Śmierć szefów bezpieki. Tajemnicze kulisy katastrofy pod Goleniowem

Śmierć szefów bezpieki. Tajemnicze kulisy katastrofy pod Goleniowem

Dodano: 

Początkowo nic nie wskazywało na to, że może się wydarzyć coś złego. Kiedy samolot znalazł się kilka kilometrów przed lotniskiem, jego personel zobaczył z oddali światła przednich reflektorów. Jednakże kilkaset metrów przed podejściem do pasa startowego kontakt radiowy z załogą się urwał. W ciągu kilku sekund maszyna zniknęła w gęstym lesie, który znajdował się w okolicy. Z wieży startowej dostrzeżono jedynie błysk, dźwięki łamania drzew i odgłos silnego wybuchu. Była godzina 22.52. Kiedy ekipa ratunkowa dotarła na miejsce katastrofy, odnalazła tylko płonące zgliszcza rozrzucone wśród połamanych drzew. Antonow uderzył o ziemię z tak dużą siłą, że fragmenty jego kadłuba były rozrzucone na przestrzeni kilkuset metrów.

Fragment wraku rządoweg An-24.

Śledztwo

Niemal natychmiast wszczęto śledztwo w sprawie katastrofy. Kierował nim szef Prokuratury Wojsk Lotniczych płk Stefan Antecki. Wojskowi śledczy dokonali przesłuchania obsługi naziemnej lotniska, odsłuchania zapisów dźwiękowych z wieży i analizy położenia szczątków samolotu. Lokalnym organom WSW, MO i SB zlecono poszukiwanie świadków zdarzenia wśród okolicznych mieszkańców. Wkrótce potem powołano komisję do zbadania przyczyn katastrofy. Przewodniczył jej były zastępca dowódcy Wojsk Lotniczych gen. Tadeusz Krepski, któremu pomagali specjaliści z Instytutu Technicznego Wojsk Lotniczych oraz Zakładu Kryminalistyki Komendy Głównej MO. W badaniu sprawy brał udział także ekspert powołany przez władze Czechosłowacji. Wkrótce po zdarzeniu na miejsce katastrofy przybyli wicepremier Jan Mitręga, prokurator generalny PRL Lucjan Czubiński i były szef bezpieki Franciszek Szlachcic.

Miejsce katastrofy rządowego An-24

Ze względu na charakter wypadku początkowo prasa i radio nie informowały o katastrofie. W końcu podano zdawkowy komunikat na ten temat, jednak jego lakoniczność i brak zdjęć z miejsca zdarzenia sprawiły, że zaczęto snuć rozmaite teorie na temat przebiegu i przyczyn wypadku. Pojawiły się m.in. sensacyjne hipotezy mówiące o sabotażu, którego miały rzekomo dokonać peerelowskie lub czechosłowackie organy bezpieczeństwa. Na śmierci któregoś z dygnitarzy mogło też zależeć KGB. Spekulowano, że członkowie załogi mogli być pod wpływem alkoholu.

Oficjalny komunikat rządowej komisji, która badała przyczyny katastrofy, został podany do publicznej wiadomości po blisko miesiącu. Miało do niej dojść za sprawą gwałtownej turbulencji, połączonej z oblodzeniem skrzydeł. W tych okolicznościach nastąpiła nagła utrata wysokości lotu i maszyna uderzyła w ziemię przed pasem startowym. Analizując dokumentację powypadkową, wydaje się, że komisja nie dopuściła się nadużyć i nadinterpretacji przebiegu katastrofy. W czasie lotu pilot nie sygnalizował żadnych problemów ani usterek technicznych. Kontakt z załogą ze strony personelu lotniska urwał się w momencie, kiedy samolot znajdował się w odległości ok. 2,5 km od pasa startowego. Wszystko wskazuje na to, że za sprawą marznącego deszczu i zmniejszania wysokości przy lądowaniu skrzydła samolotu uległy oblodzeniu. Najprawdopodobniej nastąpiło to na tyle szybko, że załoga nie była w stanie zapobiec utracie sterowności i szarpnięciu w dół na skutek nagłej turbulencji. Opadając bezwładnie, An-24 zaczął ścinać korony drzew, tracąc kolejne elementy poszycia zewnętrznego. W końcu uderzył o ziemię pośród drzew, a po wybuchu paliwa stanął w ogniu. To sprawiło, że nikomu nie udało się przeżyć.

