Podczas zlodowaceń tysiące kilometrów sześciennych wody absorbował lód, toteż poziom oceanu światowego opadał w niewyobrażalny sposób. Świat sprzed początku ocieplenia holoceńskiego tak widział w książce „Przed potopem” brytyjski pisarz historyczny Ian Wilson (znany u nas także z książki o Całunie Turyńskim):
„Nowy Jork, Baltimore czy Boston znajdowałyby się w głębi lądu, oddalone o 120–240 kilometrów od wybrzeża, gdyż linia brzegowa była wówczas znacznie przesunięta na wschód. Na zachodnim wybrzeżu Alaska byłaby nadal połączona mostem lądowym z Syberią, Vancouver zaś wraz ze swą wyspą przesunęłoby się dość daleko w głąb lądu. […]. W Europie nie byłoby jeszcze kanału La Manche, Morza Północnego i Bałtyku; choć istniała również Islandia jako wyspa oddzielona od Anglii, Walii i Szkocji. Choć Cieśnina Gibraltarska otwierała już dostęp do Morza Śródziemnego, Korsyka i Sardynia były jeszcze zrośnięte, podobnie jak Sycylia z Półwyspem Apenińskim. Dzisiejsza Tunezja miała znacznie więcej stałego lądu. Większość tego, co nazywamy dziś Adriatykiem, także była suchym lądem. Na południe od Grecji znajdowało się mniej wysp niż obecnie, ale za to większych. To zaś, co nazywamy teraz Morzem Czarnym, było wówczas śródlądowym jeziorem słodkowodnym; bariera lądowa uniemożliwiała mu połączenie się z Morzem Śródziemnym i tym samym wyrównanie poziomu wód z innymi morzami świata…”.
Wszystkie epoki lodowcowe kończyły się podobnie. Gdy lody zaczęły się topić, powstawały ogromne jeziora, wielkości dzisiejszych mórz. Wód przybywało, aż w końcu znajdowały ujście tam, gdzie stosunkowo cienkie i kruche przegrody oddzielały te monstrualne akweny od depresji. Tak też tłumaczy się rozerwanie kredowego pomostu łączącego dzisiejsze Pas-de-Calais z hrabstwem Kent, co oznaczało powstanie Cieśniny Kaletańskiej oraz całego kanału La Manche łączącego Morze Północne z Oceanem Atlantyckim. Huk łamania kredowych bloków i ogłuszający ryk nagle wyzwolonego wodospadu musiały towarzyszyć temu apokaliptycznemu wydarzeniu.
Czytaj też:
Niemal zgładziły homo sapiens. Superwulkany wciąż zagrażają ludzkości
Niewątpliwie nastąpiło to ostatecznie w trakcie ostatniego ocieplenia holoceńskiego i oznaczało wielką powódź, czy – jak chcą inni – wielki potop, poprzedzający o parę tysiącleci potop biblijny, a nawet będący jego praprzyczyną. Dzięki zasadzie naczyń połączonych coraz więcej wody z topiących się lodowców napływało bowiem przez Cieśninę Gibraltarską do Morza Śródziemnego. Tylko do czasu opierało się ono o zaporę w Bosforze…
Zespół uczonych brytyjskich z dr Jenny Collier na czele uważa z kolei, że grobla łącząca dzisiejszą Anglię z kontynentem została przerwana po raz pierwszy już paręset lat wcześniej, podczas ocieplenia po drugim zlodowaceniu w czwartorzędzie. Mają na to wskazywać badania dna kanału sonarem dużej rozdzielczości, ujawniającym głębokie wyrwy w dnie. Katastrofę wywołało trzęsienie ziemi. Powstać wtedy miał jeszcze nie kanał obecnej szerokości, tylko rzeka, skutecznie jednak odcinająca Brytanię od migracji z zewnątrz. Badacz prehistorycznej demografii, prof. Chris Springer z Muzeum Historii Naturalnej, twierdzi, że od 180 tys. do 60 tys. lat temu wyspa była kompletnie wyludniona, choć ślady ludzkie (m.in. neandertalczyków) znajdowano z czasów sięgających 700 tys. lat wstecz.
Jeśli i ta hipoteza jest prawdziwa, to znaczy, że kanał La Manche powstawał niejako na raty odległe od siebie o setki tysięcy lat. W starożytności i średniowieczu przeprawiali się przezeń i podbijali Albion (od łac. „albi” – biały, jak klify Kentu) różni najeźdźcy. Ostatnim, któremu się powiodło, był Wilhelm Bastard zwany Zdobywcą w 1066 r. n.e.
Ostatni potop
Potop z „Eposu o Gilgameszu” oraz z Biblii był zapewne tym kataklizmem, którego ślady wykryto w okolicach i na dnie Morza Czarnego. Zarówno geolodzy, jak i archeolodzy oraz historycy są na ogół skłonni przyjąć, że akwen ten był jeszcze przed 8 tys. lat słodkowodnym jeziorem zasilanym rzekami spływającymi z europejskich lodowców. Akurat jednak od paru tysięcy lat narastało wtedy nasze obecne interglacjalne ocieplenie, lody ustępowały na całej półkuli północnej, podnosił się poziom oceanów i mórz, Morza Śródziemnego także. Natomiast sąsiednie jezioro, jeszcze nienazwane Morzem Czarnym (ani też – jak w antyku – Gościnnym; Pontus Euxinus), leżało w coraz bardziej pogłębiającej się depresji, oddzielone od oceanu światowego mocną skalną przegrodą.
