PIOTR WŁOCZYK: Co w zimnowojennym układzie sił zmieniało pojawienie się w 1954 r. USS „Nautilusa”?
IAIN BALLANTYNE: Jeżeli miałbym do czegoś porównać tę rewolucję, to byłby to ekwiwalent pojawienia się HMS „Dreadnought” w 1906 r.
Czyli okrętu bez jakiejkolwiek konkurencji.
Tak. Dreadnought był zupełnie nową klasą okrętu, który o całą długość wyprzedzał konkurencję. USS „Nautilus” był pierwszym okrętem podwodnym o napędzie atomowym. Nagle wszystkie inne okręty podwodne stały się przestarzałe. Dlaczego? Dlatego że nie były w stanie dopłynąć tam, gdzie mógł się wybrać „Nautilus”, np. daleko pod lód na biegunie północnym. Napęd nuklearny oznaczał bowiem, że jednostka stawała się niezależna od powierzchni. Okręt zasilany silnikami dieslowsko-elektrycznymi może ukrywać się w głębinach aż do momentu, kiedy zmuszony jest wynurzyć się, by za pomocą silnika spalinowego naładować baterie. Reaktor nuklearny na pokładzie oznacza, że ten problem znika. Okręt może przebywać w zanurzeniu nieporównywalnie dłużej – może nawet okrążyć świat w zanurzeniu, co też stało się niedługo po zwodowaniu „Nautilusa”.
Wizja pływania pod lodem musiała być bardzo atrakcyjna dla marynarek największych potęg.
Oczywiście. Sowieci mogli się dzięki temu zaczaić w Zatoce Świętego Wawrzyńca, a Amerykanie mogli wykonywać misje w okolicach bieguna północnego. Często się mówi, że jedynym ograniczeniem takich okrętów jest zapas żywności, który można zabrać ze sobą na pokład, ale to nie do końca prawda. Nie mniej ważne jest zdrowie psychiczne załogi, która musi być skompletowana spośród ludzi o nerwach ze stali, którzy nie zawiodą w momencie próby, po wielu tygodniach zamknięcia w ciasnej przestrzeni.
Amerykanie jako pierwsi zbudowali okręt podwodny o napędzie atomowym, ale z kolei Sowieci wyprzedzili ich w wyścigu o umieszczeniepod wodą pocisków balistycznych z ładunkami jądrowymi.
Do przenoszenia tych pocisków Sowieci wybrali jednostkę dieslowsko-elektryczną. Pociski miały stosunkowo niewielki zasięg, więc ich okręty podwodne musiały się dostać blisko wybrzeży USA. To z kolei narażało je na atak, tym bardziej że w związku z konwencjonalnym typem napędu jednostki te musiały się co pewien czas wynurzać, by naładować akumulatory. US Navy miało je wówczas jak na widelcu.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.