Rzeszy.

Niemcy po zakończeniu ekshumacji przeprowadzili krótkie śledztwo – przesłuchali świadków, zrobili zdjęcia ofiar. O mordzie w kopalni soli szeroko rozpisywała się niemiecka prasa, m.in. gazety dla Polaków wydawane na terenie Generalnego Gubernatorstwa. Potem o sprawie zapomniano. Śledztwo wznowił dopiero w 2006 r. IPN, a konkretnie Oddziałowa Komisja Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu w Rzeszowie. Po trzech latach zostało ono umorzone z powodu „niewykrycia sprawców przestępstw”. Jedyny znany z nazwiska zabójca, Aleksander Malcew, zginął jeszcze podczas wojny.

Po ponownym nadejściu Sowietów w 1944 r. o tym, co stało się w Salinie, nie wolno było w Dobromilu głośno mówić. Na terenie kopalni bolszewicy utworzyli sanatorium dla gruźlików. Kapliczkę, w której dokonano części mordów, zamienili na stołówkę, a krzyże postawione przez bliskich ofiar zniszczyli. Zamiast nich bolszewicy umieścili na Salinie kłamliwą tablicę informującą o ofiarach „faszystowsko-niemieckiej” zbrodni.

Mieszkańcy Dobromila i okolic jednak się nie poddali. Pod osłoną nocy regularnie w miejscu masakry stawiali nowe krzyże. A Sowieci je regularnie niszczyli. Po raz ostatni zrobili to w 1984 r. Wszystko zmieniło się po upadku komuny w 1990 r. Miejscowi Ukraińcy mogli wreszcie postawić na miejscu zbrodni pomniczek i zorganizować uroczystości żałobne. Od tej pory odbywają się one w każdą rocznicę masakry. Biorą w nich udział zarówno Polacy, jak i Ukraińcy.

Historycy oceniają, że w Dobromilu i Salinie czerwoni oprawcy zamordowali od kilkuset do tysiąca obywateli II RP. Niektóre dane mówią jednak nawet o 3,5 tys. ofiar.

Artykuł został opublikowany w 7/2016 wydaniu miesięcznika Historia Do Rzeczy.