PIOTR WŁOCZYK: Ludność ukraińska żyjąca w dawnej Galicji miała nieporównanie silniejszą tożsamość narodową od 26 mln Ukraińców z ZSRS, ale także od tych żyjących na Wołyniu. Co to w praktyce oznaczało dla władz w Warszawie?
PROF. JAN PISULIŃSKI: Ukraińcy w Galicji stanowili ok. 60 proc. całej społeczności ukraińskiej żyjącej w II RP (5,5 mln). Ukraiński ruch narodowy był tam bardzo zróżnicowany. Terroryści nie stanowili w nim zresztą znaczącej siły ani nie mieli dużego poparcia. Takie metody walki popierali głównie młodzież i studenci. W sierpniu 1920 r. powołana została Ukraińska Organizacja Wojskowa (UOW). Doszło do tego na zjeździe byłych oficerów Korpusu Strzelców Siczowych, walczących w armii Ukraińskiej Republiki Ludowej. UOW, na której czele stanął płk Jewhen Konowalec, miała dążyć różnymi sposobami, również przemocą, do powstania państwa ukraińskiego na wszystkich terytoriach zamieszkanych przez Ukraińców – w ZSRS, II RP, Rumunii i Czechosłowacji. W praktyce jednak rozwinęła swoją działalność tylko w Polsce.
UOW podporządkowała się funkcjonującemu na emigracji w Wiedniu rządowi Zachodnioukraińskiej Republiki Ludowej Jewhena Petruszewycza, który dążył do pełnej niepodległości. Pamiętajmy, że do 1923 r. status ziem południowo-wschodniej Polski nie był uregulowany. Mocarstwa zachodnie nie chciały początkowo uznać pełnej polskiej suwerenności na tych terenach z uwagi na mieszany charakter ludności. Najpierw chciały oddać te ziemie Imperium Rosyjskiemu, ale zrezygnowały z tego, gdy bolszewicy wygrali wojnę domową. Później proponowały je Polsce na zasadzie 25-letniego mandatu Ligi Narodów. Finalnie, w 1923 r., pozostawiono te tereny w granicach państwa polskiego w zamian za obietnicę, że otrzymają one autonomię.
Jakimi konkretnie metodami UOW walczyła o ustanowienie własnego państwa?
Organizacja ta starała się przeciwstawić działaniom władz polskich zmierzających do pełnej integracji. Organizowała zamachy zarówno na przedstawicieli władz polskich, jak i osoby kolaborujące – w ich mniemaniu – z Polakami (wójtów i innych urzędników). Najsłynniejszy zamach został dokonany we wrześniu 1921 r. na przybyłego do Lwowa Józefa Piłsudskiego, któremu towarzyszył wojewoda Kazimierz Grabowski. Zamachu dokonał student ukraiński Stepan Fedak, związany z podziemiem ukraińskim. Józefowi Piłsudskiemu nic się nie stało, ale ranny został wojewoda Grabowski. Polskie władze oficjalnie uznały, że nie ma co nadawać temu zbyt dużego rozgłosu, w związku z czym utrzymywały, że był to zamach na wojewodę. Dzięki temu Fedak dostał mniejszy wyrok.
Konowalec uważał, że należy uniemożliwić jakiekolwiek porozumienie z władzami polskimi. Gros tych ataków było skierowanych przeciw „kolaborantom”. Wszyscy, którzy działali na rzecz porozumienia Ukraińców z Polakami i potępiali walkę zbrojną, byli narażeni na atak.
W 1922 r. doszło do tzw. pierwszego częściowego wystąpienia UOW. Jak poważnie ta fala ataków paraliżowała życie w południowo-wschodniej Polsce?
Było to apogeum konfliktu polsko-ukraińskiego. Wielka Brytania opowiadała się za daleko idącą autonomią dla mieszkańców Galicji. Ukraińscy politycy liczyli na poparcie ze strony mocarstw i starali się pokazać, że całe społeczeństwo ukraińskie jest przeciwne polskiemu panowaniu. Z jednej strony zastraszano więc ludzi gotowych do kompromisu, z drugiej starano się pokazać siłę sprzeciwu wobec polskiej – jak to określano – okupacji.
Moment krytyczny nastąpił wtedy, gdy Sejm Ustawodawczy zarządził wybory. Pierwsza tura odbyła się 5 listopada 1922 r. Wybory odbyły się oczywiście również na obszarze Galicji Wschodniej, która, według Ukraińców, oficjalnie nie należała do Polski. Argumentowali oni, że zgodnie z traktatem pokojowym w Saint-Germain Austria scedowała na mocarstwa prawo do decydowania o losie Galicji. Władze polskie od początku pokazywały, że nie ma mowy o ustępstwach, i uznały, że wybory należy przeprowadzić również w Galicji Wschodniej. Według rządu wiedeńskiego i Konowalca wzięcie w nich udziału oznaczałoby zaakceptowanie takiego stanu rzeczy.
Czytaj też:
Zagadka wybuchu warszawskiej prochowni
Dlatego tuż przed wyborami akty terroru zostały nasilone – dochodziło do napadów na polskich funkcjonariuszy, a także na osoby „kolaborujące”. Zabito wówczas kilkanaście osób i dokonano wielu podpaleń.
Polacy mieszkający w Galicji Wschodniej ryglowali się w domach?
Generalnie aż tak źle nie było. Ukraińscy bojownicy nie zabijali cywili, tylko polskich funkcjonariuszy oraz ugodowo nastawionych Ukraińców. Najsłynniejszą zbrodnią było wówczas zabicie Sydira Twerdochliba z ugodowej Ukraińskiej Partii Włościańskiej. To było jedyne środowisko ukraińskie, które zdecydowało się wystartować w tych wyborach.