Artykuł prasowy na temat katastrofy.

Winnego brak

W wyniku katastrofy zginęło 18 osób, czyli wszyscy, którzy znajdowali się na pokładzie. Obok ministrów, załogi oraz funkcjonariuszy BOR było wśród nich dwóch wysokich rangą oficerów MSW. Pierwszym z nich był zastępca naczelnika Wydziału Prezydialnego Gabinetu Ministra płk Czesław Karski, który uprzednio pracował w wywiadzie i Departamencie III MSW, specjalizował się w problematyce niemieckiej. Drugim był starszy inspektor Grupy do Zleceń Specjalnych ministra płk Wiesław Zajda. Oficer ten wywodził się z Departamentu I MSW. W latach 60. był rezydentem w Rzymie, a następnie zastępcą naczelnika Departamentu IV MSW, czyli jednostki specjalizującej się w walce z Kościołem katolickim. Spośród członków czechosłowackiej delegacji zginęli m.in. kierownik Wydziału Administracji Państwowej KC KPCz Michal Kudzej, zastępca naczelnika Wydziału Kontaktów Międzynarodowych MSW płk Jaroslav Klima i przedstawiciel MSW Czechosłowacji w Warszawie ppłk Ladislav Hužvik.

Czytaj też:
Atak na ambasadę ZSRS w Warszawie. To miała być zemsta na Sowietach

Pogrzebowi ministra spraw wewnętrznych nadano szczególny charakter. W przeddzień uroczystości katafalk z trumną wystawiono w pałacyku Ksawerów na warszawskim Mokotowie. W budynku tym znajdowała się wówczas siedziba Akademii Spraw Wewnętrznych, czyli resortowej szkoły wyższej. Wartę honorową pełnili m.in. I sekretarz KC PZPR Edward Gierek, premier Piotr Jaroszewicz i przewodniczący Rady Państwa Henryk Jabłoński. Wiesławowi Ociepce nadano pośmiertnie wysokie odznaczenia państwowe.

Uroczysty pogrzeb ministra odbył się 3 marca na Powązkach Wojskowych w Warszawie. Pochowano go w Alei Zasłużonych. W ostatniej drodze towarzyszyli mu m.in. zastępca przewodniczącego KGB Wiktor Czebrikow oraz przedstawiciele „bratnich służb”, w tym osławiony szef wywiadu NRD Markus Wolf. W podobnym czasie uroczystości pogrzebowe odbyły się także w Czechosłowacji, gdzie MSW PRL reprezentowali wiceministrowie Mirosław Milewski i Tadeusz Pietrzak. Tym razem wydarzenia te były obszernie relacjonowane w prasie, radiu i telewizji.

W świetle zachowanej dokumentacji można stwierdzić, że za katastrofę pod Goleniowem właściwie nikt nie poniósł odpowiedzialności. W sprawozdaniu komisji prześlizgnięto się nad kwestią tego, kto osobiście i na skutek czyich nacisków wyraził zgodę na przelot i lądowanie w tak niebezpiecznych warunkach. Być może był temu winien sam szef MO i SB, jednak nie da się dziś tego jednoznacznie rozstrzygnąć. Wiesław Ociepka był jedynym ministrem spraw wewnętrznych w dziejach PRL, który zginął w trakcie sprawowania swojej funkcji. Jego następcą został Stanisław Kowalczyk, który również wywodził się z aparatu partyjnego i nie miał wcześniej bezpośredniej styczności z pracą resortu.

Artykuł został opublikowany w 4/2016 wydaniu miesięcznika Historia Do Rzeczy.