PIOTR WŁOCZYK: Jak wielką sensacją było pojawienie się „Eagle 7?
ADAM MAKOS: To była niezwykła, eksperymentalna maszyna, więc jej pojawienie się na polu bitwy było olbrzymią sensacją! Nie tylko zresztą dla żołnierzy US Army. Również Niemcy byli jej widokiem bardzo zaskoczeni. Chodzi o czołg T26E3 Pershing. Amerykanie potrzebowali na gwałt potężniejszego czołgu od Shermana, który słabo radził sobie w walce z większymi niemieckimi maszynami, takimi jak Pantera czy Tygrys. Pierwsze 20 sztuk wysłano do Europy prosto z amerykańskiej hali fabrycznej, a kolejne 20 testowano na poligonach w USA.
Jedną z tych maszyn 22 lutego 1945 r. dostał Clarence Smoyer, główny bohater pańskiej książki.
Jego jednostka, 3. Dywizja Pancerna, otrzymała w sumie połowę pershingów wysłanych do Europy. Pershing Smoyera miał z przodu błotnika namalowane oznaczenie „E7”, załoga ochrzciła więc swój nowy czołg „Eagle 7”.
Dlaczego akurat ta załoga została wybrana do testowania Pershinga w boju?
Clarence wielokrotnie się nad tym zastanawiał. Powiedział mi, że najpewniej chodziło o to, iż miał mnóstwo szczęścia. Clarence i jego koledzy z załogi nigdy nie stracili czołgu. Tymczasem wszyscy wokół musieli wymieniać swoje maszyny. Niektórzy do końca wojny jeździli nawet pięcioma czołgami! Dodatkowo Clarence Smoyer słynął w swojej jednostce jako doskonały celowniczy. Miał talent i ogromną determinację, by za każdym razem trafiać. Clarence po prostu bał się spudłować. Wiedział doskonale, że w pojedynku z panterą nie może się pomylić. Jeżeli bowiem on spudłuje, to pantera zabije całą jego rodzinę.
(...)
Cały wywiad w najnowszym numerze miesięcznika!