Jak skuteczna była antywyborcza akcja UOW?
Frekwencja dla województw: lwowskiego, stanisławowskiego i tarnopolskiego wynosiła ok. 35 proc. W dzisiejszej Polsce być może nie robi to aż takiego wrażenia, ale gdy porównujemy to z zachodnimi częściami kraju, widać przepaść. W Wielkopolsce i na Mazowszu frekwencja sięgała wówczas 80–90 proc. Gros Ukraińców zbojkotowało te wybory.
Jak polski rząd zareagował na akty terroru?
Warszawa zdecydowała się nie wprowadzać stanu wyjątkowego. Stwierdzono, że byłoby to odebrane przez mocarstwa jako dowód na to, iż Polska nie radzi sobie z sytuacją. Rząd zwiększył w zapalnym rejonie obecność wojska i policji. Generał Józef Haller objął dowodzenie nad wysłanymi tam jednostkami wojskowymi. Manifestacja siły połączona z aresztowaniami pozwoliła dosyć szybko spacyfikować nastroje.
Kilka miesięcy później, w marcu 1923 r., mocarstwa uznały przynależność całej Galicji Wschodniej do Polski. Polskie władze stwierdziły, że zapis o wprowadzeniu tam autonomii nie był obligatoryjny, i postanowiły nasilić politykę asymilacji. Zakazywano nawet mówienia o „Ukraińcach”, chciano zastąpić to słowo „Rusinami”. Wprowadzono szkolnictwo utrakwistyczne, czyli dwujęzyczne. Był to etap pośredni w kierunku likwidacji szkolnictwa ukraińskiego. Spośród prawie 3 tys. szkół ukraińskich istniejących przed 1914 r. pozostało zaledwie kilkaset. Reszta była utrakwistyczna. Język ukraiński funkcjonował na drugorzędnych przedmiotach, takich jak choćby WF, a najważniejsze były nauczane po polsku.
Płaczemy nad losem dzieci z Wrześni, a tymczasem…
Niestety, jeżeli opowiadamy o germanizacji i rusyfikacji w czasie zaborów, to trzeba też pamiętać, że władze II RP stosowały całkiem podobne metody. Na Wołyniu, gdzie opór społeczny był mniejszy, doprowadzono do tego, że nie została ani jedna ukraińska szkoła.
Przewidziane w ustawie z 1924 r. tzw. plebiscyty szkolne powodowały, że miejscowa ludność była w potrzasku. Z jednej strony polskie władze zastraszały rodziców, by nie występowali o możliwość nauczania w języku ukraińskim, a z drugiej ukraińscy terroryści groźbami chcieli ich zmusić do występowania z takimi właśnie inicjatywami.
Po aresztowaniach z przełomu lat 1922 i 1923 – na pewien czas zatrzymano też samego Konowalca – działalność terrorystyczna została bardzo ograniczona. UOW była jednak powoli odbudowywana. Ukraińscy terroryści mogli w tej sprawie liczyć na wsparcie Niemców, Litwinów i Czechosłowaków. Ukraińscy nacjonaliści dostawali od nich pieniądze, paszporty, ale byli również szkoleni. Chociaż na terenie ZSRS ukraiński ruch niepodległościowy był bezwzględnie zwalczany, to również wywiad sowiecki wspierał działania UOW w Polsce.
Czytaj też:
Huculi z II RP – „jeden z najbardziej fascynujących ludów w całej Europie”
Kto przede wszystkim popierał UOW w środowisku ukraińskim?
UOW, chociaż opierała się na działaczach z czasów URL, przede wszystkim miała poparcie wśród młodzieży i studentów. Głównie myślę tu o Ukraińcach studiujących na emigracji, ponieważ w Polsce musieli oni składać przysięgę na wierność Rzeczypospolitej. Bardzo wielu z nich studiowało na ukraińskim uniwersytecie w Pradze. Wydarzenia w Europie sprawiały, że młodzi ukraińscy nacjonaliści, podziwiający Mussoliniego, stawali się coraz bardziej radykalni. W latach 20. zaczął się rysować konflikt między młodszym a starszym pokoleniem nacjonalistów. Starsi byli głównie prawnikami, dlatego ZURL często była nazywana „republiką adwokatów”. Byli oni wychowani w duchu austriackiej tolerancji i opowiadali się za legalnymi metodami. Młodzież oskarżała ich o to, że przez tę ich „rycerskość” w walce z Polakami nie udało się stworzyć państwa ukraińskiego w Galicji. Starsze pokolenie faktycznie wzdrygało się przed sięganiem po terror.
Jakie miejsce zajmowali Ukraińcy w polskiej administracji?
W teorii konstytucja z 1921 r. dawała Ukraińcom pełnię praw, ale formalnie piętrzono przed nimi przeszkody. Polacy nie dopuszczali inteligencji ukraińskiej do ważniejszych państwowych urzędów, zostawiając dla nich tylko najmniej odpowiedzialne stanowiska. Przykładowo Ukrainiec mógł być sołtysem, ale już nie wójtem. W 1930 r. na 5,5-milionową społeczność ukraińską w administracji państwowej pracowało tylko 14 tys. przedstawicieli tej nacji. Mogli oni być dróżnikami i gajowymi, ale to było w zasadzie maksimum. Zupełnie inaczej wyglądała sprawa, gdy dochodziło do zmiany wyznania na katolickie – wtedy nagle otwierała się przed nimi droga do kariery w administracji.