PIOTR WŁOCZYK: We fragmencie swojej książki „»Bismarck«: 24 Hours to Doom” poświęconym udziałowi ORP „Piorun” w walce z tym potężnym niemieckim pancernikiem, napisał pan: „Gdyby wzburzone morze nie było taką barierą, wcale niewykluczone, że szaleni waleczni Polacy staranowaliby »Bismarcka«!”. Mamy to rozumieć jako komplement?
IAIN BALLANTYNE*:Oczywiście! Niszczyciel „Piorun” próbował ze wszelkich sił zranić „Bismarcka” w nocy przed ostateczną walką. Motywacja załogi „Pioruna” była świetnie znana w Royal Navy, niemniej jeden z brytyjskich marynarzy, z którymi rozmawiałem, jeszcze 70 lat po tamtej akcji wspominał swoje bezgraniczne osłupienie, gdy obserwował „Pioruna” w akcji. Nie udało się wprawdzie Polakom uszkodzić przeciwnika, ale te ataki wymęczyły niemiecką załogę przed ostateczną walką.
Co o Polakach mówili panu weterani Royal Navy?
Czytaj też:
Polskie plany wojny morskiej z III Rzeszą - „Worek” i „Rurka”
O tym, jak polscy marynarze byli postrzegani przez swoich brytyjskich kolegów, niech świadczy legenda, która była powtarzana w Royal Navy. Podczas bitwy z „Bismarckiem” kilku polskich marynarzy na HMS „Rodney” zniknęło ze swoich stanowisk. Brytyjczycy poszli ich szukać. Znaleziono ich ostrzących noże, szykujących się do abordażu... Pewnie to wymyślona historia, ale pokazuje, na jaki wizerunek zapracowali sobie Polacy swoim męstwem.
Czy „Bismarck”, stając 27 maja 1941 roku do bitwy brytyjskimi pancernikami „Rodneyem” i „King George’em V”, miał jakiekolwiek szanse?
Niemiecki pancernik był w tamtych warunkach skazany na zagładę. Po przeprowadzonym poprzedniego dnia ataku torpedowym „Bismarck” miał uszkodzony ster i nie był już w stanie manewrować. Był zdany na łaskę prądów morskich. Nie miał żadnych szans w starciu z Royal Navy, która ściągnęła w to miejsce potężne siły z dwoma pancernikami i lotniskowcem na czele.
Co było śmiertelnym ciosem dla „Bismarcka”? Brytyjska torpeda czy jednak Niemcy dokonali samozatopienia, żeby nie dać pełnej satysfakcji Royal Navy? Różne opinie słychać na ten temat.
Obie odpowiedzi są poprawne. Wielu badaczy zeszło na dno Atlantyku, żeby przekonać się, jak wyglądały ostatnie minuty tego okrętu. Wychodzi na to, że „Bismarck” był jak bokser wagi ciężkiej, który po serii ciosów w końcu pada, ale jeszcze w powietrzu dosięga go ostatni, potężny cios.
Przyjmuje się, że spośród 2365 członków załogi „Bismarcka” około 700 ludziom udało się wyskoczyć za burtę. Uratowanych zostało jednak tylko 116. Brytyjczycy naprawdę nie byli w stanie wyciągnąć z wody więcej rozbitków?
Ten temat wzbudza wiele kontrowersji. HMS „Dorsetshire”, ten sam ciężki krążownik, który torpedował „Bismarcka”, podpłynął w miejsce zatopienia, żeby zabrać ocalałych. Nie mogły tego zrobić brytyjskie pancerniki – po wykonaniu zadania musiały się jak najszybciej stamtąd oddalić. „Dorsetshire” miał na swoim pokładzie mnóstwo miejsca dla załogi „Bismarcka”. Czy ten okręt naprawdę musiał się wycofać w trakcie akcji ewakuacyjnej? Przecież wiadomo, że gdyby tylko został tam dłużej, na pewno udałoby się uratować setki ludzi więcej. Otóż nie mógł tam zostać, bo w pobliżu pojawił się U-Boot. Niemcy wysłali na pomoc „Bismarckowi” przynajmniej cztery łodzie podwodne i niestety jedna z nich uniemożliwiła kontynuowanie akcji ratunkowej...
Porozmawiajmy chwilę o determinacji Brytyjczyków, by posłać „Bismarcka” na dno. Pierwsza z przesłanek była czysto emocjonalna: pomszczenie krążownika liniowego HMS „Hood”.
„Hood” był symbolem brytyjskiej dominacji na morzach między wojnami. Uchodził przy tym za najpiękniejszy krążownik liniowy kiedykolwiek zbudowany. Tysiące brytyjskich marynarzy przewinęło się przez jego pokład (służył od 1920 r.), więc kiedy 24 maja 1941 r. podczas bitwy z „Bismarckiem” „Hood” wyleciał w powietrze po ośmiu minutach wymiany ognia, mnóstwo osób na Wyspach przeżyło szok. Wielka Brytania okryła się żałobą, Brytyjczycy oczekiwali zemsty. Prawda jest jednak taka, że „Hood” – choć piękny – był już wtedy przestarzałą konstrukcją z I wojny światowej. Nie był przygotowany do starcia z relatywnie nowoczesnym niemieckim pancernikiem.
*Iain Ballantyne jest redaktorem naczelnym prestiżowego brytyjskiego magazynu o okrętach wojennych „Warships International Fleet Review”, autorem książki pt. „»Bismarck«: 24 Hours to Doom”, opowiadająca o ostatnich 24 godzinach pancernika „Bismarck”.
Czytaj też:
Katastrofa „Laconii”. Ten incydent zmienił wojnę na Atlantyku w piekło