Do czasu. Przyszedł moment, gdy nawet te skały nie zdołały powstrzymać naporu wodnej masy. Pękły, a przez cieśninę wdarła się rwąca rzeka, pogłębiając i poszerzając dzisiejszy Bosfor, a następnie napełniając akwen czarnomorski do poziomu śródziemnomorskiego. Ogólnie biorąc, taka mniej więcej teoria dominowała od dawna w świecie nauki. Kłopoty wynikały z udzielenia ścisłej i udokumentowanej odpowiedzi na rodzące się pytania: Kiedy to dokładnie nastąpiło? W jakich okolicznościach? Jaki miało przebieg? Jakie spowodowało skutki?
Czytaj też:
Wikingowie w Ameryce
Dwadzieścia lat temu zespół naukowców z Uniwersytetu Columbia, kierowany przez geologów Williama Ryana i Waltera Pitmana, ogłosił wnioski ze swych prac, które stanowiły próbę odpowiedzi na te i podobne pytania. Oto przed 7,6 tys. laty (5,6 tys. lat p.n.e.) woda z topniejących lodowców zaczęła się wyczerpywać, co spowodowało obniżenie poziomu akwenu i odsłonięcie żyznych ziem. To z kolei ściągnęło tu
osadników, którzy rozwinęli zaawansowaną jak na tę epokę kulturę rolną. Depresja (później) czarnomorska była położona 150 m poniżej lustra wody sąsiedniego Morza Egejskiego na zachodzie. Przestała ona istnieć, gdy na te tereny wdarły się przez Bosfor – właśnie pod koniec pierwszej połowy VI tysiąclecia p.n.e. – wody śródziemnomorskie, o czym świadczą muszle słonowodne znajdowane w osadach z tego okresu.
Moc wodnej kaskady była – zdaniem uczonych – 200 razy potężniejsza od wodospadu Niagara. Potop trwał jednak znacznie dłużej niż 40 dni, ale i tak sytuacja zmieniała się dynamicznie: poziom lustra wody podnosił się 15 cm dziennie, a linia brzegowa przesuwała się 1,5 km na dobę.
Spowodowało to ucieczkę mieszkających tu ludzi. Ślady po ich cywilizacji jednak pozostały – przede wszystkim w rozprzestrzenieniu się rolnictwa w Europie, ale także w postaci wyrobów rzemiosła. Są one w zasobach słynnego, założonego na przełomie XIX i XX w. muzeum w Warnie. A zauważmy, że znajduje się tam na przykład 3 tys. ozdób ze złota pochodzących z VII tysiąclecia p.n.e. Z okresu neolitu! Archeolodzy podkreślają też, że uprawą roli zajmowano się na Bałkanach już pół tysiąclecia przed hipotetyczną datą potopu, ogłoszoną przez Ryana i Pitmana.
Natomiast ich geologiczne ustalenia dotyczące istnienia stosunkowo niewielkiego jeziora w niecce czarnomorskiej potwierdził po dwóch latach francuski geofizyk Gilles Lericolais. Otóż w 1998 r. odkrył on wyżłobione w morskim dnie przedłużenia dolin Dunaju i Dniepru, którymi te rzeki spływały z zachodu i z północy w czasach przedpotopowych.
Dwa lata później śladów potopu szukał w odmętach Morza Czarnego badacz głębin i oceanograf Robert Duane Ballard, słynny zwłaszcza z odkrycia wraków „Titanica”, „Bismarcka” oraz „Lusitanii”. I tym razem wzbudził sensację, znalazł bowiem – na wysokości portu w tureckiej Synopie, oddaloną o 18 km od dzisiejszego wybrzeża – plażę. Zanurzona była 170 m pod powierzchnią. Dotarł do niej podwodny robot Argus. We wziętych z dna próbkach znaleziono muszle małży i ślimaków słodkowodnych, a badanie izotopu C14 dało wynik: pozostałości mięczaków liczą 7,5 tys. lat!
Potop biblijny okazał się wyjątkowym wydarzeniem w dziejach ludzkości. Niszczył i tworzył ludzkie cywilizacje. Prawdopodobnie potopy wydarzyły się kilkakrotnie na ziemskim globie także w – poprzednich wobec „naszego” holocenu – okresach epoki czwartorzędu. Cóż, pamięć o tych potopach nie przetrwała w formie zapisu – chyba że za taki uznamy słowa egipskiego kapłana, gdy mówił Grekom o zagładzie Atlantydy: „Wy naprzód pamiętacie tylko jeden potop, a przed tym było ich wiele”..., odtworzone w platońskim dialogu „Timajos”.
Obecnie uczeni szukają potwierdzenia hipotez dotyczących poprzednich potopów, których z pewnością „było wiele”. Ostatni, który zdarzył się w zachodniej Europie, odsłonił zapewne oglądane dziś przez nas białe klify Dover, a być może zniszczył też Atlantydę, kolebkę pracywilizacji na naszym kontynencie. Zostały po niej, znacznie starsze od egipskich piramid, gigantyczne bloki zachodnioeuropejskich menhirów.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.