Jesienią 1845 roku pojawiała się w Irlandii zaraza, która zniszczyła do 40 procent uprawy ziemniaka. Za klęskę odpowiedzialny był pierwotniak grzybopodobny Phytophthora infestans, który przywędrował do na wyspę ze Stanów Zjednoczonych.
Obojętność
Choć rok 1845 udało się Irlandczykom jakoś przetrwać, to rok kolejny okazał się kompletną katastrofą. Zaraza nie ustąpiła, jak się spodziewano, i zaatakowała po raz kolejny. Zbiorów, de facto, wówczas nie było, a ludzie zaczęli mieć problem z dostępem do żywności, gdyż to właśnie ziemniaki stanowiły podstawę diety dużej części Irlandczyków, głównie chłopów i biednych mieszczan.
Oprócz ziemniaków chłopi hodowali głównie zboże. Mogłoby się więc wydawać, że bez trudu uda im się przetrwać – mogli przecież przeznaczyć zboże na mąkę, która wystarczyłaby na całą zimę. Niestety, zboże nie było przeznaczone na „użytek osobisty” – chłopi musieli je sprzedawać, aby móc opłacić bardzo wysokie czynsze za dzierżawę swoich działek. Tym samym zostawali bez niczego – nie mieli ani ziemniaków, ani zboża, ani pieniędzy. Rzecz jasna, istniały także wielkie majątki ziemskie, na których pracowali robotnicy najemni. Tam również hodowano zboże, lecz było ono w całości przeznaczone na rynek angielski. Irlandia została bez niczego i choć jej najubożsi mieszkańcy nie mieli co jeść, to codziennie z irlandzkich portów odpływały statki po brzegi wyładowane ziarnem.
Jeden z przywódców politycznych Irlandii, Daniel O’Connel postulował radykalne kroki – wstrzymanie procesów destylacji alkoholu, aby zboże nań potrzebne oddać głodującym, zakaz eksportu produktów żywnościowych, narzucenie podatku najbogatszym oraz otwarcie portów, aby móc otrzymać pomoc z zagranicy. Niestety jego propozycje nie spotkały się żadnym zainteresowaniem brytyjskiego rządu (trzeba pamiętać, że Irlandia była wciąż częścią Wielkiej Brytanii). Ówczesny premier, Robert Peel stwierdził, że odpowiedzialność za współobywateli ponoszą, co najwyżej, lepiej sytuowani Irlandczycy, a władza centralna może jedynie obniżyć ceny zboża. Ostatecznie Peel zgodził się udzielić Irlandii niewielkiej rządowej pomocy – w Stanach Zjednoczonych zakupiono kukurydzę o wartości 100 tysięcy funtów, a także otwarto, swego rodzaju, „centra pracy”, gdzie najbiedniejsi, głównie chłopi mogli znaleźć zatrudnienie. Do Irlandii zaczęła także napływać pomoc z zagranicy, również prywatna.
Milion ofiar
Angielska pomoc ustała, kiedy premierem został John Russell, gorący zwolennik nieingerencji w sprawy ekonomiczne i miłośnik, powiedzielibyśmy dziś, „niewidzialnej ręki rynku”. Jego zdaniem problemy pozostawione samym sobie, rozwiążą się samoistnie. Społeczeństwo angielskie było również zmęczone ciągłym słuchaniem na temat irlandzkiego głodu. Zaczęto opowiadać sobie, że Irlandia sama jest sobie winna, a Irlandczycy są leniwi, nie chce im się pracować i nie znają się na roli – stąd wszystkie ich problemy.
Najgorsza sytuacja miała miejsce do 1948 roku, lecz problemy z żywnością i okresowe klęski wywołane zarazą trwały aż do roku 1851. W tym czasie z Irlandii wyjechało niemal 2,5 miliona ludzi. Setki tysięcy zaczęły chorować, gdyż osłabienie spowodowane niedożywaniem i głodem, zaczęło wywoływać groźne choroby.
Szacuje się, że milion Irlandczyków umarło wtedy z głodu i chorób. Dla niektórych historyków, także Brytyjczyków, działania brytyjskiego rządu nosiły znamiona ludobójstwa, a odpowiedzialność za śmierć irlandzkich obywateli, ponosi m.in. premier Russell.
Klęska głodu, jaka nawiedziła Irlandię w latach 40. XIX wieku nasiliła niechęć do Anglii i sprawiła, że coraz większa liczba Irlandczyków zaczęła myśleć o oderwaniu od metropolii.