Największa rewolucja w historii muzyki. Jeden feler zmienił wszystko

Największa rewolucja w historii muzyki. Jeden feler zmienił wszystko

Dodano: 
Druga wojna światowa zabiła muzykę swingową i grające ją big-bandy. Nie tyle jednak sama wojna, ile pobór do US Army i wojenne ograniczenia. Mało ludzi bawiło się na potańcówkach, właścicielom restauracji nie opłacało się zatrudniać kilkudziesięcioosobowych big-bandów, więc liczebność zespołów muzycznych została ograniczona do minimum. Za całą potężną sekcję rytmiczną robił kontrabasista. Kontrabas ma jednak olbrzymią wadę – wielkość. Bez kontrabasu zespół mógł podróżować po całych Stanach samochodem osobowym, z kontrabasem potrzebna była ciężarówka. Przemysł zareagował na potrzebę i pojawił się kontrabas elektryczny. Początkowo grało się na nim pionowo – tak jak na zwykłym kontrabasie. Po kilku latach producenci doszli do wniosku, że zamiast opierać instrument o podłogę, łatwiej będzie przewiesić go przez szyję – niczym gitarę.

W 1950 r. firma Fender opracowała dwa nowe modele instrumentów. Jeden – zwany Precision Bass – był elektrycznym basem z gitarowymi progami na gryfie (stąd „precision” w nazwie). Drugi był elektryczną gitarą, która – wzorem elektrycznych basów – pozbawiona była pudła rezonansowego. Teraz o donośność dźwięku dbały przetworniki. Pozbycie się pudła rezonansowego rozwiązało również problem sprzężeń zwrotnych, wibracji i przydźwięków. W ten sposób powstał Fender Telecaster. Kształty gitary basowej i gitary elektrycznej zostały właśnie zdefiniowane. W kwietniu 1954 r. Bill Haley nagrał piosenkę „Rock Around the Clock”. Nadchodziła era rock and rolla.

Rewolucja

Bill Haley grał na gitarze elektrycznej, ale jego zespół – His Comets – wciąż korzystał ze starego instrumentarium: kontrabasu, saksofonu, akordeonu... Tymczasem gitara elektryczna dawała możliwość zastąpienia ich wszystkich. Nadszedł czas, w którym do nagrywania piosenek niepotrzebna była duża orkiestra w studiu nagraniowym, ale kilku kolegów, garaż i prąd.

Jimmy Hendrix podczas koncertu w 1968 roku.

Gitary elektryczne stanowiły klucz do sukcesu amerykańskich muzyków – Elvisa Presleya, Chucka Berry’ego, Muddy’ego Watersa. Najważniejszy z wymienionych był ten trzeci, bez niego muzyka rockandrollowa – i gitara elektryczna – pozostałaby pewnie wyłącznie amerykańską ciekawostką. Sam Muddy Waters nie grał zresztą rock and rolla, tylko elektryczny blues. Z taką właśnie muzyką pojechał na tournée po Europie. Jego koncerty w Wielkiej Brytanii jesienią 1958 r. okazały się wielkim sukcesem: zaprezentowały gitarę elektryczną Staremu Kontynentowi i stworzyły muzykę rockową.

Dzieje niemal każdego brytyjskiego zespołu – chociażby The Who, The Rolling Stones, The Beatles, Led Zeppelin, The Animals – można zacząć od opowieści, w której młodzi chłopcy poszli na jeden z koncertów Muddy’ego Watersa, zachwycili się nim i postanowili grać tak jak on.

Największy sukces odnieśli Beatlesi. Szybko zorientowali się, że aby zrobić karierę, muszą porzucić pozę buntowników, skórzane kurtki zamienić na garnitury oraz grać romantyczne piosenki. W 1962 r. zadebiutowali singlem „Love Me Do”, w 1963 r. podbili Europę, a w 1964 – Amerykę. Przystojni i grzeczni – nawet jeśli mieli ciut zbyt długie włosy – podbili serca amerykański nastolatków i ich matek. Jednak muzykę rockową – muzykę, która nie mogłaby powstać bez elektrycznych gitar – grały również inne zespoły, które nie chciały śpiewać o miłości, ale raczej o rewolucji obyczajowej, politycznej i moralnej. W 1967 r. odbył się wielki festiwal rockowy w kanadyjskim Monterey – pierwszy tego rodzaju. Bardziej znany jest ten z 1969 r. – Woodstock. Ze scen otwarcie śpiewano o nieposłuszeństwie wobec starszych, narkotykach i seksie. W ten sposób kilkanaście pierwszych lat istnienia gitary elektrycznej przewróciło świat do góry nogami...

Artykuł został opublikowany w 12/2018 wydaniu miesięcznika Historia Do Rzeczy.